Dawno temu oglądałem w TV fascynujący serial pt. "Korzenie".

Odcinek za odcinkiem śledziłem losy czarnoskórych mieszkańców USA.

 

Dzieło to do dzisiaj staje mi przed oczyma, mimo że od emisji cyklu minęło już ze trzydzieści lat.

Opowieść o Kunta Kinte - niewolniku pochodzącym z Gambii - mocno utkwiła mi w pamięci. 

Murzyn nie był jeszcze wtedy piętnem w polszczyźnie, bo nie było to słowo zniewolone przez poprawność polityczną.

Ukłon w stronę tego ideologicznego szaleństwa lingwistycznego nastąpił znacznie później.

 

Niezwykłe dziś jest to, że moja żona uzmysłowiła mi, jakiego to "białego kruka" mamy w domowej bibliotece!

Ironizuję, ale jest coś dziwnego w tym, że słynny kryminał Agaty Christie, który stoi na naszej półce, nie w każdym wydaniu nosi tytuł "Dziesięciu murzynków".     

Etymologia słowa "Murzyn" wskazuje na jego czysto opisowy a nie oceniający negatywnie charakter.

Wyraz ten pochodzi od łacińskiego "Maurus" czyli mieszkaniec północnej Afryki. 

Oczywiście są w polszczyźnie jego złe konotacje, obraźliwe związki frazeologiczne, które wymienia Wikipedia: być sto lat za Murzynami, ciemno jak w d.pie u Murzyna, robić za Murzyna.    

Literatura jednak, jeśli chce oddawać prawdę o danym zjawisku, nie może się sama kastrować z jakichkolwiek znaczeń.

Indywidualny ton dla "murzyńskości", nie zniewolonej przez polit-poprawność, znalazła powieściowa debiutantka, której książka ukazała się jednocześnie w Stanach Zjednoczonych i w Polsce.


Bogdan Zalewski, RMF FM: Moim gościem jest Yaa Gyasi - bardzo utalentowana młoda amerykańska pisarka, autorka doskonałej powieści zatytułowanej "Droga do domu". Książka została przetłumaczona na język polski. Dzień dobry, Yaa! Witam w polskim radiu RMF FM!

Yaa Gyasi: Dziękuję!

Pani nazwisko Yaa Gyasi brzmi bardzo egzotycznie nie tylko dla mnie - Polaka, Europejczyka - ale także, jak przypuszczam, dla przeciętnego Amerykanina. Pani mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale gdzie się pani urodziła?

Urodziłam się w Ghanie, w Afryce Zachodniej, konkretnie w miejscowości o nazwie Mampong. Kiedy miałam dwa latka moja rodzina przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych.   

Zadedykowała  pani "Drogę do domu" swoim rodzicom i braciom. Jak pani krewni zareagowali na tę powieść?

Przyjęli ją bardzo dobrze. Moi rodzice i bracia byli bardzo dumni i bardzo podekscytowani, kiedy czytali moją książkę. 

Jako motto do niej zacytowała pani afrykańskie przysłowie. "Rodzina jest jak las; jeśli stoisz na zewnątrz, jest gęsty i jednolity, kiedy jesteś w środku, widzisz, że każde drzewo zajmuje swoje własne miejsce." Na początku umieściła pani drzewo genealogiczne swoich bohaterów. Czy to jest po prostu wskazówka dla czytelników czy ma to głębsze - filozoficzne, symboliczne - znaczenie?

Myślę, że zarówno jedno, jak i drugie. Rodzinne drzewo genealogiczne jest pomocne dla czytelników, ponieważ, wie pan, bywa odsyłaczem dla zagubionych w wielowarstwowym gąszczu, ale z drugiej strony stanowi szkielet dla wielu idei zawartych w książce. Na przykład, że czarna diaspora jest rodziną. To może być trudne zobaczyć tę rodzinę w całości, gdy poszczególne elementy odsuwają się od siebie. Jednak gdy przyjrzeć się bliżej, można zobaczyć, w jaki sposób każda osoba przyczynia się do powstania tej większej rodziny.  

W zachodniej literaturze jest taka - nazwijmy ją - "rodzinna" tradycja. Jest wiele różnych sag. Na przykład niemiecki pisarz Tomasz Mann napisał słynną powieść "Buddenbrookowie". To kronika upadku zamożnej północnoniemieckiej rodziny kupieckiej w ciągu czterech pokoleń. Jest też "Saga rodu Forsyte'ów" angielskiego pisarza Johna Galsworthy'ego, opowieść o angielskich wyższych sferach. Czy pani inspirowała się tą tradycją, opisując los afrykańskiej rodziny?

Przypuszczam, że tak. Książki na tematy rodzinne stanowiły dla mnie inspirację. Szczególnie powieść "Sto lat samotności" napisana przez Gabriela Garcíę Márqueza, która nie zajmuje się, ot tak, życiem rodzinnym, ale opisuje dzieje dużego rodu w długim okresie. To było dla mnie inspirujące.     

Wymieniła pani Márqueza. Jest wiele realizmu magicznego w Pani powieści. Czy pani wierzy w magię?

Mam wrażenie, że tak. Tak, wierzę w magię.

W voodoo? Talizmany? Albo coś podobnego? W osobistym życiu?

Sądzę, że wiele form mistycyzmu ma swoje miejsce w różnych kulturach i wiele mniej o nich wiemy niż o bardziej tradycyjnej wewnętrznej duchowości.

Pomówmy o "niewolniku", tym co "niewolnicze", o "niewolnictwie". To jest lejtmotyw w pani sadze. Jak pani rozumie te słowa?

Tak jak zostało to przedstawione w książce, istniała instytucja niewolnictwa, przy pomocy której czarnoskórzy mieszkańcy byli wykradani ze swoich krajów w Afryce i w niewolniczym trójkącie wysyłani do takich miejsc jak Ameryka czy Jamajka i tam zmuszani do pracy. (Handel trójkątny - określenie przepływu towarów i niewolników odbywającego się na Oceanie Atlantyckim, w ramach handlu pomiędzy Europą, Afryką i Ameryką w okresie od połowy XVI wieku do połowy XIX wieku - przypis B.Z.).

Kto był odpowiedzialny za wielowiekowy proceder niewolnictwa dotykający Afrykanów i Afroamerykanów?

Wie pan, staram się w mojej książce unikać gładkich, wyuczonych odpowiedzi na to pytanie. Uważam, że wiele różnych grup ludzi było pierwotnie zaangażowanych w ten proceder. Ja się skupiam głównie na brytyjskim udziale w handlu niewolnikami. Jednak oczywiście Brytyjczycy nie byli jedyni.

Zajmowali się tym także sami Afrykanie.

Tak, w tej powieści omawiam także w jaki sposób i oni trudnili się handlem ludźmi. 

Przeczytałem ostatnio o pani debiucie takie zdanie: "Pojawił się nowy ważny głos w literaturze amerykańskiej". Na czym polega ten nowatorski charakter "Drogi do domu"? Chodzi o temat, styl, bohaterów, język?

Uważam, że po części nowa w "Drodze do domu" jest afrykańska perspektywa, jaką często się w tej powieści posługuję. Dociekania na temat niewolnictwa prowadzę nie tylko z amerykańskiego punktu widzenia, ale także przez pryzmat Ghany, co nie jest częste.

Podwójna tożsamość charakteryzuje wielu bohaterów pani książki. A jak jest z pani tożsamością. Kim pani jest tak naprawdę?

Widzi pan, moja tożsamość jest związana ze sprawą, o której już wcześniej wspominałam. Urodziłam się w Ghanie a dorastałam w Ameryce, początkowo w Alabamie. Tak więc, moje poczucie przynależności bardzo różni się od tożsamości przeciętnej osoby, która wzrasta tam, gdzie się urodziła. Dlatego myślę, że jestem zarówno Ghanijką jak i Amerykanką. 

A co pani sądzi o problemie rasizmu dzisiaj - w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie?

Myślę, że odziedziczyliśmy wiele niezagojonych ran. Ameryka musi choćby przemyśleć na powrót problem niewolnictwa czy zagłady Indian, pierwotnych mieszkańców tej ziemi. Nie zmierzyliśmy się jeszcze do końca z tym dziedzictwem. Pozostało tu wiele otwartych ran.

Ostatnie pytanie: o pani plany na przyszłość ... Czy mogłaby je pani opisać naszym słuchaczom w Polsce?

Tak. Mam nadzieję nadal pisać powieści. Chciałabym napisać kolejne książki.

Dziękuję Pani za wywiad. Miłego dnia! 

Egzemplarze książki Yaa Gyasi trafią do siedmiu osób, które jako pierwsze rozwiązały zagadkę. Są to: Mariusz Pankowski z Książa Wielkopolskiego, Antonina Sobieraj z Tarnowskich Gór, Julia Madej-Dymek z Krakowa Nowej Huty, Bożena Włodarczyk z Warszawy, Danuta Adamczyk z Kielc, Mirosław Zaborowski z Warszawy oraz Zbigniew Grzesiak z Kielc. Gratuluję! Rozwiązanie jest trzynastoliterowe: DO DOMU NIEWOLI. Tworzą go pierwsze litery wersów mojego wstępu.