Bez EPO nie wygrałbym wyścigów Tour de France oświadczył w wywiadzie telewizyjnym Lance Armstrong przyznając, że prócz erytropoetyny brał także inne substancje dopingujące. Co ciekawe, badania naukowe wcale nie potwierdzają, by ten stymulujący tworzenie czerwonych ciałek krwi hormon rzeczywiście poprawiał wydolność. Czy mamy tu więc do czynienia z efektem placebo?

Holenderscy naukowcy z uniwersytetu w Lejdzie dokonali przeglądu wszelkich dostępnych artykułów naukowych na ten temat i - jak piszą w grudniowym numerze czasopisma "British Journal of Clinical Pharmacology" - nie znaleźli żadnych dowodów na to, by EPO rzeczywiście poprawiało możliwości fizyczne sportowców. W szczególności nie ma dowodów na to, że wymierne korzyści ze stosowania erytropoetyny mają profesjonalni kolarze.

"Sportowcy i ich opiekunowie medyczni mogą być przekonani, że EPO poprawi ich wyniki, ale nie ma na żadnego naukowego potwierdzenia, że ktoś to rzeczywiście porządnie sprawdził" - mówi szef zespołu badawczego, profesor Adam Cohen z Centre for Human Drug Research w Lejdzie. Dotychczasowe badania pokazywały owszem, że pod wpływem EPO rośnie tak zwany pułap tlenowy, czyli zdolność do pochłaniania tlenu przez organizm, ale badano to tylko w krótkich okresach wysiłku, sięgających 20 minut. Takie wyniki w żaden sposób nie oddają tego, co dzieje się w czasie 5-godzinnego, morderczego etapu Tour de France.

Co ważne, nie ma równocześnie żadnych wątpliwości, że EPO musi pozostać zakazane w dobrze pojętym interesie samych sportowców. Erytropoetyna, stosowana jako lek u pacjentów cierpiących na niewydolność nerek, może bowiem szkodzić ze względu na niepożądane efekty uboczne. Pod wpływem EPO krew staje się gęstsza, rośnie między innymi ryzyko zakrzepów i zatorów, które mogą zablokować dostęp tlenu do niektórych tkanek.

Zdaniem badaczy z Lejdy, trzeba przeprowadzić dokładne badania działania środków dopingujących. Jeśli potwierdzi się, że wiele z nich w praktyce nie pomaga w osiąganiu lepszych wyników sportowych, pokusa ich używania zniknie i problem dopingu w sporcie - przynajmniej częściowo - rozwiąże się sam. A jeśli chodzi o samego Lance'a Armstronga, może skuteczniej działają inne składniki jego bogatego cocktailu wspomagającego.