Przerażający upał, cykady, rodzinne wakacje w Hiszpanii. Idziemy na spacer w Begur. To takie landrynkowe, nadmorskie miasteczko na północ od Barcelony - chłodne wnętrza kościołów i patelnie skwerków, na których smażą się turyści. Wspinamy się nieco wyżej. Tam gdzie kończy się zgiełk, w małych kamiennych domach zaczyna się prawdziwa Iberiada. Czas zwalnia, my przyśpieszamy. Pod nami, jak na dłoni, drzemie hiszpańskie miasteczko. Po tych dachach, z wypalanej czerwonej gliny, można dosłownie chodzić.

Nagle mój starszy syn staje jak wryty. Ma dziesięć lat. Jest odwrócony tyłem. Przed nim, pękniecie w ścianie zdaje się wsysać go w nieznaną, czarną otchłań. Ja również staję i wytężając oczy wgapiam się w szczelinę. Widzę w niej symbol strachu, który od początku świata towarzyszy rodzicom - z jednej strony, czyhające na dzieci niebezpieczeństwa, z drugiej, ich niepohamowana ciekawość świata. I ta tajemnica pomiędzy, która jeśli nie zgłębiona, może sparaliżować wszystkim życie.

Tomek stał w bezruchu jakąś chwilę. Wystarczyło by podnieść aparat, skomponować przyzwoicie kadr i skurczyć wskazujący palec na korpusie. Pstryk. Gotowe. Na rezultat musiałem poczekać. Takie to były analogowe czasy.

Po dobrej minucie, niczym roztopiony w słońcu słup soli, chłopak zbliżył się do ściany. Następnie, jak gdyby nic, pobiegł dalej. Niewielki aparat zawieszony na przegubie jego dłoni, nonszalancko zwisał mu z nadgarstka. Coś pogwizdywał. Zaciekawiony ruszyłem w kierunku miejsca, które tak zahipnotyzowało syna. Poczułem gorąc rozgrzanych od słońca kamieni i usłyszałem dziwnie znajome dźwięki. Im bliżej czarnej czeluści, tym wszystko bardziej stawało się jasne. W dziurze, nie krył się ZŁY, który miał połknąć mi syna. W uchylonych drzwiach zobaczyłem natomiast włączony telewizor, a w nim hiszpańską wersję brytyjskiej kreskówki.

Często fotografując stajemy w dwuznacznych sytuacjach. Z niematematycznej różnicy między tym co rzeczywiste, a wyobrażone, rodzi się zdjęcie. To piekielnie ważne, by zapamiętać te chwile i rozszyfrować kod, który nimi rządzi. Ten kod stanie się sługą naszych fotograficznych przygód. Pomoże zaczarować czas, by wśród pospolitych rekwizytów i bez suflera, regularnie mogły pojawiać się przed nami takie ciche dramaty. Ale już na naszych zasadach i bez żadnego przypadku. Tak chyba stajemy przed uchylonymi drzwiami do świadomej fotografii.