Międzynarodowa Federacja Samochodowa wszczęła dochodzenie w sprawie dramatycznego wypadku Francuza Julesa Bianchiego w czasie Grand Prix Japonii. Francuskie media oskarżają organizatorów wyścigu Formuły 1 o popełnienie karygodnych błędów. Do Japonii dotarł francuski specjalista od uszkodzeń mózgu, który zajmował się m.in. Michaelem Schumacherem.

Na nagraniu z wypadku, które przeciekło do internetu, widać, że mimo obecności na torze Suzuka ciągnika ściągającego uszkodzony wcześniej bolid Niemca Adriana Sutila - i mimo fatalnych warunków atmosferycznych - wywieszono zieloną flagę. To znak, że kierowcy mogą pędzić bez problemu. Według francuskich mediów w miejscu, gdzie w obrębie torów znajdował się ciągnik, powinna pojawić się żółta flaga.

Szef Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) Jean Todt nakazał zebranie wszystkich dostępnych informacji na temat okoliczności wypadku, po którym 25-letni Jules Bianchi znalazł się w szpitalu z poważnymi obrażeniami głowy. Jego stan określany jest ciągle jako krytyczny. Lekarze mają przekazać więcej szczegółów, kiedy zgodzi się na to rodzina kierowcy.

Lekarz Michaela Schumachera Gerard Saillant dotarł do Japonii, gdzie po wypadku na torze Suzuka Bianchi walczy o życie. W Yokkaichi, gdzie leży Bianchi, jest jego rodzina oraz przedstawiciele Formuły 1. Saillant jest dyrektorem instytutu uszkodzenia mózgu i rdzenia kręgowego w Paryżu, pomagał w pierwszych dobach Schumacherowi, kiedy ten pod koniec zeszłego roku miał wypadek na nartach i tak niefortunnie upadł, że doszło do uszkodzenia mózgu.

Tragiczny wypadek z udziałem Bianchiego miał miejsce podczas niedzielnego wyścigu Formuły 1 o GP Japonii. Doznał on rozległych obrażeń głowy. Z ostatnich oficjalnych doniesień wynika, że kierowca Marussii znajduje się w stanie krytycznym, ale stabilnym.

(j.)