Wynikiem 1:0 zakończyło się spotkanie Wisły Kraków z Legią Warszawa. Bramkę dla wiślaków strzelił Tomasz Frankowski, który wykorzystał dośrodkowanie Macieja Żurawskiego i głową pokonał Artura Boruca.

Pierwsza część gry miała wyrównany przebieg. Optyczną przewagę mieli gospodarze, ich akcje kończyły się jednak przed polem karnym Legii. Goście ograniczali się do obrony i próbowali długimi podaniami uruchamiać napastników. Taktyka ta jednak rzadko przynosiła zagrożenie pod bramką Majdana.

W 32. minucie dobrą okazję miał Maciej Żurawski, którego strzał z linii pola karnego o centymetry minął bramkę Boruca. Legia odgryzła się akcją Radosława Wróblewskiego w 44. minucie, który w polu karnym ograł Tomasza Kłosa i uderzył tuż koło słupka. Kilkadziesiąt sekund później skutecznie zaatakowała Wisła. Jedną z nielicznych kontr wyprowadził Maciej Żurawski, minął Diksona Choto i dośrodkował na pole karne, gdzie Tomasz Frankowski wyprzedził Marka Jóźwiaka i głową pokonał Boruca.

W drugiej części gry krakowianie szanowali piłkę i dążyli przede wszystkim do utrzymania wyniku. Mimo to stworzyli sobie kilka niezłych okazji, w sytuacjach podbramkowych wiślakom często brakowało jednak precyzji. Strzały Uche i Mijailovicia nie znalazły drogi do siatki.

Legia dopiero w samej końcówce, gdy postawiła wszystko na jedną kartę, zdołała stworzyć sobie dobrą okazję. Po błędzie Kłosa i strzale Kiełbowicza z woleja z siedmiu metrów świetną interwencją popisał się Radosław Majdan, czym w pełni zrehabilitował się za słabszą postawę w Płocku.

Mecz nie stał na najwyższym poziomie, zwycięstwo Wisły było jednak zasłużone. Krakowianie prowadzili grę, dłużej byli w posiadaniu piłki i stworzyli sobie więcej sytuacji bramkowych.

Spotkanie na szczycie oglądało w Krakowie 10 tys. widzów. Dostać się na trybuny nie było łatwo, bilety rozeszły się błyskawicznie, u koników osiągały zawrotne ceny nawet 200 złotych. Mimo że mecz drużyn z Krakowa i Warszawy zawsze określany jest jako mecz wysokiego ryzyka, do poważnych incydentów nie doszło. Na trybunach jak zauważył reporter RMF Witold Odrobina zasiadali kibice z żonami i dziećmi: