Monolog Aktualny, Trzynastoczęściowy, Wymuszony Grą, Regułami, Zasadami, Estetyką, Okolicznościami, Celami, Zależnościami Arytmetyki Słownej.

1M

Mam w smartfonie liczne lektury. To już chyba tysiące ebooków, a także zaznaczonych w nich fragmentów. To znak czasu. W ogólnym znaczeniu jako Zeitgeist, symptom cywilizacyjnego rozwoju czytelnictwa w naszej epoce (e-poce), przejaw nowych, unikatowych, cyfrowych możliwości literatury. W szczególnym znaczeniu: jako moja indywidualna walka z czasem, próba zatrzymania minut i godzin spędzanych nad ekranikiem, przyszpilenia płynnych chwil (czynność absurdalna). Wśród pokaźnej kolekcji passusów, zmagazynowanych w pamięci urządzenia, jest ten: Gdy patrzę na jakieś ustawienie na szachownicy – obojętnie czy gram ja sam, czy ktoś inny – w moim procesie przeszukiwania posunięć jest bardzo niewiele świadomie planowych elementów. Zaskoczyło mnie niezmiernie to wyznanie Garriego Kasparowa z jego książki „Ostatni bastion umysłu”.

2A

Arcymistrz przyznaje, że świadomość, źródło racjonalnego myślenia, logicznego namysłu, matematycznej analizy, w grze w szachy odgrywa znikomą, nieistotną, niemal zerową rolę. Nie jestem zawodnikiem, nie jestem nawet pasjonatem tej szlachetnej sztuki, znam jej zasady, podstawowe reguły, to wszystko. (Aha! Jeszcze jedno. Mam oryginalne, pamiątkowe szachy przywiezione z Wysp Kanaryjskich, konkretnie z Teneryfy w latach 90. XX w.) Dlaczego miałem tak fałszywe pojęcie o istocie pojedynków na szachownicy? Wyobrażałem sobie zawsze, że to rodzaj rywalizacji mózgów nieomal cyfrowych, cybernetycznych herosów intelektu, prawie androidów o umysłach do granic ścisłych. A tu taka niespodzianka!

3T

Traci czas, ten kto szuka w szachach wyłącznie schematów? Niekoniecznie. Kasparow dzieli ruchy na różne rodzaje, zwracając uwagę na te, które – jeśli właściwie to pojmuję – dają niewielki margines dla swobody myślenia. To schematy.  Niektóre posunięcia są wymuszone – rozumiem przez to, że obligują nas do nich reguły (jak w wypadku szacha, czyli sytuacji, gdy zaatakowany został nasz król) albo że każdy inny ruch zdecydowanie oznacza przegraną. – Pisze autor „Ostatniego bastionu umysłu”. To niezwykle istotny element każdej walki przy użyciu bierek i widać po tym, jak mocno jest ona sformalizowana. Skoro ja tutaj narzuciłem sobie konkretne reguły pisania (całość tekstu ma się składać z trzynastu niewielkich rozdzialików, każdy ma się zaczynać znaczącą wielką literą, wedle konwencji akrostychu), muszę kierować się tymi wytycznymi; grać partię na klawiaturze komputera, posuwając się jednocześnie wedle reguły swobodnych asocjacji oraz zgodnie z pełną konkretnych presji partyturą. Uczyniłem to, żeby poczuć samemu i dać odczuć czytelnikom ten szachowy imperatyw, ale w sposób właściwy dla pewnego rodzaju literatury.


4W

Wizja szachisty jako automatu do gry nabiera tu znaczenia realistycznego, pragmatycznego, pozbawionego elementów fantastyki. Ruchy człowieka dosłownie stają się automatyczne, bo pojawiają się liczne konieczności wynikające z samych szachowych zasad. Kasparow opisuje tę kwestię także ilościowo, co daje dodatkowy, cenny, statystyczny  obraz pojedynku. Takie sytuacje zdarzają się regularnie w ciągu całej rozgrywki, na przykład gdy przeciwnik bije nam bierkę i musimy oddać bicie, bo w innym wypadku pozwolimy drugiej stronie osiągnąć poważną przewagę materialną. W niektórych meczach zdarza się kilkadziesiąt wymuszonych posunięć i przy tych ruchach nie jest tak naprawdę potrzebne prawie żadne przeszukiwanie. Reguła mojego tekstu z seriami trzynastu wymuszonych zasad przypomina nie tylko tę mechaniczną, szachową „prozę” rywalizacji.

 5G

Grupa OuLiPo, skupiająca awangardowych twórców, zawiązana w roku 1960, badała możliwości różnych gier w literaturze. Nazwa OuLiPo była skrótem od francuskiego sformułowania „Ouvroir de Littérature Potentielle”- „Warsztat Literatury Potencjalnej”. Jak czytamy w portalu techsty.art.pl :  Specjalnością OuLiPo były matematyczne formuły, kombinatoryczne mechanizmy, określona regułami losowość przy tworzeniu tekstu. Złożyły się one na oulipiańską "poetykę przymusu". Chodziło w niej o zastosowanie w dziełach literackich matematycznych struktur, a szerzej: ściśle określonych metod restrykcji (fr. contrainte), "reguł formalnych", czy też "ograniczeń"). Wybieram się do Paryża podczas lipcowego urlopu, podróż tę poprzedza intensywna lektura depesz o strajkach na lotniskach, oraz dzieł pisarzy z kręgu OuLiPo. Przeczytałem w ostatnich dniach kapitalną powieść „Anomalia”, która dostała nagrodę Goncourtów. Mottem mojego urlopu jest zdanie z tego tomu: Jeśli człowiek ma się pogrążać w rozpaczy, lepiej to robić na tarasie paryskiej kafejki. (O czym jest ten kawałek dobrej francuskiej prozy? Wyobraź sobie, że masz sobowtóra, drugie ja, dzielisz czas z drugą osobą, która jest tobą; jakby się grało w szachy z lustrzanym odbiciem; białe kontra białe, albo czarne kontra czarne). Autorem tej pasjonującej książki o „bifurkacji”, rozdwojeniu czasu jest  Hervé Le Tellier – francuski pisarz urodzony w Paryżu w 1957 roku. Autor powieści, sztuk teatralnych, opowiadań i wierszy, z wykształcenia matematyk i doktor lingwistyki, przewodniczący legendarnej grupy literackiej OuLiPo (Warsztatu Literatury Potencjalnej) założonej przez pisarza Raymonda Queneau i matematyka François Le Lionnais’go w 1960 roku. Przepisuję notkę z okładki i przypominam sobie od razu, że Queneau to mój stary arcymistrz, rozegrałem z nim przed wielu laty pewną radiowo-filmową partyjkę.

Dopiszę jeszcze jeden cudzy fragment. Nie dopisuje mi wena, piszę w czasie urlopu, siłą bezwładu, poruszany wewnętrznym silniczkiem pracoholika, na jałowych obrotach. Do grupy OuLiPo, która postuluje tworzenie dzieł literackich z wykorzystaniem pewnych językowych czy konstrukcyjnych ograniczeń, tak zwanych przymusów, inspirowanych kombinatoryką i teorią gier, należeli między innymi Georges Perec, Harry Mathews czy Italo Calvino. Przed podróżą do Paryża, robię ruch wstecz, wracam do Pereca. Wielki wachlarz – dla ochłody, bo analizy na zimno są w sam raz na upały.

6R

Rozrasta się esej. Wróćmy do źródła: do pól. Wymuszenia w szachach, inaczej niż ja, epatujący was ezoteryczną, hermetyczną awangardą, Garri Kasparow tłumaczy bardzo życiowo, prosto, bez specjalnych wymysłów i udziwnień. Tak samo jak człowiek nie musi świadomie sobie nakazywać, by nie wchodzić pod nadjeżdżający samochód, tak też tego rodzaju posunięcia są u dobrego szachisty praktycznie odruchowe. Slogan „szachy są jak nasze życie”, ewentualnie à rebours „życie to partia szachów”, przestaje być komunałem. Sposób w jaki autor „Ostatniego bastionu umysłu” przedstawia  problem „restrykcji”, „wymuszeń”, „konieczności”, uzmysławia nam głębszą analogię między ruchami na planszy, a naszą egzystencjalną rutyną codzienności. „Naszą”? Raczej nam narzuconą. Choćby w postaci presji korporacyjnych rytuałów. Globalne kościoły pieniądza mają swe świeckie msze.  

7Z

Załóżmy, że oddaliśmy już co cesarskie Cesarzowi Gry (najważniejszej figurze, która jednak nie porusza się na szachownicy, stoi ponad nią, jak Fatum w starożytnej mitologii, kształtując los wszystkich pozostałych: ludzi, herosów, bogów). Co nam pozostaje? Czy jest tu miejsce na wolność, na kreatywność, na własny geniusz, jeśli go mamy? Oddajmy głos Arcymistrzowi: Pomijając posunięcia wymuszone, w każdej pozycji możemy mówić o 3 czy 4 sensownych ruchach, a czasami nawet może i o 10. Również w tym wypadku, zanim mój umysł rozpoczyna prawdziwe przeszukiwanie, wybieram najpierw kilka do głębszego przeanalizowania – takie posunięcia nazywamy ruchami kandydatami. Oczywiście, jeśli to moja partia, nie zaczynam za każdym razem od początku; planuję swoją strategię i przyglądam się najbardziej prawdopodobnym wariantom już wcześniej, w czasie oczekiwania na ruch mojego przeciwnika. Jeśli mój rywal wykona posunięcie, którego się spodziewałem, jest całkiem możliwe, że odpowiem natychmiast. Często zdarza się, że zaplanuję z góry serię czterech czy pięciu posunięć, robiąc przerwy tylko na ponowne sprawdzenie własnego liczenia, jeśli sekwencja rozgrywa się zgodnie z oczekiwaniami. W piątek 24 czerwca zaplanowałem w programie w sieciowym radiu RMF24 dwie swoje rozmowy na temat szachów. Pierwszy wywiad – z Adamem Dzwonkowskim, szachowym zawodnikiem, sędzią, organizatorem oraz instruktorem, a obecnie  działaczem na szczeblu krajowym oraz międzynarodowym, menadżerem naszego arcymistrza Jana-Krzysztofa Dudy. Drugi – z Andrzejem Czochrą - nauczycielem gry w szachy i współtwórcą rodzinnej kolekcji szachowej „Szachy Świata”, którą zwiedziłem wcześniej w Centrum Kultury Filmowej "Stylowy" w Zamościu.

8E

Eter – to trochę nadęty synonim radia. Ten żywioł to jednocześnie siła i słabość mojej pracy. Moc zawiera się w możliwości lotnego kontaktu, natychmiastowego przekazania wieści, rozmów „na żywo”, których świadkami w medialnym światku są tysiące, a czasami miliony osób. Jednak oczywistą ułomnością działań „w eterze” jest ich „eteryczność” właśnie, ulotność, zmieniające się konteksty, umykające w oddali tło. Rozmowa z Adamem Dzwonkowskim to już przebrzmiały epizod. Omawiana przez nas sytuacja z piątku 24 czerwca 2022 roku to już w radiu prahistoria. Większość wypowiedzianych tam słów straciła aktualność. Turniej w Madrycie ma już nowe odsłony. Nie ma nawet sensu pisać o tym szczegółowo w tym eseju, bo już nazajutrz opis sytuacji sportowej też będzie passé. Niech będzie, że to, co tu po sobie i innych pozostawiam, to przejaw twórczych (odtwórczych) ambicji snobistycznego epigona Marcela Prousta, moje śmiechu warte „À la recherche du temps perdu”.

9O

Osobiście cenię sobie najbardziej inną radiową grę z czasem. To swoista symultana życia prywatnego i prezenterskiej profesji. Tak się złożyło, że dwa tygodnie wcześniej- 12 czerwca- odwiedziłem Zamość, przede wszystkim skuszony perspektywą obejrzenia unikatowej kolekcji szachów, zestawów z całego świata zebranych w jednym miejscu. Zbiór zapiera dech w piersiach. Ekspozycja w podziemiach kinowego centrum to zamknięty w klatkach gablot wielki epicki film wyświetlający się samoistnie w wyobraźni zwiedzających (w tym wypadku mnie i mojej żony). Jego twórcą, reżyserem i charyzmatycznym aktorem jest p. Andrzej Czochra. Miałem problem: nie wiedziałem często na czym się skupić – na rozmowie z elokwentnym narratorem czy na kontemplacji jego cudownych eksponatów. Nie były to bowiem jedynie historie wyjątkowych zestawów do gry (każda nasycona własnymi sensami, ukazująca losy rzeczy i ludzi, splecione w sposób nierozdzielny). Pan Andrzej to osoba … osobna, gotowy bohater powieści w stylu Vladimira Nabokova, jakiejś nowej, radosnej wersji „Obrony Łużyna”.

10C

Czochra był także nauczycielem gry w szachy dla szeregu pensjonariuszy zakładu karnego o zaostrzonym rygorze. Mrożąca krew w żyłach opowieść o jednym z jego podopiecznych pozostanie na zawsze w mojej prywatnej pamięci. Częścią ekspozycji jest wystawa obrazów, których twórcami są właśnie więźniowie, niektórzy bardzo uzdolnieni plastycznie. Jednak najważniejsza rzecz to oczywiście same szachy- w dziesiątkach, setkach odmian; to jest ten przedmiot notorycznego zdumienia, chwilami szoku, w większości zachwytu. Szachy: elitarne, ludowe i popkulturowe; arystokratyczne, mieszczańskie i robotnicze; drewniane, kryształowe czy porcelanowe; europejskie, afrykańskie, amerykańskie, a tu znów -azjatyckie; wykonane przez natchnionego samochodowego mechanika na Zachodzie, afrykańskiego szamana szachowego rzemiosła i chińskiego maga, alchemika tchnącego życie w masę z laki. To było dla mnie wyjątkowe przeżycie usiąść z Panem Andrzejem przy stole do gry. Spotkanie miało swoje radiowe przedłużenie, powtórzenie, rodzaj déjà vu, jednak jak to w szachach, każde spotkanie jest wyjątkowe. Ma to znów swoją pozytywną i negatywną stronę: białe i czarne pola. Gdybym do Zamościa udał się tylko w celach zawodowych, a nie w czasie wolnym, po to by odwiedzić „Szachy Świata” prywatnie, zabrałbym ze sobą profesjonalny, cyfrowy rejestrator i na miejscu nagrał reportaż. Jednak, czy chciałem na pewno poświęcić osobistą przyjemność spotkania na rzecz radiowego zadania, sformalizowanego „wymuszenia”? Prawdopodobnie nie. Coś bym sam tu stracił. Coś cenniejszego. Jeden z przykładów – nie do radia. W przebogatej kolekcji pana Andrzeja moja spostrzegawcza żona dostrzegła egzemplarz dla nas obojga wyjątkowy. Dorota dojrzała zestaw, który przywiozłem przed wielu laty z Teneryfy. Właściciel zbiorów wyjaśnił, że nie pochodzą z Wysp Kanaryjskich, jak do tej pory myślałem. To są szachy z Peru. Wyciągnąłem je potem sobie z szafy we własnym domu.     

  

11Z

Zasadniczo planuję swoje następne, główne ruchy: tak w życiu, jak w radiu, tak w mowie, jak w piśmie. Dał nam przykład sam pan Garri, jak zwyciężać mamy (niekoniecznie tylko w szachach). Większość czasu na przeszukiwanie i ocenianie poświęcam głównemu wariantowi, czyli posunięciu, które od samego początku wybrałem jako najbardziej prawdopodobne. Moja umiejętność liczenia stara się potwierdzić intuicję. Jeśli ruch mojego przeciwnika okazuje się niespodzianką, jeśli nie brałem go w ogóle pod uwagę, gdy próbowałem przewidzieć jego posunięcie, mogę potrzebować trochę więcej czasu, by przeanalizować całą szachownicę, szukając nowych słabych punktów i okazji. Ach, gdyby tak wszyscy gracze, także polityczni (zwłaszcza w naszym kręgu cywilizacyjnym) kierowali się tymi zasadami! Świat z całą pewnością wyglądałby inaczej. Może w ogóle nie byłoby obecnej wojny za naszymi wschodnimi granicami?

12A

Analogie rodzą się same. Garri Kasparow – jak wiadomo – nie jest wyłącznie strategiem na szachownicy, starał się grać w śmiertelnie niebezpieczną dla siebie grę przeciwko reżimowi na Kremlu. Bardzo cenię jego refleksje i chylę czoła przed analizami politycznymi. Oto jedna z nich, dające do myślenia porównanie z jego wcześniejszej książki „Nadchodzi zima”.  W odniesieniu do szachów opisałem zjawisko, które nazwałem „siłą przyciągania sukcesu z przeszłości”, brzemieniem własnych sukcesów. Każde zwycięstwo ściąga zwycięzcę lekko w dół i utrudnia mu wkładanie maksymalnego wysiłku w dalsze poprawianie swoich wyników. Tymczasem przegrany wie, że popełnił błąd, że coś poszło nie tak, więc będzie ciężko pracował, by następnym razem się poprawić. Szczęśliwy triumfator często uznaje, że wygrał po prostu dlatego, że jest wybitny. Zazwyczaj jednakże zwycięzca to jedynie ten gracz, który popełnił przedostatni błąd. Przezwyciężenie tej skłonności i uczenie się czegoś ze zwycięstwa wymaga niezwykłej dyscypliny. Pisze Garri Kasparow, ale nie ogranicza się do takich ogólnych refleksji. Podaje za chwilę konkretny przykład, egzemplifikację tej tezy.  Naturalną, ludzką reakcją po odniesieniu zwycięstwa w zimnej wojnie było uściskanie dawnego wroga. Clinton i Jelcyn obejmowali się i śmiali. Pamiętam dobrze tę wydumaną idyllę, pod tym infantylnym kiczem krył się infernalny horror, całkiem realna groźba recydywy komuny w najkrwawszej odmianie. I trafił się ślepemu Zachodowi … Putin. Mają więc dziś prawdziwego ruskiego gracza, szachistę rodem z KGB. Mamy i my. Jak pokonać rosyjskie Imperium na globalnej szachownicy? Zapytałem jakiś czas temu – naszego szachistę na Wiejskiej.  

13S

Strasznie dużo tu dygresji! Już słyszę zarzuty. Przyjmuję. Przyjmijmy, że przegrałem tę grę … z tematami i formami. Nawet jak na skoczka, za bardzo hasałem, w ruchach w bok wyskakiwałem już chyba  poza samą szachownicę. Pozwalam sobie jednak na taką samowolę, taki brak precyzji i perfekcji, aby przypomnieć sobie i wam najważniejszą być może życiową prawdę. Uczą jej szachy. Wskazują na nią arcymistrzowie. A tym możecie wierzyć na słowo.  Ludzki umysł to nie komputer; nie potrafi posuwać się w uporządkowany sposób po liście ruchów kandydatów i układać ich w ranking, wyliczając ich wartość co do setnej części pionka, tak jak to robi maszyna do gry w szachy. Nawet najbardziej metodyczny ludzki umysł zboczy z wytyczonej ścieżki w ferworze rywalizacji. Jest to zarazem słabość i siła ludzkiego poznania. Czasami to niezdyscyplinowane błądzenie jedynie osłabia naszą analizę. Innym razem stanie się źródłem inspiracji, doprowadzi do pięknych albo paradoksalnych posunięć, których nie było na naszej początkowej liście kandydatów. Te słowa Garriego Kasparowa nosiłem w pamięci – nosiłem w formie cyfrowej, w przenośnej pamięci w smartfonie. Postanowiłem tę zewnętrzną wgrać teraz do własnej. To właśnie jest ten akt. Szach i mat. Ktoś tu pewnie wygrał, więc i przegrać też musiał ktoś.