Piłkarze Bayernu Monachium pokonali Real Madryt po rzutach karnych 3:1 w rewanżowym meczu półfinału Ligi Mistrzów. Po regulaminowym czasie gry i dogrywce było 2:1 dla Realu. Pierwsze spotkanie zakończyło się zwycięstwem niemieckiej ekipy 2:1. W wielkim finale 19 maja w Monachium Bayern zagra z Chelsea Londyn.

"Królewscy" rozpoczęli mecz na Santiago Bernabeu tak, jakby chcieli udowodnić Bayernowi, że jednobramkowa zaliczka Bawarczyków z pierwszego meczu nic nie znaczy. I początkowo świetnie im się to udawało. Huraganowe ataki od pierwszej minuty szybko przyniosły efekt. Strzał Khediry obronił jeszcze Manuel Neuer, ale chwilę później sędzia podyktował rzut karny dla Realu. Po zagraniu di Marii piłkę ręką uderzył Alaba i futbolówka powędrowała na jedenasty metr. Cristiano Ronaldo spojrzał na nią przenikliwie, po czym pewnie pokonał Neuera.

Bayern już w tym momencie wiedział, że nie ma czego bronić, więc ruszył do ataku. A obrona Realu okazała się dziurawa jak szwajcarski ser. Mario Gomez, Arjen Robben i Franck Ribery bez większych problemów dochodzili do sytuacji strzeleckich. Gorzej było z ich wykorzystaniem - piłkarze Bayernu pudłowali albo na ich drodze stawał Iker Casillas. Tymczasem Real wyprowadził świetną akcję w 15. minucie. Oezil podał w tempo do Cristiano Ronaldo, a Portugalczyk płaskim strzałem obok słupka po raz drugi pokonał Neuera.

Szybkość, z jaką akcje przenosiły się z jednego pola karnego na drugie, przyprawiała o zawrót głowy. Piłkarze obydwu zespołów wznieśli się na wyżyny ofensywnych umiejętności, bo defensywa pozostawiała wiele do życzenia. Jak choćby w 26. minucie, kiedy Pepe sfaulował Gomeza i sędzia podyktował kolejną w tym meczu jedenastkę. Skoncentrowany Robben posłał piłkę w prawy róg bramki, Casillas tylko musnął ją rękawicami i było już tylko 2:1 dla Realu. Po takich emocjach odpoczynek w przerwie należał się wszystkim.

Początek drugiej połowy rozczarował, bo piłkarze zachowywali się tak, jakby zamienili boisko na szachownicę. Być może w szatni dotarło do nich o co tak naprawdę grają i że w meczu o taką stawkę nie można "wariować" na murawie, ale stało się to ze szkodą dla widowiska. Z czasem przewagę osiągnął Bayern, ale piłkarze z Monachium pod bramką Casillasa po prostu tracili głowę i nie potrafili doprowadzić do zwycięskiego remisu. Real też ocknął się w końcówce, kiedy wszedł Kaka, ale tu z kolei brakowało ostatniego podania, które otworzyłoby drogę do bramki. A Cristiano Ronaldo zachowywał się jakby zupełnie stracił strzelecki instynkt. W tej sytuacji kibice na Santiago Bernabeu wiedzieli już, że sprawa awansu nie rozstrzygnie się w ciągu 90 minut.

Dogrywka, niestety, bardziej przypominała drugą niż pierwszą połowę. Mieliśmy oczywiście wiele zaangażowania, ale też mnóstwo błędów, chaotycznej gry i przypadkowych okazji. A ponieważ napastnicy obu drużyn ciągle nie przypomnieli sobie jak zdobywa się bramki, wynik nie ulegał zmianie. Im bliżej końca tym więcej nerwów w obu zespołach, a także na ławkach trenerskich. Taktyczne zmiany, próby wymuszenia rzutu karnego, nic nie przynosiło efektów. Pod koniec gracze Realu i Bayernu byli już tak zmęczeni, że końcowy gwizdek sędziego okazał się wybawieniem.

Po pierwszej serii rzutów karnych prowadził Bayern. Gola zdobył David Alaba. Zawiódł Ronaldo, którego strzał obronił Neuer. Chwilę później było już 2:0! Autorem bramki był Mario Gomez. Bramkarz Bayernu obronił kolejny raz, tym razem po uderzeniu Kaki. W trzeciej serii nadzieję Realowi przywrócił Iker Casillas, który skutecznie interweniował po strzale Kroosa. Jose Mourinho klęczał na murawie podczas ostatnich karnych, chciał wybłagać los o awans, ale na nic się to zdało!

W czwartej serii kolejne dwa pudła. Nie strzelili Lahm i Sergio Ramos. W piątej serii awans Bayernu przypieczętował Bastian Schweinsteiger!