Patrzę i oczom nie wierzę. Naukowcy z Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis opublikowali wyniki badań, wskazujących na to, że do leczenia depresji można użyć gazu rozweselającego. Jak to, czyżby nikt na to wcześniej nie wpadł, nie sprawdził? Wygląda na to, że nie. Jakim cudem? Nie mam pojęcia. Podtlenek azotu, zwany ze względu na swe własności gazem rozweselającym, od 150 lat łagodził ból porodów, czy zabiegów dentystycznych, teraz może znaleźć nowe zastosowanie. A może nawet... będzie musiał.

Zanim wyjaśnię, o co mi konkretnie chodzi, nieco faktów. Korzystne działanie podtlenku azotu potwierdzono w badaniach prowadzonych na 20 ochotnikach, cierpiących na kliniczną depresję, która nie poddawała się tradycyjnym metodom terapii. Jak pisze w najnowszym numerze czasopismo "Biological Psychiatry", okazało się, że aż 2/3 z nich po wdychaniu gazu rozweselającego poczuło się lepiej, podczas gdy w przypadku placebo, poprawę odczuła 1/3 badanych. To istotna różnica. Co więcej, korzystne efekty pojawiły się szybko po eksperymencie i utrzymywały jeszcze dzień później. Niektórzy pacjenci twierdzili nawet, że nastrój poprawił im się na cały tydzień.

Podtlenek azotu, jeśli dalsze badania potwierdzą jego skuteczność, byłby bardzo atrakcyjnym lekarstwem na depresję. Po pierwsze, na krótką metę, poza sporadycznymi przypadkami nudności i wymiotów, nie wywołuje praktycznie żadnych efektów ubocznych. Po drugie szybko usuwa się z organizmu. Po trzecie wreszcie - i najważniejsze - działa praktycznie natychmiast, podczas gdy tradycyjne środki, takie jak prozac, zaczynają przynosić pozytywne skutki dopiero po co najmniej dwóch tygodniach. Gaz rozweselający mógłby więc pomagać pacjentom w sytuacjach krytycznych, wymagających natychmiastowej interwencji. Atutem jest też cena, nie licząc butli to około 20 złotych za kilogram.

Czemu o tym wspominam? To proste. Żyjemy w czasach dość gwałtownej utraty złudzeń, dotyczącej wielu, jeśli nie niemal wszystkich, dziedzin naszego życia. W zależności od tego, jak układają się nasze przekonania i polityczne poglądy, albo jesteśmy sfrustrowani tym, że nasza krytyka obecnej rzeczywistości nic nie daje, albo męczy nas świadomość, że bronimy układu rządzącego, który w oczywisty sposób nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Albo niecierpliwie czekamy na Święta Bożego Narodzenia, niepokoi nas postępujące wokół zeświecczenie i próby ich dalszej komercjalizacji, albo daliśmy się już przekonać, że święta są złe i o tej całej rodzinie przy stole myślimy z obrzydzeniem. Albo boimy się, że marsz 13 grudnia nie okaże się odpowiednio udany, albo ściskamy kciuki, żeby się jednak nie okazał. Albo irytuje nas stronniczość i zaślepienie innych, albo... irytuje nas stronniczość i zaślepienie innych... innych. Albo jesteśmy młodzi i martwi nas, że nie będziemy mieli pracy, albo jesteśmy starzy i martwimy się, że nie będziemy mieli emerytury itd., itp.

Nie mówcie mi przy tym, że przecież jest jeszcze wielu z nas, którym to wszystko powiewa. Pewnie, że są. Czy jednak z ręką na sercu mogą powiedzieć, że tu i teraz czują się naprawdę dobrze, pewnie i z nadzieją patrzą w przyszłość? Nadzieja, ta od wiary i miłości, jest przecież taka niemodna. Jeszcze chwila, a sami zaczniemy się za podtlenkiem azotu rozglądać. Tylko miejmy świadomość, że jego nadużywanie może być szkodliwe. Dla klimatu. Gaz rozweselający jest bowiem także gazem... cieplarnianym. Tak źle i tak niedobrze.