Jarosław Kaczyński i Beata Szydło /Paweł Supernak /PAP

Niedawno,  ale jeszcze przed wyborami, miałem przyjemność rozmawiać z Romanem Mańką - dziennikarzem, publicystą, autorem kilku książek, z których przeczytałem dwie, z dużym zainteresowaniem. Tą pierwszą pracą była "Strefa tabu. Największe afery III RP", która nie tylko opisywała głośne skandale - szpiegowski Józefa Oleksego, kidnaperski z porwaniem i mordem na Krzysztofie Olewniku, czy gruntowy z Andrzejem Lepperem w roli głównej - ale też próbowała pokazać je w szerszym, socjologiczno-politologicznym ujęciu. I właśnie intelektualne, a nie tylko reporterskie ambicje Mańki, skłoniły mnie do zaproszenia autora do rozmowy na temat jego najnowszej politycznej książki pod intrygującym tytułem "Wielka koniunkcja", zaczerpniętym z niepolitycznej dziedziny.

Astronomia - bo o niej mowa - opisuje ten fenomen jako ustawienie ciał niebieskich i obserwatora w jednej linii. A jak się to kosmiczne zdarzenie ma do polityki na Ziemi, na naszej polskiej ziemi? W roku 2015, podobnie jak 10 lat wcześniej, nastąpiła w polskim życiu publicznym tzw. wielka koniunkcja polityczna - nałożenie się na siebie dwóch ważnych wydarzeń politycznych, zbieg wyborów parlamentarnych z prezydenckimi. Ta "kosmiczna" metafora nie jest jedyną oryginalną wyborczą wizją Romana Mańki. Zachęcam odbiorców tego bloga do wysłuchania w całości mojego półgodzinnego wywiadu. Rozwijam w nim temat rywalizacji pomiędzy PiS a PO, nie tylko partyjnej ale i kulturowej, oraz kwestię różnic w "strategiach wojennych obu wrogich armii".      


Jako oryginalny wkład Romana Mańki w opis sytuacji politycznej w Polsce uznaję zwłaszcza rozdział z jego książki zatytułowany "Misterny plan Kaczyńskiego". Czytamy w nim właśnie o "wojennej strategii PiS": Tak jak Związek Radziecki wygrał z III Rzeszą II wojnę światową dzięki przekształceniu blitzkriegu w wojnę na przetrwanie, czyli przejściu w grze wojennej od wojny błyskawicznej do wojny na wyczerpanie, tak Kaczyński nastawił PiS na długie oczekiwanie - na przetrwanie. Związek Radziecki wygrał z faszystowskimi Niemcami dlatego, że posiadał większą pulę naturalnych zasobów i potrafił optymalnie je zmobilizować. A jak mówi strategia gier: zwycięży ten, kto lepiej zmobilizuje posiadane zasoby. Być może szokujące są dla wielu są takie porównania.

Etycznie rzecz ujmując, zestawienie ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego z Armią Czerwoną, czyli formacją zbrojną totalitarnego imperium Stalina, wygląda na kolejną kulturową deprecjację, podobną do "przemysłu pogardy", antypisowskich ataków ze strony salonu III RP. Z drugiej strony umiejscowienie Platformy Obywatelskiej na pozycji wojsk hitlerowskich, też może się kojarzyć z przyklejaniem do ugrupowania Donalda Tuska - wnuka "dziadka z Wermachtu" - kolejnej niemieckiej łatki. Jednak spróbujmy oddzielić tę powierzchowną, czysto retoryczną warstwę od głębszej analizy, ukazującej istotę rzeczy, a wówczas rozważania Mańki staną się odkrywczym obrazem polityki obu partii jako wojennej gry, strategii podejmowanej przez rozgrywających w celu odniesienia ostatecznego zwycięstwa.

Dowodem na trafność interpretacji autora "Wielkiej koniunkcji" są wyniki tegorocznych, podobnie jak 10 lat temu, nakładających się na siebie wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Powróćmy więc do tych, wydawałoby się kontrowersyjnych, wojennych analogii: Zasoby III Rzeszy wyczerpywały się, ich źródła były oddalone o tysiące kilometrów, tymczasem sroga, mroźna zima oraz działania oddziałów partyzanckich ograniczały możliwość swobodnego transportu żołnierzy, amunicji, żywności, lekarstw, nowoczesnego sprzętu. Natomiast Związek Radziecki mógł zasoby na bieżąco uzupełniać, w miejsce zużytych wprowadzać nowe. Był w stanie dłużej przetrwać. Potencjał III Rzeszy szybciej się wyczerpał - przypomina nam R. Mańka przebieg II wojny światowej.

Następnie opisuje, jak to wyglądało w przypadku politycznej "wojennej zawieruchy" w Polsce w latach 2007-2015. Strategię PiS można streścić w kilku słowach: nastawić się na przetrwanie i czekać na tąpnięcie, na polityczny lub społeczno- gospodarczy kryzys, na zawalenie oraz przewartościowanie sceny politycznej oraz być może również na pewną korektę sytuacji geopolitycznej. Tu trzeba postawić pytanie o zasoby PiS-u, które - tak jak w przypadku Armii Czerwonej - były konieczne nie tylko w strategii przetrwalnikowej, ale w rezultacie racjonalnych i konsekwentnych działań do osiągnięcia końcowej wiktorii. Po pierwsze, żeby przetrwać, należy postawić na najbardziej wierny, twardy, żelazny elektorat. Po drugie czekać na tąpnięcie, na kryzys. Pytanie: w jakim celu?

Efektywność tej drogi opiera się - zdaniem R. Mańki - na przyciągnięciu do struktury wiernych, najbardziej twardych wyborców elementu klientelistycznego. Co to za grupa? Autor "Wielkiej koniunkcji" powołuje się na diagnozę socjologa prof. Andrzeja Zybertowicza, związanego z PiS: Z pewnymi typami grup racjonalna rozmowa jest sensowna, bo one posiadają kompetencje kulturowe, żeby przyjmować argumenty, a pewne grupy reagują, i będą zawsze reagować, bo takie sobie miejsce wyznaczyli albo im wepchnięto, według mentalności stada. I tutaj żadne argumenty nie trafią, tylko jeśli konsolidować archipelag Polskości, uzyskamy efekt grawitacyjny, oni sami przylgną. Wygląda na to, że "siła grawitacyjna" PiS-u oddziałała w ostatnich wyborach na bierne i niewierne "ciała wyborcze".

Jakkolwiek podobne teorie mogą uchodzić za późniejszą racjonalizację w dużej mierze chaotycznych procesów społeczno-politycznych, warto przypomnieć, że książka Romana Mańki została wydana jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, więc zawarte w niej refleksje mają charakter jeżeli nie zawsze trafnych przewidywań, to przynajmniej uniwersalnych dociekań na temat istoty polityki. Tak jest - moim zdaniem - w przypadku bardzo trafnej metafory Wielkiej Koniunkcji, jak i teorii grawitacji wywiedzionych z astronomii i fizyki. Autor zresztą nie stosuje tych terminów arbitralnie i często odwołuje się do dorobku nauk ścisłych i humanistycznych. Przytoczę więc jeszcze kilka ogólnych hipotez oraz ich szczegółowych egzemplifikacji.

Los politycznych przedsięwzięć nie zależy wyłącznie od losowych, aleatorycznych procesów. Mimo że element przypadku odgrywa w polityce bardzo dużą rolę, to jednak wiele efektów można zaplanować i przewidzieć ich przebieg. W społeczeństwie, podobnie jak w astronomii czy fizyce, pewne zgrupowania, układy, ośrodki, przestrzenie mogą wytwarzać oddziałującą na otoczenie siłę grawitacyjną, która jednocześnie powoduje zmiany w innych środowiskach, wpływając na ich motywy, tryb, a także logikę działania - dowodzi analityk i przekłada tę abstrakcyjną, wyekstrahowaną z realnej polityki, tezę na konkretny przykład. Nim doszło do podwójnego wyborczego zwycięstwa prezesa PiS, Roman Mańka chwalił skuteczność upartego lidera opozycji, od wielu lat skazywanego na niebyt.

Ignorantami okazali się ci, którzy kpili z byłego premiera jako pseudo-stratega. Wielu komentatorów śmiało się z Jarosława Kaczyńskiego, wyszydzało go, że realizuje samobójczą i bezskuteczną z punktu widzenia pragmatyzmu politycznego strategię, polegającą na petryfikowaniu grupy własnych zwolenników, najwierniejszej populacji wyborczej PiS, utwardzaniu tzw. żelaznego elektoratu, aby wytworzyć immanentną siłę grawitacyjną, która następnie, gdy nadejdzie kryzys polityczny lub jakiś rodzaj tąpnięcia politycznego, przyciągnie do PiS inne grupy, które staną się w ten sposób drugą, bardziej elastyczną warstwą elektoratu. Wyszydzana strategia była zaprojektowana na dłuższy okres i miała głębszy sens. Te słowa nabierają dzisiaj sensu dodatkowego.

Należałoby jednak dla dopełnienia politycznego obrazu Polski po niedzielnych wyborach parlamentarnych przywołać zagrożenia, które stoją przed nowym rządami Prawa i Sprawiedliwości. Nawet jeżeli w odróżnieniu od lat 2005-2007 będzie to najprawdopodobniej władza samodzielna, sprawowana bez zgniłych kompromisów i koalicji mających charakter partyjnego mezaliansu jak układ PiS-Samoobrona-LPR. Gdy sugeruję przeszkody, kłody, rowy i wilcze doły nie mam na myśli wyłącznie "złej prasy" mediów III RP, kolejnej fali politycznej nagonki na ugrupowanie, które w odróżnieniu od PO, nigdy nie było i nie będzie pieszczoszkiem większości dziennikarzy. Mam w pamięci zakulisowe działania, których sensu mogłem się tylko domyślać jako obserwator przed polityczną dekadą.

Intrygi, o których wspominam, są tematem książki Romana Mańki, którą przywołałem na wstępie mojego wpisu, zatytułowanej "Strefa tabu. Największe afery III RP". Autor należy do grona analityków, których szczególnie cenię, za to, że nie poddają się presji tzw. pseudo-realistów. Ci ostatni za wszelką cenę chcą przekonać odbiorców, że życie polityczne jest tylko tym, co widzimy. Jakby sama obserwacja nie była skażona pośrednictwem upolitycznionych, zideologizowanych mediów! Mańka pisze wprost, używając trochę zgranej metafory: żyjemy w Matrixie. Jego refleksja sięga jednak głębiej niż ten filmowy slogan, popkulturowy liczman: to nie elektroniczne maszyny kierują naszymi wyobrażeniami, formułując je w dowolny sposób, lecz pozakulisowe ośrodki wpływu. Oto samo sedno!

Istotnym, jeśli nie najistotniejszym wyzwaniem dla rządów Prawa i Sprawiedliwości jest według mnie w pierwszym rzędzie precyzyjne zdefiniowanie i neutralizacja niejawnych ośrodków wpływu, które odegrały tak fatalną rolę w czasie poprzedniej koniunkcji PiS-u, podwójnej wygranej - w wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2005 roku. Mańka stawia tezę: Podobnie jak gabinet Jana Olszewskiego w 1992 roku, również rząd Jarosława Kaczyńskiego upadł w następstwie nocnej zmiany. Zmiana dokonała się w środku nocy, na 40. piętrze hotelu Marriott. Być może - bo nie jest to wykluczone - z udziałem agentów służb specjalnych. A więc tego czynnika, który osobiście nazywam lożą, strefą tabu, przestrzenią gier zakulisowych. Wniosek: w czasie kryzysu PiS-ie strzeż się lóż!

Egzemplarze książki Romana Mańki trafią do sześciu osób, które jako pierwsze rozwiązały zagadkę. Są to: Adam Zoszak z Sanoka, Danuta Adamczyk z Kielc, Zbigniew Kędzior z Katowic, Amadeusz Calik z Olkusza, Grzegorz Śliżewski z Koszalina i Bartłomiej Kucharczyk z Włocławka. Hasło brzmiało : NA JEDNEJ LINII. To nawiązanie do tytułowej koniunkcji. Gratuluję wygranym. Dziękuję Wszystkim uczestnikom zabawy i zapraszam do kolejnych naszych gier książkowych. Pozdrawiam gorąco!