"Marzyliśmy wtedy o tym, by wreszcie polska inteligencja spotkała się z polskimi robotnikami. Wiedzieliśmy, że podziały klasowe są dla Polski z piekła rodem" - mówił o początkach Komitetu Obrony Robotników jeden z jego współpracowników Andrzej Celiński. Gość Tomasza Skorego w "Daniu do myślenia" wskazywał "ambicje" jako powód i przyczynę późniejszych podziałów w środowisku KOR-owskim.

Tomasz Skory: Od powstania KOR-u mija właśnie 40 lat. To był wrzesień 1976 roku. Formalnie organizacja działała tylko rok, potem przekształciła się - a do dzisiaj jest symbolem Solidarności.

Andrzej Celiński: Przekształciła się na Komitet Samoobrony Społecznej KOR, czyli rozszerzyła przestrzeń aktywności.

Do dzisiaj jest symbolem sprzeciwu wobec totalitaryzmowi, brutalności władzy - czy to dlatego, że KOR istniał, co było w PRL-u fenomenem? Czy dlatego, że był tak sprawny w niesieniu pomocy najpierw ofiarom czerwca, a potem kolejnych przewrotów, które się w PRL-u dokonały?

Dzisiaj niewiele osób o tym wie, że jest synonimem czegoś bardzo istotnego - sposobu aktywności w sprawach publicznych, który jest obcy naszej kulturze, a który doprowadził do największego sukcesu w historii Polski. Doprowadził do odzyskania nie tylko niepodległości, sytuacji, która nie pozwalała tego zrobić - co było zaprzeczeniem Jałty - ale na dodatek otworzenia przed Polakami przestrzeni wolności, co w polskiej kulturze nie jest rzeczą oczywistą.

Pan mówi, że to nieznana polskiej tradycji metoda prowadzenia polityki. Chodzi o pracę pozytywistyczną, gdzieś z ludźmi, niesienie pomocy poszczególnym postaciom?

To był bardzo dziwny czas. Warto pamiętać, że władza, która była dla nas nieznośna, jednocześnie była władzą o stępionych zębach. To nie była władza lat 50. wczesnych, przedpaździernikowych, stalinowska, która posuwała się do represji, których nie można byłoby znieść. W zasadzie nie zabijała. Była okropna, ale była też ograniczona. Co więcej - to wszystko się działo po Helsinkach, po podpisaniu porozumienia Konferencji Bezpieczeństwa Współpracy w Europie. To bardzo ważna rzecz - polska historia, IPN i inne nie zauważają zmiany, która w Europie nastąpiła, a która miała związek z działalnością Brzezińskiego, Cartera w Stanach Zjednoczonych. Po raz pierwszy po wojnie prawa człowieka stały się elementem istotnym europejskiej polityki czy wobec wschodniej części Europy. To wszystko spowodowało pewne rozluźnienie. Po rozmaitych doświadczeniach - najważniejsze były jednak marzec i grudzień 1968 roku. Marzec - ruch intelektualny, wolnościowy i grudzień - ruch robotniczy. Wiem, że to różne daty, ale w pewnej symbolice nie mogły się spotkać. Wszyscy marzyliśmy o tym, żeby wreszcie polska inteligencja spotkała się z polskimi robotnikami - podziały klasowe są z piekła rodem dla Polski. Żyliśmy tym wcześniej o 2-5 lat, pamiętam jak robiłem klub robotniczy dla FSO - zupełnie zwariowane rzeczy. Zapraszałem Barańczaka, Sułkowskiego, jakaś poezja, inteligenckie pomysły - one świadczyły o poszukiwaniu drogi.

Tą drogą był KOR.

Tak.

Dlaczego pańskim zdaniem tak rozeszły się drogi polityczne członków Komitetu Obrony Robotników, którzy współdziałali, uznawali się za fajnych, spotykali się towarzysko...

Chodzi o Piotra Naimskiego i Antoniego Macierewicza.

Oni zakładali KOR.

Myślę, że z powodów ambicjonalnych. Nie wiem jak Piotr, bo był w moim zastępie - co więcej ja byłem zastępowym, a on był najlepszym harcerzem. Był całkowicie podporządkowany Antoniemu, a dużo ciekawszy umysłowo. Natomiast Antoni Macierewicz, którego przyprowadził do nas Janusz Kijowski, stryj Mateusza Kijowskiego - oni się poznali na historii, to było zupełnie inne środowisko... Dziwiłem się od początku, trochę rywalizowałem o przyjaźń Janusza - w tym wieku to jeszcze jak panienkę się traktuje konkurenta do przyjaźni... Byłem trochę zazdrosny. To było od razu widać, że to jest ambicjoner, że poglądy mają daleko mniejszą wagę w życiu aniżeli ambicja, bycie pierwszym, wyższym.

Co jeszcze zaważyło na podziałach środowiska KOR-owskiego? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl.