Nie zawsze wąż pełzał w pyle. Biblijną Ewę omamił Kusiciel w innej zupełnie postaci. Świetnie uchwycił to Robert Crumb, awangardowy amerykański artysta, twórca niezwykłych komiksów. Sięgam często po polski przekład jego Biblii "z dymkami", wydanej przez WL "Księgi Genesis". Kontrkulturowy twórca przedstawia się jako niewierzący, ale w swym dziele nie bluźni, po prostu wiernie ilustruje tekst Pięcioksięgu. Stara się w każdej scenie trzymać ściśle litery boskiego Prawa.

Nie chcę wyrokować, czy można opowiadać biblijne historie, tak jak każdą inną historię. Wiem jedno: Crumb nie rysuje Boga na kolanach, on Go po prostu rysuje dobrze. A Zło? Unde malum? Na jego ilustracjach Demon jest z początku stojącym na dwóch łapach Jaszczurem, niewiele niższym od Pierwszej Kobiety. Wygląda jak dobrze zbudowany facet, tylko cały pokryty łuskami, z grubym ogonem i podługowatą głową, zakończoną pyskiem, z którego wije się rozdwojony język.

Bo mowa Jego jest dwoista; w podszeptach Szatana usłyszysz "Nie/Nie" - negujące Boskie zakazy. Czego Najwyższy zabrania, to dla Demona jest szansą. Czy słyszysz syczące słowo "szansa"? Zło zaraża rajską Naturę. Nawet arkadyjskie drzewa zaczynają kusić szelestem swych liści. Gdy Stwórca przestrzega niewinną parę przed spożywaniem owocu zagrażającego niechybną śmiercią , ohydny Jaszczur zaraz zaprzecza: "Nieprawda! Zjedzcie, nie umrzecie!". Wierzący już wiedzą, co potem.

Wrócę więc do rysunku, w wersji Roberta Crumba. Klatka po klatce w komiksowym skrócie widzimy metamorfozę Zła: Jaszczur dwunożny, jawnie bezbożny, zamienia się w sunącego z cicha gada. Odtąd decyzją i gestem Boga "na brzuchu swoim czołgać się będzie, i prochem się żywić po wszystkie dni życia." To metafora, ale przecież każdy z nas poczuł kiedyś ten proch w swych ustach. Polna droga, tuman kurzu, rzucona dłonią garść białego pyłu, mineralny dym, zgrzytanie w zębach.

Od tego przełomu dialog ze Złem, jeśli ktoś go podejmuje, nie odbywa się w sposób otwarty. Wąż to mistrz łaszenia się do stóp, i kąsania w piętę zębami ze śmiertelnym jadem. Czasami stwór stara się przybrać jak najbardziej przytulną postać, obrasta ciepłym, miękkim pierzem jak meksykański Quetzalcoatl, albo puszystym welwetem, aksamitnym dziecięcym "misiem". Strrrach! Jednak Księga, także w uproszczonej, komiksowej postaci ("Biblia pauperum") daje nadzieję na surowicę.

Mimo że nie bardzo początkowo wiadomo pod czyją obronę uciekać się przed syczącą pokusą kościelnych hierarchów, mass mediów i polityków stręczącym nam - Polakom - ideę pojednania ze złem w pełzającej przed nami postaci rosyjskiej (neo-sowieckiej) Cerkwii "kagiebicznej" pod wodzą Cyryla I. Albowiem rozdwojony język musi mieć ów Władimir Michajłowicz Gundiajew - jako jednocześnie patriarcha Cerkwii Prawosławnej i wieloletni agent KGB o pseudonimie "Michajłow".

"Łaszący się" do Kremla i jego agentów polscy biskupi zdecydowali, że na niedzielnych Mszach Świętych w kościołach odczytane zostanie przesłanie o pojednaniu narodów Polski i Rosji. Oznajmili również, że w rosyjskich świątyniach to nie nastąpi, "bo nie ma tam takiej tradycji." Uczestniczyłem w niedzielę w krakowskich "ósemkach" - Mszy dla młodzieży akademickiej w Kościele Dominikanów o 20:20. Młodzi usłyszeli, by tego przesłania szukać na stronach www.

Jednym z politycznych patronów tego "pojednania"- promowanego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, wspieranego przez premiera Donalda Tuska, popieranego przez rządzącą koalicję i większą część opozycji (poza PiS-em) - jest ex-pułkownik SB szpiegujący Jana Pawła II. W III RP Tomasz Turowski jako architekt obecnego zbliżenia z Moskwą, otwierał liczne dyplomatyczne kanały. Polsko-rosyjska transfuzja świeżej krwi przez żyły, udrożnione tory wymiany młodzieży.

"Zachowana w IPN dokumentacja nie pozwala odpowiedzieć na pytanie, kiedy Tomasz Turowski zakończył pracę dla wywiadu. Jego akta osobowe wciąż spoczywają w archiwum Agencji Wywiadu opatrzone klauzulą tajności" - pisze Leszek Szymowski w książce "Agenci SB kontra Jan Paweł II". Autor nie wyklucza, że Turowski nigdy nie zerwał współpracy ze służbami specjalnymi, że swoją "karierę" z okresu PRL-u kontynuował po 1989 roku, wykorzystując swe doświadczenia ex-jezuity.

Jajo węża - zagrzebane w cieplutkim piasku - dojrzewa powoli, w ukryciu, aż wykluwa się groźny gad. Zanim słyszymy o głośnych, "historycznych" wydarzeniach, trwa ciche obgadywanie i skryte dogadywanie. Jak się bronić przed tą niewidzialną, zmasowaną ofensywą, przed nową pełzającą rewolucją ze Wschodu, której powagi i znaczenia nie chcą, albo nie są w stanie sobie uświadomić rzesze Polaków, żyjących w złudnym raju świętego spokoju oraz protuskowego "tumiwisizmu" ?

Wężowi fałszywego pojednania, a tak naprawdę duchowego "poddania", można przecież dać odpór. Udowodnił to ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, odważnie komentujący w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Robertem Kalinowskim wizytę Cyryla I jako wysłannika "cara Putina". Legendarny kapelan Solidarności zastosował prosty klucz interpretacyjny, przyjął najprawdziwsze kryterium oceny zdarzeń. Tak, tak, jak w Ewangelii: złe ziarno nie może wydać dobrego owocu.

Cyryl Pierwszy i jego metody nie zwiastują niczego dobrego w relacjach rosyjsko-polskich, a cała ta operacja jednania politycznego pod przykrywką strojów duchownych, wygląda na fortel. Ksiądz Isakowicz-Zaleski otwarcie sprzeciwił się odczytaniu przesłania w kościele, wiedząc jaki charakter ma "posługa" prawosławnego funkcjonariusza, agenta rosyjskich spec-służb. Bo ta wiedza nie jest tajna. Nie trzeba po nią sięgać jak po biblijny owoc z drzewa wiadomości. Wystarczy sieć www.

Warto przeczytać wpisy poza oficjalnym obiegiem, jak choćby publicystykę niezależnego blogera Aleksandra Ściosa. Jego najnowszy tekst z całej serii analiz nie pozostawia żadnych złudzeń. Fakty za faktami suną krętą ścieżką tworząc kombinację zwaną "Pojednanie". Wiją się przedstawiciele naszych najwyższych władz świeckich i duchownych, jakby mieli coś do ukrycia. Jakby pod wierzchnią warstwą wydarzeń skrywały się inne, niejawne. Wąż pojednania wolno zrzuca skórę.