A kiedy zaczęli się mnożyć wrogowie tej prezydentury i rodziły im się w głowach coraz odważniejsze inicjatywy, ujrzeli urzędnicy Ratusza, że wszystko, co do tej pory uczynili stolicy jest piękne. Wzięli więc sobie do utajnionej współpracy te wszystkie spółki krewnych i znajomych, które sobie upatrzyli.

I rzekła ich Pani: Nie będzie przebywał duch mój w stolicy na zawsze, gdyż jest tu tylko przelotnie. Będzie więc życie jego trwać ze sto dwadzieścia lat dla pociotków i potomków moich. A w owych czasach, również i potem, gdy rządzący działacze blatowali się z biznesmenami, były w kraju olbrzymie biznesy, które się z tego rodziły. To były mocarne układy, z których ta władza z dawien dawna, bo już od dwóch kadencji, była sławna.

I gdy Pani widziała, że wielka jest złość elektoratu na ziemi polskiej, a szczególnie w mieście stołecznym i że wszelkie myśli elektoratu oraz dążenia jego wyborczego serca są ustawicznie złe, żałowała Pani, że uczyniła tyle obietnic dla niewdzięczników i bolała nad tym w sercu swoim. I rzekła Pani: Zgładzę lemingi, których stworzyłam, z powierzchni ziemi, począwszy od miejscowych Stolicznych aż do Słoików, aż do PO-włazów i ptactwa niebieskiego, gdyż żałuję, że je uczyniłam propagandą swoją. I spuściła na ziemię deszcz, który padał przez czterdzieści minut i czterdzieści sekund, i zgładziła z powierzchni ziemi wszelkie auta, które zobaczyła na zaniedbanej od lat trasie.

I wezbrały wody i podniosły auta, i płynęły wysoko nad drogą. A wody przybrały i podniosły się bardzo nad ziemią, auta zaś tonęły w głębinach wód. Na pięć łokci wezbrały wody ponad asfalt, tak że auta zupełnie zostały zakryte. Aż zamknęły się źródła otchłani i upusty nieba i ustał deszcz z nieba. Z wolna ustępowały wody z ziemi i wody zaczęły opadać po upływie stu pięćdziesięciu minut. I osiadły auta na trasie przez lata leżącej odłogiem. A Pani wypuściła swego kruka, który wylatywał do mediów i wracał. A potem sama jak gołębica zagruchała, aby przekonać się, czy opadło napięcie z powodu wody. Ale nie znalazła niczego, gdzie by mogła w spokoju osiąść na laurach i wróciła do Ratusza, który zalewała inna ciemna breja, lepka maź, widoczna już wszędzie, a niewidzialna tylko dla tych, którzy wciąż mają oczy sklejone śluzem dawnych snów o PO-tędze.