"Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba." "Wolnoć Tomku w swoim domku." "Osiołkowi w żłoby dano, w jeden owies, w drugi siano" - te znane cytaty pochodzą z dzieł Aleksandra Fredry. Właśnie mija rocznica śmierci jednego z największych naszych komediopisarzy. Żyją w polszczyźnie jego słowa, wciąż żywe są stworzone przez niego postacie. Czy nie widzimy jak roje mocnych w gębie, a tak naprawdę tchórzliwych Papkinów uwijają się po naszym sejmie? Czy i dziś złośliwi sąsiedzi nie odpłacają sobie pięknym za nadobne? Czy chorobliwa chciwość nie przesłania prawdziwego świata wielu naszym nuworyszom, nowobogackim, którzy chcą mieć wszystko, wszystko!?

Fredro nasz współczesny? Czemu nie? Udowadnia to moja rozmówczyni - pisarka Anna Czerwińska-Rydel. Zapoznajcie się z jej oryginalną biografią dramaturga zatytułowaną "Fotel czasu".  Sam byłem zaskoczony jak wiele zdarzeń i sytuacji z dnia codziennego, choćby z relacjonowanego przeze mnie w Faktach i komentowanego tu na blogu świata polityki, znajduje odbicie w twórczości bohatera tej opowieści, niby dla dzieci i młodzieży. Może to ten nasz dorosły świat jest tak infantylny, że język literatury dziecięcej pasuje do niego jak ulał? A może to Fredro jest po prostu tak uniwersalny, że pasuje do wielu sytuacji i stylów? Jedno jest pewne: ten hrabia na pewno daje do myślenia.     

Bogdan Zalewski: Dokładnie 138 lat temu zmarł Aleksander Fredro - jeden z naszych największych komediopisarzy. Odszedł we Lwowie 15 lipca 1876 roku. A moim gościem jest pani Anna Czerwińska-Rydel autorka bardzo oryginalnej książki na temat autora "Zemsty". Witam panią serdecznie.

Anna Czerwińska-Rydel: Witam serdecznie.

Ten bogato ilustrowany tomik nosi tytuł "Fotel czasu". To, co? Zasiądziemy w nim i… przeniesiemy się w czasie do dziewiętnastego wieku, wieku romantyzmu? Zgadza się pani na taką podróż?

Do romantyzmu? Możemy. Oczywiście. Jestem romantyczna.  

Taka magiczna przygoda spotkała głównego bohatera - Olka, który przy pomocy autentycznego siedziska pisarza przenosi się do jego epoki. Czy pani kiedykolwiek usiadła na tym oryginalnym fotelu, czy poniosła panią w książce tylko wyobraźnia?

Gdyby nie ten fotel, nie wpadłabym na taki pomysł. To jest rzeczywisty przedmiot, rzeczywisty mebel, robiący ogromne wrażenie właśnie dlatego, że siadał na nim sam Fredro i siedząc w tym fotelu obmyślał swoje dzieła. Dla autorki takiej, jaką jestem, to jest nie byle jaka gratka, żeby dotknąć takiego mebla, usiąść sobie w takim fotelu i pomyśleć, że może i mnie przyjdzie do głowy jakiś pomysł? I rzeczywiście przyszedł. Natychmiast.

A gdzie ten fotel konkretnie się znajduje?


Problem w tym, że zabroniono mi o tym mówić. Dostałam wiadomość od potomków Fredry, że bardzo proszą, żeby nie podawać tej informacji. Nie wiem dlaczego, ale tak jest.

Dobrze. Rozumiem. To jest ich prawo.

Pra, pra, pra, pra… wnuki, a właściwie pra, pra, pra, pra… wnuk wraz z żoną i swoimi dziećmi -pra, pra, pra, pra, pra… wnukami, którzy są szefami Fundacji Szeptyckich, poprosili mnie, żeby napisać o ich przodku książkę dla dzieci. I cała ta przygoda tak się zaczęła. Szeptyccy i Fredrowie są spokrewnieni. Te dwa rody się pożeniły i powstała wspólna linia Fredrów-Szeptyckich.      
      
A ja myślałem, że ta współczesna rodzina Olka to pani kreacja literacka!

Nie, to jest prawda. Ja w ogóle piszę zazwyczaj prawdę. Uważam, że prawda jest najciekawsza i że prawda daje największe możliwości. Dlatego lubię prawdziwe przedmioty, prawdziwe historie, prawdziwą fabułę, książki non-fiction. Prawda jest niesamowita.

"Tylko prawda jest ciekawa" - jak pisał Józef Mackiewicz, nasz słynny pisarz.  W swojej książce udowadnia pani, że Fredro nie jest retro?

Fredro pewnie jest trochę retro, pewne rzeczy są już za nami, tego nie da się ukryć. Natomiast inne kwestie zostały. W pewnym momencie babcia wyjaśnia to wnuczkowi, zdziwionemu, że współcześnie "mówimy Fredrą", w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy. Po prostu używamy pewnych określeń, pewnych zdań i fraz pochodzących z jego dzieł - książek i wierszy. One funkcjonują w języku polskim.

A propos wierszy, to ja może zapytam takim pseudo-fredrowskim rymem: co takiego jest we Fredrze, że i dziś się do nas wedrze,/ I pomimo tylu lat , może zdobyć ten nasz świat?
 
Prawda. Prawda o człowieku. Prawda podana w dowcipny sposób, nie dydaktyczny, nie moralizatorski, nie grożący palcem i pouczający, tylko po prostu zabawny, ale bardzo trafny. Czy to wtedy, czy teraz wszyscy tak naprawdę jesteśmy tacy sami. Zmieniła się może scenografia, ale namiętności, uczucia, problemy, przywary, wady są takie, jakie były. Myślę, że od epoki kamienia łupanego. To się nie zmienia.      
     
Pani mówi o dydaktyzmie...

O braku dydaktyzmu.

Tak. A pani napisała pewnie tę książkę, bogato ilustrowaną, ze świetnymi rycinami, z myślą o młodych ludziach, którzy bronią się przed sztampą szkolną?

Książka "Fotel czasu" jest jedną z wielu moich biograficznych powieści dla młodego czytelnika. To jest mój cel, moje zamierzenie i moja konsekwencja w tym, że chcę opisywać, pokazywać te postacie, które kojarzą się z lekturami i podręcznikami, z lekcjami historii i języka polskiego, w taki sposób, żeby je odświeżyć, może czasami zdjąć je z pomników, pokazać z innej perspektywy, w innym świetle. Autorzy różnie sobie z tym radzą. Czasami specjalnie wyłuskują same skandale albo smaczki, ostre rzeczy.

Pani nie odbrązawia Fredry?


Nie. To nie jest tak, że ja chcę pokazać same pikantne szczegóły, bo też nie o to chodzi. Tu chodzi o pokazanie prawdziwego człowieka, dziecka, które już było wtedy zdolne, trochę inne. Na przykład Fredro w ogóle nie uczył się w szkole, co jest dla naszych dzieci niesamowite. 

Miał guwernerów i dyrektorów.

Tak i to takich, którzy uczyli go zupełnie nie tego, czego - według nas - powinni: nie matematyki, nie pięknego pisania, nie historii, a jeżeli historii to przez prawdziwe historie opowiadane przez prawdziwego żołnierza, patriotę, który walczył. Jeżeli uczyli - jakbyśmy dziś powiedzieli - jakiegoś WF-u, to była to szermierka i jazda konna.

A oprócz fechtunku, języków obcych.

No, tak. Wydaje mi się, że to może być dla dzieci ciekawe i przyciągające, powodujące, że potem chce się sięgnąć dalej, zobaczyć, kim Fredro był, co się dalej wydarzyło. Kiedy jestem na spotkaniach autorskich w różnych bibliotekach i szkołach, jestem przyzwyczajona, choć kiedyś byłam przerażona, że dzieci tak niewiele wiedzą. Oprócz Fryderyka Chopina, o którym też napisałam książkę, czy Marii Skłodowskiej-Curie inni bohaterowie są całkowicie dzieciom nieznani. Janusz Korczak? Nie wiadomo, kim był. Henryk Goldszmit to już w ogóle. To są dwie różne osoby.

Nie łączą się te dwie osoby w jedną?

Nie. Dzieci też absolutnie nie wiedzą, kim był Aleksander Fredro. Dopiero, kiedy zaczynam recytować "Małpę w kąpieli" albo "Pawła i Gawła", to wtedy wiedzą. Kiedyś czytała im to babcia czy mama w dzieciństwie.

I to już zostaje w umyśle.


Tak, ale nie kojarzy się to z Fredrą. Dopiero, kiedy cytuję fragment i zapowiadam, że to o jego autorze - Fredrze- będziemy dziś mówić, słyszę zdziwione: tak?! Wydaje mi się, że jest tu duża praca do wykonania.

Pani mówi o dzieciach, a ja powiem szczerze, że ja - od dawna dorosły mężczyzna - zostałem porwany do pani fredrowskiego świata. Liczy pani też na takich czytelników - facetów, jak pisał Witold Gombrowicz - dzieckiem podszytych?

Och, uwielbiam takich facetów, to znaczy takich czytelników.

(Śmiech.) Rozumiem. To może jeszcze porozmawiajmy o pani bohaterach czy też bohaterze. W pani książce babunia napomina Olka: "Być potomkiem Fredry to przede wszystkim wielka odpowiedzialność i zobowiązanie". Przypomni pani: dlaczego?

To była wielka prośba potomków, którzy zamówili u mnie tę książkę. Oni robili pierwszą jej redakcję, również merytoryczną, czy się daty i fakty zgadzają. To jest ich przodek, więc oni mają do tego prawo, a nawet obowiązek. Zresztą ja byłam im za to wdzięczna, bo trudno być specjalistą od wszystkiego i trudno wszystko wiedzieć. Właśnie taka prośba z ich strony padła, żeby koniecznie napisać coś takiego, co to znaczy być potomkiem. Ponieważ ludzie współcześni nie zdają sobie z tego sprawy. Czasami myślą, że ktoś się wynosi, bo jest potomkiem kogoś tam, albo że to coś ułatwia, że otwiera pewne rzeczy, których normalnie nie dałoby się otworzyć. Albo że ktoś ma wysokie mniemanie o sobie, dlatego że jest potomkiem. A tak naprawdę to trochę inaczej trzeba na to patrzeć, że to jest wielka odpowiedzialność, że trzeba iść dalej, że trzeba kontynuować czyjeś dzieło, to co ktoś wypracował, coś zrobił, jeżeli jest się jego potomkiem.    
           
Ja sobie wypisałem takie zdanie z "Fotela czasu": "To, że jesteś potomkiem słynnego pisarza, nie znaczy jeszcze, że coś jest ci z góry dane. Łatwo jest zepsuć to, co wypracował ktoś przed tobą, a budować jest zawsze trudniej. Jako pra, pra, pra, pra… wnuk hrabiego Fredry nie możesz zejść poniżej pewnego poziomu zachowania".  To są bardzo aktualne słowa, prawda?

Chciałabym, żeby były aktualne. Czasami z tym jest trudno.

No, właśnie. Pomyślałem sobie o innym sławnym potomku - prawnuku Henryka Sienkiewicza. Czasami prawnukowie - jak choćby przeklinający Bartłomiej Sienkiewicz - schodzą poniżej pewnego poziomu. Nie sądzi pani?

Właśnie myślę, że nie powinni. Powinni mieć zawsze z tyłu głowy tę świadomość, że szlachectwo zobowiązuje. To kim się jest, zobowiązuje.

"Noblesse oblige" - jak mawiają Francuzi.

Mój mąż jest potomkiem Lucjana Rydla i myślę, że też gdzieś ma świadomość, że pewna historia, pewne wydarzenia zobowiązują, na przykład, żeby zrobić piękne wesele.

Pani kończy swoją książkę fredrowską "Bajką o sowie". Tak mi się skojarzyło - wybaczy pani jeszcze raz tę aluzję współczesną - ze słynną restauracją "Sowa i przyjaciele": "Możeś mądra - niech tak będzie,/Lecz twą mądrość kryje cień,/ A tymczasem słychać wszędzie:/ Każda sowa głupia w dzień." To może być takie przesłanie dla naszych współczesnych.


Może Fredro przewidział...

Pewne sytuacje...

... co się wydarzy ileś lat później. Kto wie?

Bardzo pani dziękuję z tę rozmowę.

Dziękuję również.