Polacy obawiają się wielu rzeczy, podobnie jak inni odczuwają leki przed ciemnością, pająkami, boją się publicznych wystąpień, czy myszy. W naszym kraju jednak narodziła się kilka lat temu innego rodzaju fobia, dotykająca szczególnie tak zwane elity, środowiska opiniotwórcze i młodych wykształconych. To irracjonalny lęk przed... Jarosławem Kaczyńskim. Prywatne fobie utrudniają życie nam i naszym najbliższym. Fobia społeczna utrudnia nam życie na skalę społeczną. Może właśnie dlatego dobrze przyjrzeć się propozycji szwedzkich naukowców, jak można fobię zwalczyć.

Zanim przejdziemy do wniosków formułowanych przez naukowców Instytutu Karolińskiego w Sztokholmie, pozwolę sobie na parę własnych. Paniczny lęk przez Jarosławem Kaczyńskim, nazwijmy go pisofobią, demonstrują w Polsce trzy grupy obywateli. Po pierwsze ci, których kariera, dochody i wpływy mogłyby poważnie ucierpieć, gdyby większość Polaków uwierzyła, że prezes PiS ma rację i oddała mu władzę. Nie wnikając w to, na ile te ich niepokoje są realne, można wyraźnie zauważyć, jak na fali swojej fobii często wygłaszają opinie, pod którymi normalnie by się nie podpisali i podejmują działania, których w innych przypadkach zapewne by nie pochwalali. Lękiem przed prezesem PiS potrafią wytłumaczyć każde kłamstwo i manipulację.

Owa pierwsza, najmniej liczna grupa, sprawuje rząd dusz nad dwiema kolejnymi. Druga grupa "wystraszonych" tak naprawdę niczego szczególnego obawiać się nie musi, problem w tym, że w wysławianie rządów PO i zwalczanie PiS zaangażowała się w swoim otoczeniu od lat na tyle intensywnie, że zmiana zdania - w ich opinii - kosztowałaby utratę twarzy. Wstydzili się za rządy PiS "wtedy", wstydzą się na myśl o rządach PiS w przyszłości. A najbardziej wstydzą się przyznać, jak w swoim uwielbieniu dla Donalda Tuska okazali się naiwni. Jest wreszcie trzecia grupa, zapewne najliczniejsza, która naprawdę uwierzyła, że pomysł IV RP był zbrodniczy, gdyby jednak dotarły do niej inne argumenty, mogłaby zdanie zmienić.

Obecność tych trzech grup, funkcjonujących w swego rodzaju sprzężeniu zwrotnym, ma kluczowe znaczenie dla utrzymania w Polsce obecnego układu rządzącego. Układ ten w znacznym stopniu uniemożliwia doprowadzenie naszej dyskusji publicznej do normalnego stanu. Istotą dyskusji jest bowiem słuchanie różnych argumentów i przyglądanie się autorom rozmaitych opinii po to, by z możliwie dużym udziałem zdrowego rozsądku wyciągnąć własne wnioski. Osoby ogarnięte fobią przed Kaczyńskim nie przyjmują jednak do siebie żadnych argumentów dotyczących nieudolnej polityki rządu, czy choćby katastrofalnego przebiegu smoleńskiego śledztwa.

Można oczywiście powiedzieć, że druga, "moherowa" strona też za stan publicznej debaty odpowiada, a uwielbienie dla prezesa PiS bywa uczuciem równie zwodniczym, jak głęboka niechęć. To prawda, jednak sytuacja nie jest symetryczna, bo szeroko rozumiany obóz rządzący ma siły i środki by - jeśli nie napotka na opór - debatę zdominować. Zwolennicy PO, związani hasłami antypisowskiej krucjaty, stracili tymczasem realną możliwość kontrolowania swojego rządu, który wspierają już nawet wbrew własnym materialnym interesom. A do tego jeszcze, ze wszystkich sił próbują (choćby w sprawie Smoleńska) odebrać tę możliwość kontroli innym. Bez wyleczenia fobii, o której mówimy, nie uda się tego zmienić.

Wróćmy więc do Szwedów, którzy w "Psychological Science" piszą, że najlepszą metodą pozbycia się fobii jest obserwacja zachowania innych, którzy wchodzą z obiektem naszego lęku w interakcję i... nic złego im się nie dzieje. Wystarczy, by starać się obserwować to bez uprzedzeń. Trudne? Owszem. Ale jeśli to działa w przypadku fobii wobec pająków, z pewnością okaże się skuteczne przy nadmiernym lęku przed prezesem PiS. Życie polityczne w kraju tylko na tym zyska. Bez względu na to, czy on sam zostanie kolejny raz premierem, czy nie.