Ile trwa żałoba, jak pomóc osobie, która właśnie straciła bliskiego i jak wytłumaczyć dziecku, czym jest śmierć? Psycholog Maria Marquardt odpowiada na pytania, które dla innych mogą być tabu.

Anna Kropaczek: Śmierć kogoś bliskiego to strata. Często spodziewamy się jej, a mimo to prawie zawsze jest zaskoczeniem. Zostaje pustka. Co z nią zrobić?

Maria Marquardt, z Katowickiego Instytutu Psychoterapii: Śmierć jest stratą i temu nie da się zaprzeczyć. Część osób próbuje sobie radzić przez zaprzeczenie, ale to nie przynosi rozwiązania. To jest ból, to jest cierpienie, to są łzy i żałoba, jak każde inne doświadczenie życiowe, ma swój początek i jeśli przebiega prawidłowo, ma też swój koniec. I ten pierwszy etap to jest mnóstwo bólu, mnóstwo żalu i im bardziej to uznamy, że to jest czas na ból, smutek i płacz, tym łatwiej będzie nam wrócić do harmonii z sobą, ze światem.

Jak długo to może trwać? Spotkałam się ze stwierdzeniem, że jeśli trwa dłużej niż pół roku, to jest to powód do niepokoju o samego siebie...

Tradycyjnie w kulturze polskiej jest przyjęte, że żałoba trwa około roku. W starych tradycjach jest jeszcze tak, że do tej żałoby rocznej, jeśli to były bardzo bliskie osoby, dodaje się parę miesięcy. Ja myślę, że to jest to, czego każdy z nas potrzebuje, kiedy doświadcza takiej straty. W Stanach Zjednoczonych uznaje się, że jeżeli żałoba trwa dłużej niż 3-4 miesiące, no to już należy zastanawiać się, czy to nie jest żałoba patologiczna. No nie jest, przynajmniej w Polsce nie jest, bo taki niewypłakany ból, niedokończone pożegnanie może ciągnąć się latami. Lepiej więc od razu pozwolić sobie na ból, smutek i rozpacz, pożegnać się, a potem żyć dalej.

Smutek jest naturalny, ale zdarza się tak, że oprócz tego smutku pojawiają się dość zaskakujące emocje, jak złość, poczucie winy...

One może zaskakują, ale są naturalne. Złość jest jednym z etapów żałoby. Przeżywamy złość na hipotetycznych sprawców. Często mogą być nimi lekarze, którzy w naszym przekonaniu  pewnie coś mogli zrobić, a tak naprawdę nic nie mogli. Łatwiej, kiedy jest ktoś obcy, kogo można obwinić o śmierć, ale równie często myślimy o swojej postawie. Czy ja zrobiłam wszystko, czy ja towarzyszyłam tej osobie, a może mogłam jeszcze zadzwonić, co zaniedbałam. Jeżeli byśmy się na tym zatrzymali i nie poszli dalej, to właśnie możemy mówić o zaburzeniu procesu żałoby. Jeśli to się pojawia i my to przyjmiemy w sposób naturalny, czyli powiemy sobie: no tak, mogłam zrobić coś jeszcze, to  jest to dla nas taki jakby wniosek na przyszłość. Dla tej osoby już tego nie zrobię, ale jeżeli kiedykolwiek będę w podobnej sytuacji, pewnie już inaczej zorganizuję sobie towarzyszenie odchodzącym.

Czyli trzeba pozwolić sobie na wszystkie emocje i je zaakceptować?

Dokładnie. Często bliscy czy przyjaciele, chcąc pomóc, próbują te emocje zagadać, rozśmieszyć, przenieść uwagę. Na to też jest czas, ale później.

Ja też jestem po stracie dwóch bliskich osób w bardzo krótkim czasie. Te osoby odeszły po długiej chorobie i często słyszałam: tak jest lepiej dla nich, ty się nie przejmuj. To mnie drażniło, dla mnie to nie było żadne pocieszenie.

To jest taka przedwczesna próba przeformułowania śmierci na coś pozytywnego, ale to nie jest ten etap. Na etapie tej świeżej straty jest przede wszystkim ból i niezgoda na to. Zabrzmi to jak banał: zgodzić się na niezgodę, ale taki jest etap żałoby, że my się nie godzimy z odejściem tej osoby, nie mamy w sobie akceptacji na to. Próba racjonalizacji tego, bo ktoś ciężko chorował, bo miał już 90 lat, nie pomaga. My tracimy więź i ból jest taki sam, choć jest trudniej chyba rzeczywiście, kiedy śmierć jest nagła albo kiedy to jest dziecko.

Czy to znaczy, że jeśli komuś z przyjaciół umiera ktoś bliski, nie należy go pocieszać?

Trzeba towarzyszyć, bardzo dyskretnie być przy tej osobie, pomóc jej płakać, siedzieć i płakać razem z nią. Trzymaj się, musisz przecież żyć dla... to są słowa, które blokują proces żałoby.

Jak wytłumaczyć dziecku śmierć, to że ukochana babcia umarła albo nawet że zdechł czworonożny przyjaciel?

Nasze trudności w rozmowach z dziećmi wynikają z naszego własnego lęku, z naszych własnych obaw przed  śmiercią. Mamy wyobrażenie, że skoro to jest tak trudne dla mnie, to dla dziecka będzie jeszcze trudniejsze. Praktyka pokazuje coś innego. Dzieci przyjmują świat takim, jakim on jest w sposób bardzo naturalny. Chociaż dzieci, szczególnie w mieście są obecnie trochę oddzielone od naturalnego rytmu i mają mniej możliwości obserwowania, że życie ma początek i koniec. Kiedy wyjeżdżamy np. na wakacje jest więcej okazji do tego, żeby zobaczyć, że na ścieżce leży zdechły żuczek, gdzieś znajdują martwego ptaszka.

To taka szansa na kontakt ze śmiercią, którą łatwiej wytłumaczyć?

Tak, bo współczesna cywilizacja niestety usunęła śmierć z pola widzenia i pola uwagi. Śmierć odbywa się poza domem, najczęściej w szpitalu. W stanie agonalnym rodzina najczęściej odwozi pacjenta do szpitala z lęku przed tym, że nie będzie potrafiła mu pomóc, że nie będzie potrafiła mu towarzyszyć w ostatniej chwili. Bliscy często cierpią w domu w wyczekiwaniu na to, co się musi stać, ale ta śmierć jest gdzieś obok. Poza tym dzieci są wychowywane w kulturze nieśmiertelności. Gry dają do dyspozycji pierwsze życie, drugie życie, trzecie. Bohater jakiejś gry spada, rozbija się na kawałki, po czym wstaje i idzie dalej. To kształtuje pewien system pojęć u dziecka i ono żyje w wirtualnej, nieprawdziwej rzeczywistości. Kiedy ma szanse poznać prawdziwą rzeczywistość, łatwiej mu ją zaakceptować. Dzieci są zaciekawione śmiercią, dla nich to jest nowe zjawisko.

Jak pomóc dziecku przeżyć żałobę?

Dzieci inaczej ją przeżywają. My często tego nawet nie zauważamy. U dzieci często wyrazem żałoby jest złość i agresja, rzadziej taki wyraźny smutek. My musimy wychwycić wszystko, co się z dzieckiem dzieje, np. rozdrażnienie, niepokój kłótliwość - to wszystko mogą być objawy żałoby. Trzeba to zaakceptować i dać dziecku dużo uwagi, usiąść i je przytulić. To jest najważniejsze: bycie i kontakt. Tu nie ma uniwersalnego tekstu, który można powiedzieć, tekstu który sprawdził się w przypadku setki dzieci. Intuicja matki podpowie, co robić...

Są też bajki terapeutyczne...

Tak, to też jest dobry sposób. Bracia lwie serce - to taka klasyka, bajka, która również dorosłym może pomóc. Bajki są bardzo leczące. Dzieci często wracają do tych bajek, w których znalazły dla siebie coś leczącego. Przy czym zaznaczam, że kiedy mówię bajka, myślę o tej dobrej, klasycznej literaturze.

Czy zabierać dzieci na pogrzeb?

Parę lat temu miałam okazję być na takiej uroczystości pogrzebowej, gdzie osoba umarła w swoim własnym domu. Później leżała w trumnie też w domu, schodzili się przyjaciele, rodzina, sąsiedzi. Wspólnie się modlili. Przychodziły też dzieci, biegały wokół tej trumny, nie było tam żadnego przerażenia. Wszystko było naturalne. Jeśli przyjmujemy ten stan jako naturalny, to nie znaczy, że nie przeżywamy cierpienia czy lęku przed własną lub czyjąś śmiercią, ale on jest bardziej oswojony. Dorośli potrafią spokojnie z dzieckiem o tym rozmawiać, kiedy sami mają uporządkowaną relację ze śmiercią.

Ja nie zabrałam 6-letniego syna na pogrzeb babci...

Część rodziców podejmuje taką decyzję, ale to jest nasz lęk. Dla dzieci, które idą na pogrzeb, ta historia się w jakiś sposób domyka.

Dzieci pytają: kiedy ja umrę, czy umrę, czy ty umrzesz mamo pierwsza. Co dopowiadać?

Ja myślę, że każda mama ma intuicję i odpowiada zgodnie z nią. Jest taka odpowiedź, która się sprawdza: umrzesz wtedy, kiedy zmęczysz się życiem, kiedy życie cię znudzi, kiedy poczujesz się na tyle stary i poczujesz, że chcesz umrzeć. Bo w naturalnym rytmie tak kiedyś było, że ludzie umierali, kiedy zmęczyli się życiem.