„Fakap”, czy „kejs” to słowa należące do języka polskiego? „Bardzo wielu Polaków takich słów używa w spontanicznych odpowiedziach i jest wielu odbiorców, których to nie dziwi” – mówi gość „Dania do Myślenia” w RMF Classic, językoznawca z Uniwersytetu SWPS prof. Włodzimierz Gruszczyński. Pytany o „kołcz” odpowiada, że to bardzo poważny zawód i specjalność. „W pewnych środowiskach te słowa nie budzą zdziwienia. Nawet nie są odbierane jako przejaw puszenia się, czy chwalenia” – uważa ekspert. Jako przykład podaje ludzi pracujących w korporacjach, którzy zazwyczaj pracują na styku 2 języków – angielskiego i polskiego i siłą rzeczy przenoszą ten język. „Moda językowa polega na tym, że jeśli jakieś słowo zaczyna być modne, to wypiera swoje synonimy” – uważa profesor.

Tomasz Skory: Panie Profesorze, czy pan umie "kołczować"? Ja wiem, że pytanie jest "czelendżowe", ale pewnie pan taki "kejs ogarnie bez fakapu"?

Włodzimierz Gruszczyński: Staram się "ogarniać" z powodów zawodowych, bo jestem językoznawcą, ale czasami z tym znaniem języka, własnego, polskiego zaczynam z upływem lat mieć coraz większe kłopoty.

Uznaje pan te słowa - których użyłem - za słowa należące do języka polskiego?

Chyba nie mam innego wyjścia, dlatego że bardzo wielu Polaków takich słów używa w spontanicznych wypowiedziach i jest wielu odbiorców, których to nie dziwi. "Kołcz" to jest bardzo poważany zawód i specjalność. Mam bardzo bliskiego kolegę, który się tym zajmuje i prowadzi bloga na ten temat. W pewnych środowiskach te słowa nie budzą zdziwienia. Nawet nie są odbierane jako przejaw puszenia się, czy chwalenia.

...nie są troszkę pretensjonalne?

Troszkę są. Nie chcę tego bronić, ponieważ to nie jest moje słownictwo, mojego pokolenia.

To jak jest z tym pańskim "apruwalem" dla "stejtmentów"? Godzi się pan z nimi, rozumiem? (śmiech)

Godzę się na przejaw słownictwa, czy zachowań językowych - środowiskowych, czyli na przykład "korpomowa". Ludzie w korporacjach pracują zazwyczaj na styku dwóch języków: angielskiego i polskiego, kultury angielskiej i polskiej, czy internacjonalnej i polskiej.

Zaczynają dzień od "brifów" i kończą "dedlajnem"...

Nawet jeżeli w czasie przerwy przy kawie mogą rozmawiać po polsku, ale przed chwilą spędzili godzinę przy mailach, przy rozmowach telefonicznych z partnerami we Francji, Anglii, Niemczech...

...to rozmawiali o "kejsach" właśnie.

I między sobą zaczynają też w ten sposób rozmawiać. To nie jest coś, co pochwalam, ale z drugiej strony - trzeba być realistą. Jeżeli ktoś na co dzień funkcjonuje w ten sposób, to przenosi te wzory gdzieś indziej i tam zaczyna mnie to już denerwować.

Dla wyjaśnienia: "kołcz" to trener, terapeuta - tyle, że po angielsku. Sam "trener" to z francuskiego. "Czelendż" to wyzwanie, "kejs" to sprawa, rzecz do załatwienia, przypadek, "fakap" to niespecjalnie udane przedsięwzięcie. "Brify", "dedlajny", "drafty" - zostawmy to, bo to są rzeczywiście elementy "korpomowy", język środowiskowy, hermetyczny. Ale chcę zapytać o te mody bardziej powszechne. Pan zauważył, że coraz mniej rozumiemy, załatwiamy, robimy, a coraz częściej "ogarniamy"?

Tak, oczywiście. To jest rzeczywiście słowo modne, ogólnopolskie - nieograniczone do pewnego środowiska, może tylko wiekowo ograniczone. Nie słyszałem, żeby moja mama coś ogarniała lub czegoś nie ogarniała.

...czyli bardziej "obczajała".

Natomiast reprezentanci młodszego i średniego pokolenia rzeczywiście używają - żeby nie powiedzieć nadużywają - słowa "ogarniać" z różnymi odcieniami znaczeniowymi, emocjonalnymi. "Czaić", "obczaić" - to jeszcze młodszy braciszek tego słowa poprzedniego. I to jest faktycznie moda językowa - w przeciwieństwie do tego, o czym mówiliśmy przed chwilą. Moda językowa polega na tym, że jeżeli jakieś słowo zaczyna być modne, to wypiera swoje synonimy.

A "ogarnianie" jest słowem-wytrychem, bo ogarnia wszystkie te słowa.

I na tym polega właśnie moda.

Trzeba też zauważyć, że "ogarnianie" kiedyś się ludziom przytrafiało - "ogarniały nas" złość, radość  i inne uczucia. Teraz mamy podejście bardziej podmiotowe, teraz to my "ogarniamy". To budujące.

Ale bardzo często jednak "nie ogarniamy". Ja chyba częściej słyszę na przystankach, w autobusach młodych ludzi mówiących: "nie ogarniam tego". To jest chyba częstsza forma.

...wyraz bezradności mocniejszy niż zwykłe "nie rozumiem".

Jak wygląda sprawa z określeniem "dobra zmiana"? Czy powinniśmy rozpowszechniać to określenie? Przeczytaj całą rozmowę na stronie internetowej.