ᴲIᴱ

Przekład dzieła z literatury obcej na język polski to zawsze jest spore wyzwanie.

Efekty bywają różne- są płody ułomne i nie piszę tu tylko o ewidentnych błędach translatorskich, bowiem w grę wchodzi czasami wypaczenie nie tyle sensu książki, co na przykład nietrafność zastosowanych środków stylistycznych, więc czytać się to da, ale przyjemność estetyczna towarzysząca lekturze oryginału jakoś się ulatnia.

Rozpatrujemy także pod tym kątem w kolejnej lekcji z cyklu "Francuski kulturalnie" różne spolszczenia książek słynnego francuskiego pisarza Georgesa Pereca i we troje (dr Joanna Wilkońska, Mikołaj Bać oraz piszący te słowa Bogdan Zalewski) analizujemy między innymi efekt niezwykłej pracy, jaką wykonali  autorzy polskiej wersji książki "La Disparition", dzieła tak specyficznego, tak nasyconego francuską idiomatyką, aluzjami, grami językowymi, ograniczeniami i kombinatoryką literowo-numerologiczną  - nie waham się użyć tego wyrażenia - Perekiańską kabalistyką, że trzeba mówić raczej o przybliżeniu w postaci "Zniknięć" niż o tradycyjnym tłumaczeniu.

Elementów absolutnie opierających się bezpośredniemu przekładowi jest tak wiele, że odbiorcom w naszym kraju musi wystarczyć ekwiwalent, swoją drogą kolejny literacki, językowy, kombinatoryczny i edytorski majstersztyk opublikowany nakładem oficyny "Lokator" (przy okazji składam wielkie podziękowania za pomoc - nie tylko książkową - panu Piotrowi Kalińskiemu, artyście i założycielowi tego autorskiego wydawnictwa i klubu w Krakowie).

Cierpliwość benedyktyńska, mrówcza praca, tytaniczna robota - takie określenia przychodzą mi na myśl, kiedy już z ołówkiem w dłoni przeczytałem "Zniknięcia" George’a Pereca i wyjaśnienia erudycyjno-warsztatowe, których na koniec udzielają nam dwaj tłumacze - René Koelblen i Stanisław Waszak.

-

"Przekład" to mało powiedziane, bo ten termin nie oddaje skali wyzwań, przed którymi obaj panowie stanęli, dlatego ukułem własny wyraz, neologizm "Perekład" oparty na grze słów, łączącej rzeczownik "przekład" z nazwiskiem "Perec".

Ezoteryka, którą przesycona jest często proza tego francuskiego pisarza o polsko-żydowskich korzeniach, każe ją porównywać z tekstami kabalistów, albo działaniami steganograficznymi stosowanymi w metodologii agenturalnej.

Różnice co do celu i strategii w obu przypadkach są duże, ale jest coś, co łączy te fenomeny: ukrywanie treści i głębszych przesłań pod pozorami zwyczajnego komunikatu, a często jest to kodowanie piętrowe, przypominające strukturę werbalnej cebuli z kolejnymi warstwami liści z liter, albo formę "matrioszek" - coraz mniejszych laleczek, schowanych jedna w drugiej.

Erudycja to nie wszystko, bo choć dzieła Pereca (m.in. "Rzeczy", "Życie instrukcja obsługi", "Przestrzenie", "Pamiętam, że") wymagają na głębszym poziomie sporego oczytania literackiego, równie ważna jest swoista wyobraźnia strukturalna, umiejętność uzmysławiania sobie wewnętrznej archi-tekstury schowanej w formacie zwykłej z pozoru książki, a także wysiłek numerologiczny, poetycka praca z cyfro-szyfrem, łączącym w sobie elementy meta-matematyki i iteracyjnej LITERA-tury czyli swoistej fazy rozwoju "literatury opartej na grach literowych".

Krytycy zarzucą mi pewnie niepotrzebne terminologiczne gmatwanie sprawy, jednak czytanie Pereca wymaga według mnie jednostkowego, unikatowego potraktowania.

Łatwiej oddać tę strategię przy pomocy nowych określeń, niż wtłaczać w stare pojęcia zupełnie nieprzystającą do nich twórczość.

Adwersarze mojego spojrzenia mogą się wyzłośliwiać, że tylko silę się na oryginalność, ale czemu - jako pasjonat, a nie profesjonalista- miałbym odmawiać sobie przyjemności przybierania maski śmiałego krytyka, który nie boi się nowatorskiej lektury?

Dam przykład, że Pereca i polskie "Perekłady" można potraktować specyficznie (skalpelem własnego stylu).

ᴱIᴲ

Podstawowa sprawa w lekturze Pereca to zapoznanie się z awangardową poetyką, na co w swoim wstępie do "Zniknięć" zwraca uwagę Jacek Olczyk, jeden z najwybitniejszych polskich znawców nurtu Ouvroir de Littérature Potentielle ("Warsztatu Literatury Potencjalnej"), autor książki pt. "Literatura polska w świetle przymusów Oulipo".

Encyklopedyczna wiedza, choćby hasłowa, czym są lipogramy, palindromy, pangramy, anagramy, izogramy, krzyżówki czy akrostychy, może nie jest czytelniczą koniecznością, zadaniem obowiązkowym, bo książki francuskiego pisarza można czytać jak tradycyjne tomy, ograniczając się do powierzchownej fabuły, "płaskiego odbioru", delektowania się przygodowymi i opisowymi arabeskami, tatuażami z barwnych fabularnych i kreślarskich tuszy na skórze papieru, jednak trzeba przynajmniej mieć świadomość, że te dzieła to także ciała, które można poznawać na sposób chirurgiczny, dokonywać na nich wiwisekcji, ze skalpelem w dłoni wnikać w głąb, by zapoznawać się z ich skrywaną anatomią. 

Równie ważne jak znajomość procesów życiowych w organizmach jest badanie reguł istnienia "oulipijskich" komunikatów, do czego potrzebne jest przynajmniej elementarne opanowanie terminów literackich, zaznajomienie się z ich definicjami, więc dla przykładu: lipogram to taka organizacja tekstu, aby składał się z wyrazów, w których nie występuje określona głoska, szczególnie częsta w danym języku; palindrom to wyrażenie brzmiące tak samo czytane od lewej do prawej i od prawej do lewej; pangram to krótkie zdanie zawierające wszystkie litery danego języka; anagram to wyraz, wyrażenie lub całe zdanie powstałe przez przestawienie liter bądź sylab innego wyrazu lub zdania, wykorzystujące wszystkie litery (głoski bądź sylaby) materiału wyjściowego; izogramy to wyrazy albo grupy literowe zbudowane z takich samych liter, ale posiadające odmienne znaczenie i pisownię (np. "pieczarki - piec z arki"); krzyżówka to zagadka słowno-literowa polegająca na odgadywaniu lub dopasowywaniu haseł i wpisywaniu ich w krzyżujące się ze sobą rubryki;akrostych, jaki  jest, każdy widzi, kiedy przeanalizuje organizację tego mojego tekstu.

Eliminacja "E" w lipogramie "La Disparition" niesie z sobą wielowymiarowe konsekwencje, to nie jest jedynie kwestia sprawdzalna przy pomocy komputerowego skrótu "ctrl+F", czy litera nie przedarła się do tekstu poddanemu takiemu radykalnemu ograniczeniu, inaczej przymusowi ("constraint").

Czytelniczy tercet Wilkońska-Zalewski-Bać zebrany w studiu RMF FM na Kopcu Kościuszki w Krakowie starał się ukazać różne strony książkowych stronic Pereca, bo te karty są tylko z pozoru zapełnione zwykłymi drukarskimi znakami.

-

Pod czarnymi literami kryją się wzory przezroczyste, niczym filigrany, znaki wodne na papierach wartościowych, objawiające swój rysunek po wystawieniu pod światło; ale o jakie "promienie" tu chodzi, jaki sekretny sens chroni się za tą metaforą "oświetlenia": "oświecenie", "iluminacja"?  

Eliminacja jest paradoksalnym wzmocnieniem obecności, i dopiero unicestwianie jest tragicznym potwierdzaniem istnienia, ostatecznym rozwiązaniem zagadki bycia, bo uświadomienie konieczności śmierci jest zarodkiem prawdziwego życia w życiu pozorowanym, gdy puste żyły Pałuby wypełniają się rwącym nurtem gorącej krwi, i tak właśnie Perekiańska blada leukemiczna litera "E", niewidoczna dla rozbieganego oka, goniącego za przygodnymi treściami, ciemnieje nagle pod okiem Światłego Świadka, Samotnego Spadkobiercy, aż krzepnie w czerń strupa na trupie, barwę Egzystencji po Eksterminacji.     

Rachunek sumienia to rozdział mojej Księgi Metamatematyki.

Ezoteryczny wymiar "E" u George’a Pereca zaprowadził mnie do ponownej lektury starożytnego dzieła "O E DelfickimPlutarcha, które wywarło na mnie ogromne wrażenie, gdy byłem w wieku studenckim, a potem wywarło wielki wpływ na moje rozumienie tej litery w moim życiu i pisaniu, jako człowiekowi z "Centrum E" (bo wiedza o "La Disparition", a na końcu lektura "Zniknięć" pojawiły się w mej świadomości już wiele, wiele lat później). 

Kiedy z Joanną i Mikołajem omawiam w podcaście sens "E" jako piątej litery alfabetu, zwracam uwagę nie tylko na kabalistyczny nurt, do którego nawiązywał ten genialny Francuz żydowskiego pochodzenia.  

Ład ukryty stawia opór, i to - według mnie - inna, nieoczywista strona Perekiańskich "constraints", bo wymogi stawiane sobie przez pisarza, te wszystkie narzucane ograniczenia, rodzą się na nowo wraz z każdą lekturową lekcją w postaci niemal niesłyszalnych czytelniczych przymusów musujących w czarnej pianie drukowanych liter.

Adekwatność "E" Pereca oraz "E" u Plutarcha nie jest rzecz jasna absolutna, to raczej dwa drogowskazy celujące w ten sam punkt, samo sedno, niż tożsame znaki tożsamości, choć można z rozprawy greckiego filozofa sprzed dwóch tysiącleci ułożyć tekst-centon, szkic francuskiego pisarza z ubiegłego wieku:  E oznacza cyfrę 5 (cyfry oznaczano literami). (...) El jest formą czasownika "być" i znaczy "jesteś" jako zwrot do prawdziwie istniejącego bóstwa. Tę ostatnią opinię, wygłoszoną przez Ammoniosa, uważa najwidoczniej Plutarch za najtrafniejszą, referując ją najobszerniej i umieszczając na końcu. Teologiczny charakter tej wypowiedzi wskazuje na głębokie przekonanie Plutarcha, który przecież i gdzie indziej daje interpretacje mistyczne różnych zjawisk. Pomimo więc jego skłonności do zadowalania się prawdopodobieństwem, należy uważać, że rzeczywiście wierzy w to, co wypowiada tutaj Ammonios. Wszystkie próby rozwiązania zagadki świadczą o wielkiej erudycji autora w różnych dziedzinach. (...) Zabiera głos Eustrofos i wraca do interpretacji E jako cyfry, ale z zupełnie innym, "matematycznym", uzasadnieniem. Wszelako matematyka Plutarcha nie jest tym, czym matematyka nasza; polega ona na pitagorejskiej mistyce; liczb, operującej symbolami ich "jakości", i tu okazuje się, że piątka realizuje szczególniejszą doskonałość. (...)" Hipotez jest całe mnóstwo. Bardzo interesująca w kontekście Perekiańskich sensów jest odczytanie "E" jako skrótu wezwania: "euphemei" czyli "zachowaj milczenie" przy wejściu do delfickiej  świątyni.

Derridiański szybolet dla Klanu - tajny sprawdzian WYMOWY litery "E" - niech nie zostanie tu zdradzony, niechaj stanie się probierzem naszej niejawnej Wiary, jako tekst-test, po którym będziemy się rozpoznawać w upadłym Świecie straszliwie rozproszonego Światła.