Rozczulił mnie dziś z samego rana Kazimierz Marcinkiewicz, który z rozgoryczeniem utyskiwał na brak wiary w jego słowa. Przecież były premier zapewnił już raz, iż te wybory go nie intersują, a Londyn jest tak fajny, że nie zamierza go porzucać. A jednak wstrętni dziennikarze wciąż wydzwaniają do Niego z pytaniami czy oby na pewno nie zmienił zdania bo w Sejmie pojawiły się informacje, że jego kandydatura ma wzmocnić listy Platformy. Ów brak wiary w słowo polityka to rzeczywiście prawdziwe draństwo. W światku, w którym obowiązują żelazne zasady, gdzie chamstwo zawsze jest chamstwem, warcholstwo zawsze warcholstwem a z ludźmi o marnej reputacji nikt się nie zadaje skoro tak obieca i nie sięga do budżetowych dotacji skoro raz się zobowiązał się do tego, że ich nie weźmie, wszelkie podejrzenia o mówienie niecałkowitej prawdy to świństwo i nic więcej.

Oburzenie byłego premiera rozwiązuje jednak jedną zagadkę: To nie Kazimierz Marcinkiewicz będzie "bombą" przygotowaną przez Platformę na sobotę. Nie będzie nią również Radek Sikorski, którego osobę obstawialiśmy wczoraj. W castnigu pozostają nadal Paweł Zalewski, Bogdan Borusewicz i ... kot Sylwester - wykorzystany i porzucony przez PIS, a odkupiony na aukcji za marne dwa i pół tysiąca złotych przez działaczy PO.

Na sobotę mobilizuje sie również PIS. Mamy być świadkami kolejnego show Zbigniewa Ziobry, w którym Najbardziej Sprawiedliwy ze Wszystkich Sprawiedliwych przystąpi do kontrataku. Swoją drogą zniknął gdzieś ostatnio minister Ziobro, a tu tyle się dzieje. Sąd orzekł, ze Janusz Kaczmarek nie tylko został niepotrzebnie zatrzymany, bezzasadne było również żądanie kaucji za jego wypuszczenie i zakaz wyjazdu zagranicę.

Na dodatek Człowiek, który "na szczęście nikogo nigdy już nie pozbawi życia" swoją krzywdę wycenił na 70 tysięcy złotych i takiej właśnie okrągłej sumki będzie domagał się od ministra przed sądem. Nie wiem dlaczego ale mam podejrzenia, że o tym akurat w sobotę Zbigniew Ziobro w ogóle się nawet nie zająknie.