27. Igrzyska Olimpijskie w Sydney ruszyły już pełną parą. Rozegrano już pierwsze konkurencje z udziałem naszych reprezentantów.

W swym pierwszym meczu w Sydney świetnie spisały sie polskie koszykarki - przez cały mecz miały zdecydowaną przewagę nad drużyną Nowej Zelandii i wygrały 75:52. Natomiast nieco gorzej poszło naszej złotej medalistce z Atlanty, Renacie Mauer-Różańskiej, która nie zakwalifikowała się do ścisłego finału w strzelaniu z karabinka pneumatycznego i zajęła dopiero 15. miejsce. Wielkich powodów do zadowolenia nie ma również nasz reprezentant w strzelaniu z pistoletu pneumatycznego, Jerzy Pietrzak, który uplasował się ostatecznie na 11. miejscu.

Tymczasem posłuchaj, co mieszkańcy Sydney mówią o swych nastrojach tuż po ceremonii otwarcia igrzysk - relacja wysłannika radia RMF FM do Sydney, Marka Gładysza:

Ogień i woda...

... były wczoraj głównymi elementami kulminacyjnej części ceremonii otwarcia 27. letnich Igrzysk Olimpijskich w Sydney. Organizatorzy przygotowali niezwykle spektakularny sposób zapalenia olimpijskiego znicza. Dokonała tego aborygeńska sprinterka Cathy Freeman, która stojąc w płytkiej sadzawce zapaliła krąg na wodzie. Następnie ogień został wywindowany w górę, a z sadzawki zaczęły opadać kaskady wody, tworząc mieniącą się kolorami tęczy fontannę. Posłuchajcie z Sydney korespondenta RMF FM, Piotra Salaka:

Scenarzystom ceremonii udało się także rozwiąząć jeden z największych problemów - pogodzić australijskie gwiazdy sportu, które pretendowały do zapalenia znicza. Olimpijski ogień przeszedł na Stadionie Olimpijskim przez ręce aż ośmiu sportowców i sportsmenek. Z rąk do rąk przekazywali go sobie między innymi była sprinterka Raelene Boyle, legendarna pływaczka Dawn Fraser, a nawet sparaliżowana i jeżdżąca na wózku inwalidzkim Betty Cuthbert.

Ceremonia otwarcia igrzysk na stadionie olimpijskim trwała ponad cztery godziny, ale niemal wszyscy komentatorzy twierdzą, że był to jeden z najefektowniejszych spektakli w historii nowożytnych igrzysk. Uroczysta inauguracja, wyreżyserowana przez Australijczyka Rica Bircha, zawierała wszystkie tradycyjne elementy olimpijskiego ceremoniału.

Szef MKOL był szczególnie pod wrażeniem ciepłego przyjęcia przez australijskich widzów olimpijskich ekip Północnej i Południowej Korei, maszerującej razem podczas defilady sportowców. To właśnie Samaranch pomógł w zaaranżowaniu umowy w tej sprawie między dwoma koreańskimi komitetami olimpijskimi, zawartej w ubiegłym tygodniu.

W niezwykłym widowisku uczestniczyli przedstawiciele 45 plemion aborygeńskich i wszystkich innych nacji zamieszkujących Australię. Na trybunach stadionu, którego budową kierował polski inżynier, Edmund Obiała, zasiadło 100 tysięcy widzów, między innymi szef MKOl Juan Antonio Samaranch. Około 3,5 miliarda osób śledziło przebieg ceremonii na ekranach telewizorów. Wszyscy oni mogli podziwiać fantastyczne obrazy przedstawiające historię, kulturę i przyrodę Australii.

Jako 143. w kolejności ekipa w defiladzie ekip uczestniczących w igrzyskach wzięła udział 100-osobowa reprezentacja Polski, której chorążym był dwukrotny mistrz olimpijski - Andrzej Wroński. Polacy zaprezentowali się w ciemnych, wieczorowych strojach. Zebrali sporo braw, chociaż nie mogli się równać z gorąco przyjmowanymi Nowozelandczykami, Brytyjczykami, Irlandczykami, a przede wszystkim Australijczykami. Polscy zawodnicy wyglądali na rozluźnionych - w odróżnieniu od niektórych ekip maszerujących równym, defiladowym krokiem. Zawodników pozdrawiał z trybuny prezydent Aleksander Kwaśniewski.

00:40