Włosi mają kłopot, a nawet dwa. Kłopot pierwszy: ich piłkarze mogą być zamieszani w ustawianie meczów, co grozi im nawet niewystąpieniem na Euro. Na przykład słynny bramkarz, Gianluigi Buffon, jest podejrzany o przelanie ponad 1,5 miliona euro na konto znajomego bukmachera. Nie wiadomo, czy Buffon nie obstawił też porażki Włochów w sparingu z Rosją, bo "Azzurri" przegrali zaskakująco gładko, 0:3 (kłopot drugi). Za to nasi ograli Andorę, zajmującą w rankingu FIFA czwarte miejsce. Niestety - od końca.

Włosi mogą nie przylecieć do Polski z jeszcze jednego powodu. Jeśli będą się kierować mapą UEFA (trzecie miejsce w dzisiejszym zestawieniu), zaprezentowaną w filmie promującym Euro2012, po prostu tu... nie trafią! Tyle wieków znaczonych krwią i blizną, tyle hymnów o obrońcach naszych polskich granic i proszę, co mamy? Gdańsk prawie na Litwie, Poznań koło Bydgoszczy, a Warszawa w granicach administracyjnych Ciechanowa (notabene, radzę tę mapę starannie przestudiować - może i w Waszej miejscowości zostanie rozegrany jakiś mecz, choćby grupowy?). UEFA Family dzieli i rządzi - to już wiemy. Wiemy, że zaklejają nasze billboardy, zmieniają przepisy drogowe, a nawet menu . Ale żeby nam zmieniać i historię, i geografię! To już lekka przesada. Choć istnieje też teoria mówiąca o tym, że członkowie UEFA po prostu nie wiedzą, gdzie leży Poznań czy Gdańsk. Za to doskonale wiedzą, gdzie leżą... pieniądze.

Drugie miejsce zajmuje dziennikarka niemieckiej telewizji ARD. Na konferencji prasowej z udziałem Franza Smudy i Kuby Błaszczykowskiego pani ta zabłysnęła jako autorka najciekawszego pytania. Zagadnęła bowiem Błaszczykowskiego, co myśli o wypowiedzi Tomaszewskiego, który nazwał go "farbowanym lisem, czyli nie do końca prawdziwym Polakiem". Zdumiony zawodnik odparł, że ten arcyzabawny komentarz Tomaszewskiego dotyczył chyba kogoś innego. Z pomocą przyszedł mu także Smuda: zmierzwił Kubie włosy, pokazując wszystkim, że nie są farbowane. Ale dziennikarka pozostała nieugięta. Cóż, mamy już film BBC reklamujący Polskę jako kraj rasistów oraz siejącego defetyzm Koziołka Matołka, hiszpańską "Markę", przerażoną stadionem w Gdańsku, czeskich żurnalistów, którzy boją się legionelli we wrocławskim hotelu (swoją drogą: który legionista to świństwo rozsiał? Ljuboja?!), a teraz jeszcze Błaszczykowskiego w roli "farbowanego lisa". Jak widać, nie tylko polscy dziennikarze lubią czasem koloryzować.

Pierwsze miejsce należy do polskiej kadry, która w sobotnim sparingu rzuciła na kolana wielką Andorę (no, może nie aż taką wielką: kibiców spotkania było chyba więcej niż mieszkańców tego księstwa). Przed meczem kapitan Błaszczykowski zapewniał o podejściu do rywala z należytym szacunkiem. Tyle, że sam rywal podszedł do nas bez szacunku, za co spłynął na niego deszcz żółtych kartek i kilka polskich przekleństw. Nie zabłysnął w tym meczu Szczęsny, bo i nie miał ku temu okazji, za to pożyteczny okazał się Polanski. Choć akurat nie na murawie, a w szatni. W przerwie meczu podsłuchał on rozmowę rywali na temat obiecanych premii. Mieli je dostać, gdy przegrają mniej niż 0:3. Wynik 4:0 dodatkowej wypłaty Andorczykom nie wróży, za to nasze media popadły w hurraoptymizm, wieszcząc możliwe wyjście z grupy. Niestety, trudno udawać Greka: jakby nie patrzeć, nie mamy w grupie Andory, Watykanu i Luksemburga.

Ale, ale! Cuda się zdarzają. I niech jeden z nich zdarzy się właśnie teraz. Taki cud na miarę naszego ulubionego stałego fragmentu gry: "obrony Częstochowy"!