Polscy siatkarze przegrali w drugim meczu w Warnie z Bułgarią 2:3 (25:20; 25:23; 21:25; 21:25; 17:19). Był to ostatni mecz biało-czerwonych w tegorocznej Lidze Światowej.

To był książkowy przykład meczu bez stawki. Polacy stracili szansę na awans po piątkowej zawstydzającej porażce, a Bułgarzy na kilka godzin przed tym starciem byli już pewni gry w finale. Zawdzięczali to Brazylijczykom, którzy zgodnie z planem pokonali reprezentację USA.

Mimo to obie drużyny od początku grały na 100procent możliwości. Wreszcie mieliśmy choć trochę powodów do radości. Szczególnie dobrze wyglądały dwie pierwsze partie. Polacy dużo lepiej prezentowali się "na siatce", skutecznie atakowali i unikali bloków rywali. W końcówce drugiego seta przydały się też stalowe nerwy.

Wydawało się, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki, ale w pewnym momencie w grze naszych znów coś się zacięło. Bułgarzy zaczęli przeważać i szybko odrobili straty wygrywając dwa kolejne sety do 21. Tie-break to była  już natomiast niemal powtórka z piątku. Smutne miny na twarzach naszych zawodników i ogromna energia po stronie Bułgarów, którzy szybko zbudowali sobie dużą przewagę i po świetnych akcjach m.in Sokołowa i Aleksiewa zyskali sporą przewagę. Mieli kilka piłek meczowych przy stanie 14:9, ale po świetnych zagrywkach Bartosza Kurka udało się wyrównać. W końcu jednak gospodarze wykorzystali "meczbola" i znów cieszyli się ze zwycięstwa.