"Europa w rodzinie, rodzinna Europa" - kiedy czyta się historię naszego kontynentu, nawet tę najnowszą, nieprzekraczającą stulecia, zaskakuje "familijny" charakter kluczowych zdarzeń.

W niedawnej rozmowie z profesorem Andrzejem Chwalbą na temat jego książki "Samobójstwo Europy. Wielka wojna 1914-1918" zwróciłem uwagę, że pierwsza wojna światowa, to była właściwie "kłótnia w rodzinie".  Prawie wszyscy ówcześni monarchowie byli skoligaceni z dynastią Sachsen - Coburg und Gotha. To byli "drodzy bracia, siostry i kuzyni" - jak się do siebie zwracali. [PRZECZYTAJ CAŁĄ ROZMOWĘ!]

Z drugiej strony: krewni, poddani koronowanych głów - tacy np. Polacy pod zaborami - walczyli po różnych stronach europejskiego konfliktu, służąc w walczących z sobą imperialnych armiach. Wojenne fronty przebiegały przez polskie rodziny. Ten problem był m.in. tematem mojego wywiadu z profesorem Ryszardem Kaczmarkiem - autorem książki "Polacy w armii kajzera". [PRZECZYTAJ CAŁĄ ROZMOWĘ!]

Te wojenne rodzinne wątki europejskie kontynuuję w najnowszej rozmowie. 28 czerwca tego roku przypadnie dokładna setna rocznica zamachu w Sarajewie, który był zapalną iskrą, zapłonem dla beczki z prochem, jakim była ówczesna Europa. Przypadł mi w udziale zaszczyt i przyjemność rozmawiania z potomkinią głównych bohaterów tamtej tragedii sprzed stu lat, książęcą latoroślą.  

Bogdan Zalewski: Mam problem, jak powinienem przedstawić mojego specjalnego gościa - prawnuczkę arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Czas na to, co najważniejsze - odpowiednią i właściwą arystokratyczną formułę: Jej Książęca Wysokość Księżniczka Sophie von Hohenberg! Niczego nie pomyliłem?

Księżniczka Sophie von Hohenberg: Wszystko jest w porządku.

Dla sąsiadów: Sophie de Potesta.

Tak, to prawda. To nazwisko dla moich sąsiadów.

Porozmawiajmy o historii. 28 czerwca 1914 roku austriacki arcyksiążę złożył wizytę w stolicy Bośni - Sarajewie. Zamachowiec Gavrilo Princip oddał śmiertelne strzały do Franciszka Ferdynanda i jego żony Zofii. Jak pani się czuje z tą wiedzą, że historia I wojny światowej jest związana z dziejami pani rodziny?

Zawsze z tym żyłam, więc nie zadawałam sobie zbyt wielu pytań na ten temat, ponieważ to jest od początku część mojego życia. Jednak, kiedy o tym myślałam, odkryłam godny pożałowania fakt, że tego dnia Gavrilo Princip zabił kogoś, kto mógł nie dopuścić do wybuchu I wojny światowej. Powiedziałam "mógł", bo sytuacja w Europie w tym czasie była bardzo, bardzo skomplikowana, bardzo trudna. To był wrzący kocioł, można powiedzieć. Sytuacja była raczej wybuchowa, więc śmierć moich pradziadków była tylko iskrą, która umożliwiła pewnym ludziom rozpocząć I wojnę światową.

Czy arcyksiążę Franciszek Ferdynand mógł być zbawcą dla Europy?

Być może. Nie jesteśmy w stanie powtórzyć historii. To niemożliwe. Nie będziemy wiedzieć, co mogło się wydarzyć, więc wszystkie teorie są dopuszczalne. Myślę, że on był człowiekiem inteligentnym, z bardzo dobrym wyczuciem polityki. On był w stanie wybawić Europę. Jednak, tak jak powiedziałam, nie możemy powtórzyć historii. Więc to niemal niemożliwe cokolwiek przewidzieć, ale myślę, że on mógł zmienić wiele spraw.

Czy Franciszek Ferdynand był mężczyzną obdarzonym charyzmą?

Charyzma (jako "szczególny dar" - przypis B.Z.) to nie jest odpowiednie słowo. On miał bardzo silny charakter. Bardzo źle go publicznie postrzegano, prawdopodobnie dlatego, że on sam nie uważał dbałości o "image" za coś koniecznego.

On zupełnie nie dbał o to.

To nie było dla niego istotne. To, co było ważne, to praca, która powinna być dobrze wykonana - dla Imperium, dla władcy. To był jego główny cel, można powiedzieć, i nie dbał naprawdę o to, co ludzie o nim myślą.

Dbał o pracę i rodzinę.

Tak jest: praca i rodzina.

Wojna jest wojną, a miłość to miłość. Porozmawiajmy o tym najsilniejszym ludzkim uczuciu. Arcyksiążę Franciszek Ferdynand poślubił kobietę szczebel poniżej jego statusu królewskiego. Dlaczego zgotował prawdziwe piekło na ziemi dla siebie i dla swojej żony?

Nie sądzę, żeby przypuszczał, że będzie aż tak źle, że to się przerodzi w coś takiego dla jego żony. Myślę, że to jedna sprawa. Inną kwestią jest to, że oni się wzajemnie potrzebowali. To była bardzo intensywna, bardzo silna miłość. To była dla niego kobieta doskonała, a on dla niej też był perfekcyjnym mężczyzną. Nie mogli bez siebie żyć. Zawsze cytuję to cudowne zdanie mojej ciotki Sophie po śmierci jej rodziców: "Gdyby Franciszek Ferdynand i Zofia nie zginęli razem, on nie mógłby żyć bez niej, a ona - bez niego". Jeśli więc trzynastoletnia dziewczynka była w stanie dostrzec, że tych dwoje ludzi należało do siebie, to my też musimy przyjąć to do wiadomości, że tak miało być.

"Doskonała kobieta" - co to znaczy?

No cóż, ona miała wspaniałe poczucie humoru, była inteligentna, czarująca, ładna, elegancka, bardzo kulturalna. Podróżowała po Europie. Jej ojciec był na przykład ambasadorem w Belgii. To on zadbał o ustalenia ślubne pomiędzy księciem, następcą tronu Rudolfem a księżniczką belgijską Stefanią. Zofia była kobietą doskonałą dla Franciszka Ferdynanda. Była tą, której potrzebował. Była ciepła, pełna rodzinnych uczuć, była kimś, przy kim mógł się ogrzać.

Ale była raczej biedna.

Tak, no cóż. Jednak on miał pieniądze, więc to nie był żaden problem.

To nie była istotna kwestia?

Nie, nie sądzę.

Najważniejsi gracze w feudalnej Europie na początku XX wieku wywodzą się z niewielkiej grupy ludzi - z arystokracji. Ten arystokratyczny świat przypominał system kastowy w Indiach, prawda?

Daleko im wprawdzie było od indyjskiej kastowości, ale faktycznie było to podobne w pewnym stopniu. Można narysować linie łączące oba systemy.

Myślę oczywiście o Zofii i jej życiu z tymi okrutnymi ludźmi wokół niej. Czy mogłaby pani opisać ten stosunek do niej?

No cóż, jej sytuacja nie była łatwa, naturalnie. Nie może pan zapominać, że po ślubie mój pradziadek musiał się zrzec wszystkich przywilejów, wszystkich tytułów, które normalnie miała żona arcyksięcia. Zofia była na szarym końcu na dworze. Nie mogła uczestniczyć w żadnych oficjalnych wydarzeniach. Nie była, powiedzmy, wystarczająco dobrze urodzona, w pewnym stopniu.

Nie była nigdzie zapraszana.

Była zapraszana do Hofburga (wiedeńskiego pałacu władców Austrii- przyp. B.Z.) na oficjalne spotkania, obiady i temu podobne. Jednak musiała przechodzić za najmłodszymi arcyksiężniczkami. Siedziała przy stole bardzo daleko od swojego męża. Nie było jej wolno używać książęcych powozów, musiała korzystać z normalnego fiakra. Nie pozwalano jej siedzieć w tej samej teatralnej loży co jej małżonek. Nie wybierali się więc do teatru razem. Chodziło o takie małostkowe historie, drobne sprawy, które czyniły jej życie bardzo trudnym i bardzo skomplikowanym.             

Była odseparowana, jakby była trędowata, albo coś w tym rodzaju?

Troszkę pan przesadza, ale rzeczywiście twardo z nią postępowali. Przypuszczam, że to po części dlatego rodzinne życie spędzali głównie na zamku Konopiszte. Wiedeń wywoływał wiele komplikacji i stanowił ciężką próbę dla niej i dla jej dzieci.

Konopiszte to był dla nich rodzaj raju.

To był dom, w którym mogła być żoną i matką. Dbała tam o wszystko. Tak, to był raj.   

Z pięknym ogrodem, a nawet niedźwiedziami.

Tak, tak. Rzeczywiście był tam piękny ogród. Moja ciocia Sophie urodziła się w Konopiszte a także mój wuj Ernest. Tam panowało życie rodzinne, to było wspaniałe.

Proszę mi pozwolić zacytować pani słowa z książki zatytułowanej "Zabić arcyksięcia" napisanej przez Grega Kinga i Sue Woolmans. Pisze pani, że pani przodkowie "byli pierwszymi sierotami I wojny światowej i pierwszymi ofiarami młodej Republiki Czechosłowackiej, wypędzonymi ze swego domu i z ojczyzny. Ich majątek został nielegalnie skonfiskowany i nie dostali za niego żadnego odszkodowania. Bracia Hohenberg byli pierwszymi austriackimi arystokratami w obozie koncentracyjnym w Dachau. Walczyli z uprzedzeniami, dyskryminacją i niesprawiedliwością". Jaka była przyczyna całej tej serii tragedii?

Cóż, po I wojnie światowej republika czechosłowacka była dość pazerna, że ujmę to w taki sposób. O ile wiem, to nawet Polska miała problem z tym waszym nowym sąsiadem. Jak tylko nakreślono granice nowego państwa, tak jak powiedziałam, republika stała się dosyć zachłanna. Konopiszte było pierwszym łupem. W 1919 roku dzieci Franciszka Ferdynanda i Zofii musiały opuścić zamek. Mogli zabrać tylko pięciokilogramowy ładunek, małą walizkę. Mieli dwie godziny na zabranie rzeczy i wyjazd. Musieli opuścić Czechy. Przybyli do Austrii i tam mój wuj i mój dziadek byli później bardzo aktywni w ruchu monarchistycznym, starali się o odzyskanie tronu dla arcyksięcia Ottona - ich kuzyna. Stali się zagorzałymi antynazistami i kiedy nastąpił Anschluss, Niemcy wkroczyli do Austrii, jednymi z pierwszych więźniów Hitlera w Austrii byli Maksymilian i Ernest von Hohenberg. Wysłano ich do obozu koncentracyjnego Dachau i dzięki Bogu moja babcia zdołała ich wyciągnąć z obozu. Do tej pory nie wiemy jak to zrobiła, ale poruszyła niebo i ziemię, żeby ich stamtąd wydostać. Ernest musiał pozostać na dłużej w Dachau, ponieważ jego sytuacja była znacznie bardziej skomplikowana. On przebywał w Dachau jako więzień kryminalny, a mój dziadek był jedynie więźniem politycznym. Sytuacja nie była więc całkiem ta sama. No, cóż wiedli interesujące życie, bardzo interesujące.

W ironicznym sensie, oczywiście.

Tak.

Czy oni przeklinali swój los?

Nie, nie sądzę. To jest coś, co bardzo u nich podziwiam. Byli dobrymi chrześcijanami, dobrymi katolikami. Po prostu radzili sobie z tym, co im się przydarzało i podążali dalej.  Ponieważ jak powiedział kiedyś mój ojciec "kiedy masz dobrego konia, który dobrze skacze, stawiasz poprzeczkę coraz wyżej, aby zobaczyć, czy znów przeskoczy i Bóg widocznie zdecydował, żeby Hohenbergowie skakali wysoko". I oni skakali.

Katolicka tradycja, religia były bardzo ważne dla pani rodziny. A dla pani?

Dla mnie też. To sposób życia, ale także coś, co pomaga ci w trudnych sytuacjach. Kiedy możesz oprzeć się na swojej wierze, kiedy jest ona wystarczająco silna, pomaga ci wyjść z wielu trudnych sytuacji.

Jak pani ocenia swoje życie w porównaniu do przeszłości?

Prowadzę wspaniałe życie i bardzo łatwe. Jestem bardzo szczęśliwa. Mam cudownego męża, troje dzieci, jestem babcią dla małego chłopca. Och, życie jest wspaniałe! Wspaniałe, nawet jeśli nie wszystkie sprawy przebiegają tak, jakbym sobie tego życzyła.

Myślę, że jest to wspaniałe zakończenie naszej rozmowy. Bardzo pani dziękuję.

Dziękuję bardzo za zaproszenie. 

P.S.

Autorzy trzech pierwszych komentarzy na forum poniżej otrzymają egzemplarz książki "Zabić Arcyksięcia". Wypowiedzi muszą być kulturalne i na temat. Zapraszam wszystkich Czytelników.