Całodobowa kontrola każdego z osobna to konieczność dla kreatorów nowych wolnościowych wizji .   

Zezwierzęcenie jest warunkiem sine qua non, aby wspiąć się na szczyt tajnej hierarchii "świeckich humanistów".   

Ład globalny wymaga ciągłych aktów destrukcji, bo główne hasło światowych elit to triada: szukaj, burz i buduj.   

Ewolucja nie jest zaprzeczeniem rewolucji, to dwie strony dialektyki postępu, który cofa nas - ludzi.

Koło dziejowe obraca się i prze naprzód, mieląc to samo na innych etapach podróży fellow travellers.   

Oglądamy się za siebie i widzimy to, co czeka nas w przyszłości, projektowanej przez spadkobierców.  

Warto przepisywać klasyków antyutopii, dlatego że są wciąż aktualni, ale też po to, by dopisać C.D.N.  

Inteligentną kontynuacją proroczej prozy George’a Orwella jest „Folwark zwierzęcy. Reaktywacja”.  

Epilog  antytotalitarnej przypowieści napisany przez Nigela Bryanta nie ma już profetycznych ambicji.

Pisarska wena brytyjskiego speca od marketingu ograniczyła się do historycznej powieści z kluczem.

Rozwiązujemy w niej dość proste zagadki, banalne dla kogoś, kto choć pobieżnie zna dzieje XX wieku. 

Znajomość faktów i postaci niczego kreatorów nie uczy, dlatego ta orwelliada wciąż trwa w najlepsze.  

Edukacja jest bowiem czystą sztuką dla nas- widzów i uczestników, osób świadomych śnienia świata.      


Przede mną książka "Folwark zwierzęcy. Reaktywacja" napisana przez Nigela Bryanta.  A moim i państwa gościem jest Monika Stawicka - ilustratorka tej książki. To pani profesjonalny debiut.

W zasadzie tak. Można tak ująć.

Do tej pory amatorsko zajmowała się pani rysunkiem i grafiką? Jest pani samoukiem?

Tak. Rysuję w zasadzie w ramach mojego hobby. Tylko i wyłącznie. Nigdy profesjonalnie się tym nie zajmowałam.

A jakie były początki tego rysowania? Zaczęło się w dzieciństwie, czy w późniejszym wieku pani ten talent w sobie odkryła?

Talent to może za duże słowo. Ja bardzo to lubiłam robić i przez długi czas próbowałam dostać się na Akademię Sztuk Pięknych. Planowałam, że będę ilustrowała książki. Jednak nic z tego nie wyszło, wszystko się pozmieniało, natomiast pasja została. Przez długi czas rysowałam coś do szuflady i w końcu postanowiłam zaproponować swoje prace gdzieś dalej.

I tak pani przekroczyła ten zawodowy Rubikon?

To duże słowo. Wysłałam coś w rodzaju swojego portfolio do wydawnictw, między innymi do Frondy. Pan Bartek Zborski był uprzejmy zwrócić uwagę na te ilustracje i zaproponował mi współpracę.

Bartłomiej Zborski czyli tłumacz "Folwarku zwierzęcego. Reaktywacji" Nigela Bryanta. Dlaczego George Orwell - w pani przypadku?

Nie wiem. Przypadek. (śmiech) To jest książka bardzo ciekawa. Czytałam wcześniej "Folwark zwierzęcy" i samo to, że powstała kontynuacja, było interesującym wyzwaniem.   

Pani się w ogóle inspiruje literaturą?

Generalnie tak, bo to jest bardzo inspirująca dziedzina - literatura czy muzyka. Potrafią tyle obrazów stworzyć w naszej wyobraźni. Czasami warto coś sobie narysować.

A jest pani w stanie zamienić każdy tekst na obrazy? Czy konieczny jest jakiś specyficzny stosunek do słowa pisanego?

Musi mi się to podobać. Muszę to lubić, musi mnie to zafascynować, zainteresować. Na pewno nie każdy tekst. Coś, co mnie znudzi, nie wywoła na pewno takiego wrażenia, żeby móc chcieć to coś narysować.

Przede mną są Pani wizje słynnej sceny z "Folwarku zwierzęcego",  w której bohaterowie - jak pamiętamy lektury - upodabniają się do siebie i nie wiadomo właściwie kto jest kim, kto świnią, a kto człowiekiem. Właśnie na pani rysunku to tutaj widzimy.  Ta scena jest czysto literacka, czy czerpała pani także prosto z życia?

(Śmiech) Wydaje mi się, że wszystko, co się później przekłada na rysunek jest jakąś kompilacją literatury, życia, wyobraźni i własnych spostrzeżeń na pewne tematy. Tu starałam się nie odbiegać zbytnio od treści, a jednocześnie przekazać jak najwięcej emocji, które się z tym wszystkim wiążą.

Czym dla pani może być "ześwinienie się" człowieka?

Oooo! (śmiech)

W nawiązaniu do rysunku.

Tym, czym jest przekroczenie tej złej strony, pójście w rzeczy, które człowieka niszczą, a nie budują.

Tu mamy do czynienia z krzyżową zamianą ról : zwierzęcych i ludzkich. To jest ciekawa wizja, prawda?

Właściwie w dzisiejszym świecie granice są bardzo płynne. Zaciera się często pojęcia zła i dobra. Bardzo często jest to mylone. Jest taki galimatias, że czasami bardzo trudno to wyłuskać. Nie jest łatwo w dzisiejszym świecie, bo za szybko się wszystko dzieje. Trudno znaleźć tę prawdziwą wartość w tym wszystkim.

Pani rysunki - tak jak proza Bryanta inspirowana Orwellem- są groteskowe. Postacie są przerysowane,  można powiedzieć surrealistyczne, ale jednocześnie bardzo precyzyjne. Jak pani łączy ten realizm z fantastyką, rzeczywisty konkret z anty-utopijną wizją orwellowską?

Nie wiem. To samo przychodzi. To jest wizja, która się klaruje  w czasie czytania, w czasie szukania klucza do rozpoznawania postaci z tej konkretnej powieści. To wszystko nałożone na fakty, na historię, którą to wyobraża, zawsze generuje jakieś obrazy, jakąś akcję. To się rozgrywa jakby poklatkowo. Chodzi o to, żeby zamknąć w jednym rysunku akcję ciągnącą się w jakiejś sekwencji. To jest dla mnie zadanie: żeby jak najwięcej emocji i wydarzeń przedstawić w jednej klatce.

Pani tak filmowo, bardzo obrazowo o tym opowiada. Czyli przed pani oczyma rozgrywa się jakiś film?   A pani inspirowała się kinem? "1984" według Orwella, czy adaptacją "Folwarku zwierzęcego"?

Widziałam "Folwark zwierzęcy" w postaci kreskówki. To jest stary film animowany z lat 50. czy 60. (W 1954 "Folwark zwierzęcy" został przeniesiony na ekran w postaci kreskówki w reżyserii Johna Halasa i Joya Batchelora. - przyp. B.Z.) To jest świetny materiał na taki film - animowany, czy w innej technice. Tam się tak dużo dzieje, że faktycznie każda scena aż bucha wydarzeniami. Może to jest łatwo, może trudno, ale rzeczywiście fajnie jest wydobyć jak najwięcej symboli i zdarzeń w takiej jednej scenie. Świetna zabawa.

Pani mówi o symbolach, alegoriach. To jest tradycja zwierzęcej bajki, prawda? Można przywołać utwory La Fontaine'a czy Krasickiego. Ale moim zdaniem - tutaj sobie pozwolę na osobistą uwagę- coś te pani orwellowskie zwierzaki różni od tamtych oświeceniowych typów. Zastanawiała się pani, co by to mogło być?

Nie wiem ...  Nie zastanawiałam się ...

Może to jest pryzmat historii? Może w XVIII wieku ta historia nie była jeszcze tak dominująca i dojmująca, jak ta widziana przez pryzmat totalitaryzmów XX wieku?

Rzeczywiście tutaj najważniejszą rzeczą przewijającą się w tej książce jest historia. Zwierzęta tylko symbolizują jej elementy. Ciekawą rzeczą jest tutaj szukanie klucza do podstawowych postaci, do najgłówniejszych bohaterów. Ciekawe jest to odnajdywanie. Znamy te osoby. Większość z nich możemy pod postaciami tych zwierząt sobie wyobrazić. Oni żyli, bądź żyją nadal. Ciekawe jest spojrzenie autora, w jaki sposób przedstawił te prawdziwe postacie. Zwyczajnie: czy dobrze dobrał zwierzę do protagonistów. Czy ono rzeczywiście potrafi symbolizować to, o czym myślał autor.

Oprócz zwierząt w pani wizjach pojawiają się elementy i motywy, które znamy z historii, na przykład drut kolczasty. To przywołuje grozę obozów koncentracyjnych czy łagrów sowieckich. Zastanawiam się, czy nie chodzi o poczucie skoncentrowanej, "koncentracyjnej"  grozy, coś czego nie znał jeszcze wiek XVIII.

Rzeczywiście, tutaj zwierzęta nie występują w roli moralizatorów, tylko mają po prostu tragiczne losy. Wiele zwierząt cierpi i to tak prawdziwie cierpi. W książce Bryanta ten cały totalitaryzm jest bardzo mocno pokazany na przykładzie losów zwierząt: jak one potrafią to przetrwać, bądź nie.

Przede mną kolejny rysunek. Widzimy wychudzone do żeber korpusy. To też przywołuje obrazy znane z czasu II wojny światowej, czy późniejszych czasów. Przez te pani fantastyczne rysunki przebija horror totalitaryzmów XX wieku. Ale mamy wiek XXI. Czy uważa pani, że ta wizja orwellowska jest nadal aktualna?

Chyba tu się nic nie zmieniło. Wydaje mi się, że totalitaryzm nadal funkcjonuje. Może tylko inaczej się nazywa, inaczej wygląda. Jednak to na pewno nie zniknęło. Może tylko mniej to widać, może to jest bardziej zakamuflowane.

Mówimy o tych cechach tej totalitarnej wizji, które są obecne w pani rysunkach. A gdyby to miała pani ukonkretnić? Zamiast symboli i alegorii wypowiedzieć to wprost, precyzyjnie. Co byłoby wyznacznikiem dzisiejszego totalitaryzmu, współczesnej antyutopii, czy dystopii? Z czym mamy do czynienia dzisiaj, dookoła siebie?

Kłamstwo. Oszczerstwo. Brak prawdy. Tak naprawdę.

Kłamstwo instytucjonalne?

Pod każdą postacią. Bardzo trudno wyszukać prawdę. Czasami w natłoku zmasowanej informacji dookoła strasznie trudno jest znaleźć prawdę. I człowiek się bardzo łatwo w tym gubi. Może dlatego jest też podatny na manipulacje. A totalitaryzm jest przecież manipulacją.

Często mówi się, że wizja orwellowska jest już właściwie anachroniczna, a dzisiaj dominuje totalitaryzm  w wersji Aldousa Huxleya z "Nowego wspaniałego świata". Nie wiem, czy się pani z tym zgodzi.

Totalitaryzm w wersji "light"? Ale to jest psychiczne obciążenie. To jest manipulacja psychiką człowieka. Może nie są potrzebne druty kolczaste i wycieńczenie organizmu przez głód. Jeżeli jest kłamstwo, jest manipulacja psychologiczna, to jest to tak samo ciężkie dla człowieka i tak samo jest to obciążające.

"Pranie mózgu", "brainwashing". Jesteśmy w stanie się z tego wyrwać? Ma pani jakąś receptę?

Mam bardzo prostą - na swoje życie. Na przykład nie oglądam telewizji.

Ale słucha pani radia? (śmiech)

Słucham radia, ale też nie non-stop. Nie jestem przywiązana. Mogę słuchać muzyki i czytać książki. Dla mnie to jest filtrowanie rzeczywistości. Jest mi to bardzo potrzebne. Im więcej filtruję, to być może mam jaśniejszy umysł. Tak przynajmniej sobie mówię.

Tworzy pani wokół siebie taki kokon?

Nie wiem, czy to jest kokon. Staram się bronić przed rzeczywistością, przed bombardowaniem zewsząd i przed bałaganem w głowie.

Skoro mówi pani o bałaganie, to może zakończmy tę naszą dyskusję pani przesłaniem: jak można sobie to wszystko uporządkować? Jaki jest wydźwięk książki "Folwark zwierzęcy. Reaktywacja." Nigela Bryanta, tej wizji post-orwellowskiej? Chciałbym poznać pani zdanie jako rysowniczki, czyli kogoś, kto przełożył tę prozę na obrazy.

To jest chyba bardzo trudne. Wydaje mi się, że trzeba znaleźć dla siebie miejsce, wyciszyć się i znaleźć taki erem, w którym człowiek spokojnie może spojrzeć na siebie, w głąb siebie. W ten sposób może być mniej poddanym na zewnętrzne bodźce. To bardziej wycieczka w głąb siebie niż na zewnątrz.

Bardzo pięknie to pani powiedziała: wycieczka w głąb siebie, erem, pustelnia. Zachęcamy czytelników, żeby na moment chociaż zamknęli się w takiej pustelni, w takim eremie, gdzieś w swoim własnym pokoju na przykład i wzięli do ręki "Folwark zwierzęcy. Reaktywację" Nigela Bryanta z pani wspaniałymi ilustracjami. Bardzo pani dziękuję za tę rozmowę.

To ja bardzo panu dziękuję.