Zinedine Zidane spowodował niegroźną stłuczkę, w wyniku której na szczęście nikomu nic się nie stało. Szkoleniowiec Realu Madryt szybko załatwił sprawę z poszkodowanym. Ten za to wykazał się wyjątkowym poczuciem humoru.

Zidane jechał na trening Królewskich do ośrodka Valdebebas, kiedy jadące przed nim auto zatrzymało się przed rondem. Francuz nie zdążył zahamować i uderzył w samochód, prowadzony przez Ignacio Fernandeza, właściciela sklepu meblowego - pisze Onet.

Jak tylko go zobaczyłem, to go rozpoznałem i powiedziałem, że wolałbym go poznać w nieco innych okolicznościach, ale te także nie są najgorsze - opowiadał Fernandez.  Kiedy zobaczyłem, że to Zidane byłem spokojny. Byłem ubezpieczony, więc przynajmniej wiedziałem, że nie będę musiał za nic płacić - dodawał.

Żeby uniknąć niepotrzebnego zamieszania obaj panowie ustalili, że wszelkie kwestie formalne załatwią telefonicznie. Dałem mu swój numer, ale przypuszczam, że ten podany przez Zidane’a nie należał do niego. Dodałem, że musimy zrobić sobie zdjęcie, bo ludzie nie uwierzą mi, że to akurat z nim miałem stłuczkę. Zgodził się bez problemów - opowiadał Fernandez. Zażartowałem, że jeśli chce byśmy szybko zapomnieli o całym zajściu, to możemy zamienić się samochodami. Takie rozwiązanie ostatecznie nie przeszło - zakończył z uśmiechem Hiszpan.

SPRAWDŹ: Krzysztof Piątek ma nowych trenerów. Władze Herthy zdecydowały, kto zastąpi Klinsmanna