„Mimo że obiektywnie nic się nie zmienia, to w naszych sercach jest poczucie, że coś się zaczyna, coś się kończy. Mamy takie programy w naszych mózgach, że tego rodzaju wspólna umowa, że coś kończymy i coś zaczynamy, jest nam do czegoś potrzebna” – mówi o postanowieniach noworocznych gość „Dania do Myślenia” w RMF Classic psycholog i psychoterapeuta Jacek Santorski. „Broń Boże postanowienie polegające na tym, że ja coś rzucam!” – apeluje. „Ja się czegoś wyrzekam, ale jak trzeba rzucić picie i palenie, to główne postanowienie jest takie, że wprowadzę jakąś przyjemność do życie wtedy, kiedy mam największy głód” – dodaje Santorski.

„Mimo że obiektywnie nic się nie zmienia, to w naszych sercach jest poczucie, że coś się zaczyna, coś się kończy. Mamy takie programy w naszych mózgach, że tego rodzaju wspólna umowa, że coś kończymy i coś zaczynamy, jest nam do czegoś potrzebna” – mówi o postanowieniach noworocznych gość „Dania do Myślenia” w RMF Classic psycholog i psychoterapeuta Jacek Santorski. „Broń Boże postanowienie polegające na tym, że ja coś rzucam!” – apeluje. „Ja się czegoś wyrzekam, ale jak trzeba rzucić picie i palenie, to główne postanowienie jest takie, że wprowadzę jakąś przyjemność do życie wtedy, kiedy mam największy głód” – dodaje Santorski.
zdj. ilustracyjne /RAMINDER PAL SINGH /PAP/EPA

Tomasz Skory: Przed nami Nowy Rok. Cezura kalendarzowa, która nas skłania do całkiem nowego podejścia do rzeczywistości, z niejasnych z resztą powodów. Przecież w otoczeniu nic się nie zmienia poza cyferkami w kalendarzu. Ale jak myślimy o 2016, jako nowej rzeczywistości, czemu my to robimy - przecież nic się nie zmienia.

Jacek Santorski: Jest to umowne, lecz jednocześnie umawiamy się w całej społeczności.

Całe otoczenie się umawia, więc wszystkich to dotyczy.

Dzielimy tę iluzję, tę fikcję. Mimo że obiektywnie nic się nie zmienia, to w naszych sercach i umysłach to poczucie, że coś się zaczyna coś się kończy i to akurat nie jest związane z naturalnymi przemianami na przykład w przyrodzie, jak wiosna, lato, jesień, zima.

Jest środek zimy.

Ta umowa jest wspólna. Mamy takie programy w naszych mózgach, że tego rodzaju wspólna umowa, że coś kończymy coś zaczynamy, jest nam do czegoś potrzebna. Człowiek słabo sobie radzi z tym, że tak naprawdę, patrząc z perspektywy buddyjskiej, egzystencjalnej, rzeczywistość jest nieuchwytna. Rzeczywistość jest może nawet nietrwała, a my musimy nadawać jej jakieś znamiona trwałości, skończoności. Musimy porządkować, bo wtedy wiemy kim jesteśmy, wiemy jak żyjemy. Poddaję się więc temu i nawet podejmuję postanowienia noworoczne.

Wiele osób w związku z tymi remanentami osobistymi zaczyna Nowy Rok z tymi solennymi zobowiązaniami - rzucam palenie, w tym roku pójdę do teatru, przeczytam książkę, zrzucę pięć kilogramów. W skrajnych przypadkach nawet zdarza się, że ktoś postanawia być miłym i uczynnym. Chwalebne, ale nader często nic z tego nie wynika już po paru dniach.

Akurat w Akademii Przywództwa, którą prowadzę, to dzięki temu, że kiedyś zajmowałem się psychoterapią, dzisiaj możemy dla właścicieli zarządzających firmami, generalnie dyrektorów, robić trening - jak być autorytetem dla innych. W tym celu trzeba dobrze zarządzać sobą. Oni uczą się wprowadzać mikrokorekty w swoim życiu, które mogą przynieść nawet makroefekty - a propos bycia miłym dla innych. Z naszej Akademii, pewien dyrektor, który zorientował się, że kończą się czasy władzy takiej folwarcznej i zobaczył, że ma niesłychanie silny nawyk przerywania każdemu, kto coś mówi, łącznie z tym, że wie kto co chce powiedzieć. Tylko że to psuje klimat. Ta osoba czuje się zdegradowana. On nie ma szansy usłyszeć czegoś ważnego. Miał różne postanowienia - że nie będzie przerywał, będzie słuchał. Żadnych rezultatów - do Trzech Króli rezultat, potem go nie ma. Gdy wprowadził jedną mikrokorektę zapamiętywalną - zanim komuś przerwę, robię oddech.

I to pomaga.

I nagle się okazało, że przyszła jego żona i powiedziała: "Panie Jacku, jaki wyjście program zastosowali wobec męża. Zaczął słuchać dzieci, a do mnie przestał mówić młotku".

(śmiech) No to rzeczywiście bardzo skuteczne, ale sam oddech?

To nie chodzi nawet o oddech. Ta zmiana, którą zaprojektował była do bólu prosta, zapamiętywalna. Łatwiej jest zapamiętać na przykład, że od pięciu lat mam jedną zasadę - nie jem białych rzeczy tak dalece jak to możliwe.

Białych w sensie koloru?

Tak. I nagle się okazuje, że zamiast diety kwasotwórczej, zasadotwórczej, tu Atkins, a tu inne. Tu pięć posiłków, tu trzy, obliczanie kalorii. A ja mam prostą zasadę - unikam białych rzeczy. Jak się państwo głęboko zastanowicie, większość rzeczy, które nie służą zdrowiu i kształtowi ciała jest biała. Poza białą wódką. I nagle wprowadzam prostą zasadę i wtedy mam szansę. Jeżeli powiem sobie - na przykład w tym roku chcę utrwalić to, że regularnie pojawia się ruch w moim życiu. Mam rytuał wieczornego spaceru i porannego nordic walking, ale chcę wprowadzić w związku z tym kolejny rytuał. Więc mówię sobie - będę chodził po schodach. Ale jak postanowię sobie w ogóle - będę chodził po schodach, to do Trzech Króli zasapię się siedem razy a potem zapomnę. Jeżeli sobie powiem tak - zaczynam dzień i kończę od osiągnięcia swojego biura, który jest na szóstym piętrze, po schodach. To jest konkret. Mija na przykład dziesięć dni, a ja naciska, guzik windy. Myślę sobie - zaraz, zaraz, ale ja zaczynam dzień, ale mam plecak. No to co, wejdę z plecakiem. I tylko to i nic innego. Jeżeli jeszcze będzie się to wiązało z przyjemnością... Na przykład zauważę, że jest jeszcze bardzo miła koleżanka z innej firmy, która też chodzi po schodach i można się z nią jakoś spotkać. I powiedzieć: "Wie pani, ja sobie postanowiłem, że rano chodzę po schodach". Potem ona mnie spotyka po dwóch tygodniach gdzieś przy windzie: "I co panie Jacku. Miał pan chodzić po schodach". No to wracam do nawyku. To jest tak zwany czynnik wsparcia społecznego. Jeszcze jeden element. Broń Boże przed postanowieniem, że coś rzucam. Oczywiście ja się czegoś wyrzekam...

...ale jak trzeba rzucić picie, palenie.

Jak trzeba rzucić picie, palenie, to głównym postanowieniem jest - jaką przyjemność wprowadzę do życia. I mniej więcej wtedy...

...żeby zrekompensować to rzucenie.

Żeby "rzucić coś na ruszt" organizmowi, który musi w tej chwili coś mieć do rozładowania albo do zaspokojenia.

Można sobie gumę do żucia kupić.

Tak, ale to jest przyjemność mała. Większą przyjemnością jest poranny squash zamiast trzech papierosów i to jeszcze znowu w miłym towarzystwie.

Dlaczego Premier Donald Tusk wprowadził Święto Trzech Króli? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl