Polaryzacja polityczna nie jest nieodwracalna - twierdzą psycholodzy z University of Illinois. Ich zdaniem stanowiska liberałów i konserwatystów można nieco do siebie zbliżyć, jeśli jednych i drugich zmusi się do abstrakcyjnego myślenia. Jeśli wierzyć ich badaniom, dobrym sposobem na złagodzenie podziałów choćby w amerykańskim Kongresie mogłoby być... powielanie dokumentów i opracowań na kiepskiej kserokopiarce.

Ameryka wydała właśnie na kampanię wyborczą około 6 miliardów dolarów, by znaleźć się dokładnie w tym samym miejscu, gdzie była przed wyborami, z demokratycznym prezydentem i Senatem oraz republikańską Izbą Reprezentantów. Naród, przynajmniej ten biorący udział w wyborach, podzielił się niemal dokładnie na pół i teraz obie grupy nieufnie patrzą na siebie z obu stron barykady. Podobnie, jak politycy jednej i drugiej strony. Co gorsze, na razie nikt nie ma pomysłu, jak przerwać klincz, w którym Waszyngton trwa od co najmniej dwóch lat. Kto wie, czy liderzy większości i mniejszości w obu izbach Kongresu nie powinni zajrzeć do wyników badań opublikowanych właśnie w czasopiśmie "Social Psychological and Personality Science". To z nich płynie wniosek, że czasem warto coś zagmatwać, by potem lepiej się zrozumieć.

O co dokładnie chodzi? Już spieszę wyjaśnić. Badacze z  University of Illinois postanowili sprawdzić, jak można doprowadzić do zbliżenia stanowisk liberałów i konserwatystów w tak kontrowersyjnych sprawach, jak kara śmierci, czy budowa muzułmańskiego ośrodka w pobliżu nowojorskiego Ground Zero. Ich badania pokazały, że strony sporu konsekwentnie wykorzystują publikacje na te tematy do tego, by umacniać swoją opinię w tych sprawach. Wyraziste opinie za lub przeciw nikogo nie są właściwie w stanie przekonać, są przez odbiorców wykorzystywane tylko i wyłącznie do okopywania się na własnej pozycji.

Coś ciekawego zaczyna się dziać, gdy zakłóci się jednoznaczność przekazu. I tym razem dokonano tego w sprytny sposób, nie ingerując w treść artykułów. Badanym dano do przeczytania takie same teksty tyle, że wydrukowane ze znacznie mniejszym kontrastem lub nietypową, trudną do odczytania, czcionką. I nagle okazało się, że osoby zmuszone do mozolnego wczytywania się w treść zaczynają abstrakcyjnie myśleć o tym, co widzą i miast szukać tylko potwierdzenia własnych poglądów lub własnych uprzedzeń stają się bardziej wrażliwe na argumenty drugiej strony. Dotychczasowi liberałowie i konserwatyści nagle przesuwają się w swych poglądach w stronę centrum.

Oczywiście manipulacja kserokopiarką to tylko przenośnia tego, co rzeczywiście można dla tego łagodzenia polaryzacji uczynić. Badacze z Illinois proponują, by w debatach mniej mówić o tym "co" i "jak", więcej o tym "dlaczego". To tego typu rozważania uruchamiają w nas bowiem skłonność do kompromisu. Wcześniejsze badania pokazywały, że abstrakcyjne myślenie wzmacnia kreatywność i otwartość, teraz okazuje się również, że przesuwa nas w stronę politycznego centrum.

Nie upieram się przy tym, że centrum to najwłaściwsze miejsce lokowania swoich poglądów. Nie mam jednak wątpliwości, że okresowe wizyty w tym centrum pomogłyby nam wszystkim lepiej się dogadywać. Może trudno w to uwierzyć, ale w świecie krzykliwych i jednoznacznych przekazów czasem to właśnie z mętnych i niejednoznacznych tłumaczeń można wyczytać najwięcej. I to dotyczy nie tylko Ameryki.