"Nikt nie przewidział, że tak wiele osób będzie chciało rozmawiać przez telefony, które nosimy przy sobie" - mówił Edwin Bendyk, publicysta "Polityki", zajmujący się między innymi wpływem techniki na życie społeczne. "Unia Europejska szacowała, że w 2000 roku z telefonów komórkowych na świecie będzie korzystało 18 mln osób, a okazało się, że było to ponad 700 mln" - mówił gość Tomasza Skorego w "Daniu do Myślenia". Bendyk w porannym wywiadzie w RMF Classic opowiadał o tym, jak wyglądała droga od pierwszych prostych telefon komórkowych, które weszły na nasz rynek 20 lat temu, aż do dzisiejszych smartfonów, w których funkcja telefonu jest tylko jedną z wielu.

Tomasz Skory: Nieprzypadkowo rozmawiamy 16 września - dzisiaj mija dokładnie 20 lat od momentu uruchomienia pierwszej w Polsce sieci GSM. To była Era - dzisiaj jest to T-Mobile. Zna pan wynalazek, którego upowszechnienie wywołałoby tak gigantyczne skutki - jak telefonia cyfrowa?

Edwin Bendyk: Równoległy wynalazek do GSM to jest internet - teraz to się zlało w jedną całość i nie rozróżniamy już.

Internet był ciut wcześniej.

Jego upowszechnienie to jest 1995-1996 rok, wtedy stał się medium społecznym. Smartfon to ikona dzisiejszych czasów - telefon komórkowy i internet w jednym urządzeniu.

Kiedy osoby dojrzałe sięgają pamięcią w lata 90., staje im przed oczami telefon komórkowy, ale taki centertelowski -  wdzięcznie nazwany malowniczą nazwą: "cegła", "kaloryfer"...

"Kaloryfer" to Motorola, a "cegła" Nokia.

Na czym polega różnica między tymi analogami - tymi "cegłami" i "kaloryferami", a GSM?

To jest zupełnie inny sposób transmisji, który umożliwił zwiększenie efektywności przesyłania sygnału - co umożliwiło upowszechnienie technologii. Nikt nie przewidział, że tak wiele osób będzie chciało rozmawiać przez telefony, które nosimy przy sobie, a nie przez stacjonarne. Trzeba pamiętać, że prognozy UE, która skodyfikowała standard GSM mówiły, że w 2000 roku z telefonii komórkowej tego standardu będzie korzystać 18 mln osób - korzystało ponad 700 mln na całym świecie. Widać, jak duża rozbieżność jest między tym, co myśleliśmy, a tym co się stało.

Dzisiaj jest pan szefem Ośrodka Badań nad Przyszłością - to jest bardzo śmiała nazwa w Collegium Civitas. W latach 90. ktoś mógłby przewidzieć, że komórki zaczną odgrywać aż tak dużą rolę w naszym życiu? Statystyki Unii tego nie potwierdzają, ale może ktoś - jak Stanisław Lem - miał wizję.

Tacy ludzie jak Stanisław Lem mieli wizje - przewidywali, co się może stać ogólnie, ale nie w szczegółach - np. jakie pojawią się nowe usługi. Dzisiaj mówi się na poważnie, że za 10 lat samochody będą poruszać się bez kierowców - ruch będzie sterowany za pomocą aplikacji na smartfonie. To było niewyobrażalne. Ale co ciekawsze - co było jeszcze po upowszechnieniu się komórek na Zachodzie, a wybuchło po 2000 roku - to jest popularność tego medium w krajach rozwijających się np. w Afryce. Dzisiaj w Somalii nie ma rządu, a jest 6 sieci komórkowych. Okazało się, że to jest powszechna technologia potrzebna wszędzie - nawet tam, gdzie nie ma państwa.

Tam, gdzie nie ma państwa jest ona łatwiej wprowadzana - nie ma tam telefonii kablowej, telefonów wiszących na sznurkach - prościej jest przeskoczyć ten etap rozwoju.

Telefon komórkowy złamał schemat myślenia, który mówił, że w krajach biednych nie da się wprowadzić technologii - że ona jest za droga, nie ma potrzeby, że najpierw ludzie muszą mieć pokój, jedzenie, wodę, a dopiero potem telefon komórkowy. Zobaczmy, co się dzisiaj dzieje w Syrii -  nie ma wody, nie ma lekarstw, nie ma prądu. Wszyscy mają telefony komórkowe, bo bez tego się nie da żyć.

Tak jak w "Helikopterze w ogniu", gdzie żołnierze wybiegają ze strefy walki i spotykają ludzi, którzy po prostu rozmawiają przez telefon.

Bo to jest pierwsza potrzeba - mieć dostęp do informacji, możliwość kontaktu z bliskimi, dowiedzenia się, jak oni żyją, jak też wyjść z sytuacji - np. jak uciec do Europy.

Jeszcze 10 lat temu telefon komórkowy służył - powiedzmy to otwarcie - głównie do prowadzenia rozmów. Miał fajną, wytrzymałą na parę dni baterię, miał klawisze, można było nim od biedy wbić małego gwoździka, pograć w węża i to w zasadzie wszystko. Kiedy nastąpił przełom?

W marcu 2007 roku - kiedy Apple wprowadził IPhone.

Steve Jobs zaważył na rozwoju ludzkości.

Pamiętam, że byłem wtedy w kwaterze głównej Nokii - miałem okazję rozmawiać z ich designerami. Zapytałem, co sądzą o ekranie dotykowym: "Mamy tę technologię od trzech lat, ale to się nie przyjmie". Wiemy niestety, jak skończyła się ta historia - tzn. Apple jest dzisiaj największą firmą w ogóle na świecie - dzięki odkryciu, że smartfon z dotykowym ekranem i aplikacjami to jest klucz.

Aplikatyzacja - tak to nazwę - telefonów dotykowych chyba najbardziej zaciążyła na tym...

Wcześniej w świecie telefonów komórkowych mądrość mówiła, że aby nadążyć za zmieniającymi się gustami odbiorców, trzeba robić coraz więcej modeli telefonów. Nokia robiła ich 2000 różnych wariantów, ale to było i tak za mało, aby sprostać potrzebom różnicującego się odbiorcy. Steve Jobs odwrócił historię - powiedział to samo, co wcześniej Henry Ford - "możesz mieć dowolnego iPhone, byleby był czarny - natomiast rób z nim, co chcesz za pomocą aplikacji". Dzisiaj na iPhone i system Android mamy ponad milion aplikacji - każdy może zrobić z niego co chce. Mamy te same telefony, ale każdy ma inny.


Jak to się stało, że tylko dwa systemy operacyjne - Android i iOS Apple - rządzą teraz światem? Przeczytaj całą rozmowę na www.rmfclassic.pl.