Przy okazji każdego, kolejnego, dramatycznego wydarzenia zadajemy sobie pytanie, jak długo jeszcze trzeba będzie czekać na to, że Zachód się obudzi, zrzuci polityczną poprawność i zacznie przynajmniej serio rozmawiać o swoich problemach. A może i potem podejmie próbę ich rozwiązania. Nie chodzi przy tym o jakieś irracjonalne zachowania, ale zwykły instynkt samozachowawczy, który każe zidentyfikować zagrożenia, nie udawać dłużej, że ich nie ma, wreszcie podjąć działania po to, by im przeciwdziałać. No, cóż, oby nie trzeba było czekać na to za długo. I nadaremnie.

Opublikowane właśnie wyniki badań naukowych wskazują tymczasem, że wymarzony przez lewicę człowiek przyszłości może w swej istocie być całkiem współczesnym zachodnim Europejczykiem. Zdaniem autorów pracy opublikowanej na łamach czasopisma "Journal of Cross-Cultural Psychology" zachodnie społeczeństwo zmienia bowiem potrzeba... altruizmu, a świeckie wartości są źródłem prospołecznych zachowań.

Badacze z Leuphana University of Lüneburg i University of Lausanne postanowili sprawdzić tezę, że indywidualizm i emancypacja w istocie swej przyczyniają się do pożytku publicznego i zachowań, które służą interesowi społeczności. To rozwinięcie teorii, w myśl której procesy modernizacyjne, rosnąca zamożność i poczucie bezpieczeństwa Zachodu przesunęły obszar wartości od kolektywizmu w stronę indywidualizmu, sprawiły, że zamiast władzy ludzie zaczęli sobie wyżej cenić wolność wyrażania siebie. Jeden z autorów pracy, Christian Welzel, w swej niedawnej książce podkreślał przy tym, że rosnący indywidualizm prowadzi ostatecznie do zachowań prospołecznych, nie jest bowiem w swej istocie egotystyczny, ale ma swe korzenie w przywiązaniu do idei równości szans. I tak z jednej strony naturalnie rośnie tolerancja wobec najrozmaitszych przejawów indywidualizmu, z drugiej równie naturalnie nasila się nietolerancja wobec wszelkiej dyskryminacji i naruszania praw człowieka. Jakbym to już gdzieś słyszał...

Nie będę się nawet silił, by opisać metodę badawczą, którą przy tej pracy zastosowano. Niech wystarczy informacja, że z jednej strony wykorzystano dane z niemieckiej części internetowej bazy sondażowej World Value Survey (WVS). Wzbogacono je również internetowymi ankietami, w których ochotnicy uczestniczyli na przykład w wirtualnej ekonomicznej grze, w której mogli wybrać różne warianty postępowania, pomnażać dochody firmy, utrzymywać produkcję na dotychczasowym poziomie lub... okradać innych. Pytano ich też o skłonność do działalności na rzecz społeczeństwa, choćby wolontariatu.

Owe, jak to określono, emancypacyjne wartości to według Welzela równość, wolność, autonomia i możliwość wyrażania siebie, polityczne, obywatelskie i seksualne prawa, które w społeczeństwie liberalnym cenione są wyżej, niż posłuszeństwo, czy patriarchat. Są one wyraźnym przeciwieństwem tradycyjnych wartości, tam gdzie dominują, religia i rodzina są mniej ważne, a rozwody, aborcja i eutanazja względnie akceptowane i dostępne.

Co ów "nowy, wspaniały świat" w istocie oznacza? Zdaniem autorów pracy, wszystko co najlepsze. Okazało się bowiem, że wyemancypowani indywidualiści nie myślą o niczym innym, jak tylko o tym, by przysłużyć się społeczeństwu, oddawać działalności charytatywnej, przyczyniać do społecznego rozwoju. Serio. Ich system wartości jest źródłem jednej, wielkiej i niczym nie skrępowanej fali altruizmu. Owszem, na pewnym etapie przemiany od kolektywizmu w indywidualizm, niektórzy może jeszcze ulegają pokusie koncentrowania się na osobistych zyskach i karierze, ale w miarę, jak bogactwo rośnie już tylko prawa człowieka, wolność, samookreślenie, ochrona środowiska się liczą. Hmm. Jeśli to nie jest komunizm, komunizm ery dostatku, a nie niedoboru, to co to jest? I co będzie, gdy dostatku zabraknie?

No dobrze, może nieco upraszczam, nieco się nabijam, nieco trywializuję. Może nawet bardziej niż nieco. Ale tym, co uderzyło mnie w tych badaniach jest konstatacja, że osoby ceniące sobie szczególnie świeckie wartości, kierują się w swych działaniach założeniem, że inni nie postępują aspołecznie i dla przykładu... nie kradną. W związku z tym ryzyko, że coś pójdzie nie tak, jest mniejsze. A gdyby inni jednak postępowali nieetycznie, kradli i mordowali to co? Na to pytanie autorzy pracy nie odpowiadają. Mam wrażenie, że opisane przez nich zachodnie społeczeństwa też nie. No właśnie...