Zima - wszędzie zastępy skostniałych trupów. Niedawno zabici żołnierze wyglądają jakby spali. Ci z jesieni prezentują się inaczej. Z czasem ich ciała się kurczą. Odpływa ciecz. Mundur staje się za duży i buty nienaturalnie się marszczą. Stopy jakby były o kilka numerów za małe. Oblicze wojny nie jest eleganckie. Twarze to już teraz czaszki. Mięśnie udają kości. Walki trwają, ale piekielna machina włączyła niższy bieg. Porusza się w zwolnionym tempie, zbierając swoje śmiertelne żniwo. Z powietrza Ziemia przypomina sito, przez które przeleciały pociski. Ślady na śniegu są tropem dla dronów.

Ukraińcy modyfikują te maszyny tak, by mogły unieść nawet kilka grantów. Nie ma przed nimi ucieczki. Nawet jeśli człowieka nie zabiją, mogą dotkliwie zranić. Przy tej temperaturze utrata krwi to pewny wyrok śmierci. W sieci mnożą się filmy przedstawiające takie ataki. Jest konto na Twitterze, gdzie spokojny głos pilota dronów opisuje bombardowania na bieżąco. Robi to tak, jakby widz był ślepy. Przypomina Davida Attenborough mówiącego o antylopach na równinach Serengeti i czyhających na nie drapieżnikach. Z tym, że nazywa Rosjan robakami i cieszy się jak dziecko, gdy giną.  

Świadomie używa języka programów przyrodniczych. Opisuje biosystem, który na naszych oczach obumiera. Ale podziw dla ludzkiego instynktu przeżycia przeplata drwiną, jakby mówił o mrówkach uciekających z płonącego gniazda. Drony naprowadzają również ostrzał ukraińskiej artylerii. Bum, bum - żartuje - gdy rakieta uderza w jakiś bunkier i zostawia stos trupów. Jestem uzależniony od tych nagrań. Głos komentatora wprawia mnie hipnozę, a obraz w stan przerażenia. Nie zdradzę jednak adresu konta na Twitterze. Za każdym razem, gdy na nie wchodzę, czuję do siebie obrzydzenie. 

"Świnie nie mają wiary i wrodzonego poczucia wdzięczności. Rozumieją tylko brutalną siłę i przeraźliwie domagają się żarcia od swoich właścicieli" - tak o Ukraińcach wypowiada się Dmitrij Miedwiediew, prezydent Federacji Rosyjskiej. Jestem mu wdzięczny za szczerość, bo łagodzi nią wydźwięk komentarza ukraińskiego pilota dronów. Miedwiediew zareagował tak na odrzucenie przez Kijów oferty bożonarodzeniowego zawieszenia broni. Wampir z Kremla chciał podostrzyć nieco pazury, a Zełenski nie dał się oszukać. Nie było nocnej ciszy, nie przybieżeli do Betlejem pasterze. I bardzo dobrze. 

Ale święta się odbyły. Dzieci ze zniszczonego Mariupola zmuszone zostały do występów artystycznych dla rosyjskich żołnierzy. Każdy sprzeciw miał spotkać się z surową karą - powiadomił lojalny wobec Kijowa doradca mera ukraińskiego miasta. Jeśli ktoś będzie się buntował albo nagrywał występy, więzienia czekają. Tymczasem wokół ruin zbombardowanego teatru, w którym mogło zginąć nawet 600 ukraińskich cywilów, ustawiono wysoki parawan. Pojawił się nawet na nim projekt nowego budynku i twarze rosyjskich pisarzy. Przypomina to wszystko sarkofag z Czarnobyla - koniec sztuki i człowieczeństwa w jednym.