Przy ul. Bułgarskiej Lech Poznań zremisował 2:2 z włoskim Udinese Calcio w pierwszym meczu 1/16 Pucharu UEFA. Faworytami byli Włosi i to oni prowadzili już dwoma bramkami. Piłkarze Franciszka Smudy nie poddali się jednak, zagrali z pasją i determinacją i ostatecznie doprowadzili do remisu. Przed rewanżem poznaniacy nie stoją więc na straconej pozycji.

W bardzo ciężkich warunkach przyszło grać zespołom Lecha i Udinese. Gęsto padający śnieg zamienił zieloną murawę w białą, śliską nawierzchnię, na której zawodnicy obydwu zespołów często tracili równowagę, bądź popełniali szkolne błędy. Mimo to Lech rozpoczął pierwszą połowę ze sporym animuszem. I choć na szalone ataki nie pozwalały aura, jak i dobrze zorganizowana obrona gości, zawodnicy Franciszka Smudy opanowali środek pola i starali się konstruować akcje.

Po raz pierwszy w polu karnym rywali zakotłowało się już w 5. minucie, jednak piłka po rzucie wolnym wykonywanym przez Stilica minęła o centymetry głowę Arboledy. Chwilę później mogło być 0:1. W 9. minucie z groźną kontrą wyszli Włosi, ale na posterunku stał bramkarz Lecha Turina, który dwukrotnie sparował piłkę. Od 20. minuty przewaga poznaniaków stała się wyraźna i właśnie wtedy stworzyli oni sobie doskonałą okazję do strzelenia gola. Po szybkiej wymianie podań sam na sam z bramkarzem znalazł się Jakub Wilk. Jednak strzelił wprost w Handanovica.

Dziesięć minut później Lech po raz kolejny mógł wyjść na prowadzenie. Lechici "Rozklepali" obronę gości. Stilić wyłożył piłkę Murawskiemu na piąty metr, jednak jego strzał został zablokowany przez obrońcę. W następnych minutach gra się zaostrzyła, doszło do kilku spięć między piłkarzami obu drużyn, jednak więcej okazji na gola już nie było. Po 45 minutach Lech remisował z Udinese 0:0.

Początek drugiej połowy nie zapowiadał piłkarskiego horroru, który miał nastąpić. Scenariusz był podobny. Lech grał agresywnie i próbował skonstruować skuteczny atak pozycyjny, asekurując jednocześnie swoje tyły, by nie nadziać się na przypadkowe kontry. A Udinese tych kontr za wszelką cenę szukało. Jednak obrona podopiecznych Smudy popełniła w 50. minucie fatalny błąd. Lechici zostawili w polu karnym bez krycia Quagliarellę, a ten tym razem nie zmarnował okazji i strzałem głową pokonał Turinę.

To był dla poznaniaków cios, a zanim zdołali się z niego otrząsnąć, dostali kolejny. Pięć minut po stracie pierwszej bramki niefortunnie interweniował Arboleda i było już 0:2. Wydawało się, że Lech się już nie podniesie, a włoski zespół całkowicie pogrzebie szanse na awans Polaków już pierwszym meczu. Tak się jednak nie stało.

Lechici, motywowani przez szalejącego przy Linii Smudę, rzucili się do szaleńczych ataków. Jeden z nich przyniósł w 81. minucie skutek. Lewandowski mocno dośrodkował z prawego narożnika pola karnego, a stojący na piątym metrze Rengifo wepchnął piłkę do bramki. Trzy minuty później był już remis. Tym razem zrehabilitował się Arboleda, który główką pokonał włoskiego golkipera.

Lech napierał dalej i mógł nawet pokusić się o wygraną. Tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego dobrej sytuacji nie wykorzystał jednak Rengifo. Remis po szalonym pościgu ucieszył poznaniaków i mimo że zachowali oni szanse na awans, to jednak w rewanżu Włosi będą zdecydowanym faworytem.

Powiedzieli po meczu:

Franciszek Smuda (trener Lecha): Gdybyśmy wygrali, byłbym bardziej szczęśliwy, ale i z tego wyniku można być zadowolonym. W końcu wyciągnęliśmy z 0:2 na 2:2. Myślę, że zabrakło nam ogrania w europejskich pucharach, choć był to już nasz 11. mecz. Udinese, jeśli chodzi o doświadczenie, ale także o agresję na boisku, pressing, wyraźnie nas przewyższało. Nie ma co lamentować, że jeszcze nie zaczęliśmy ligi, ale widzę jednak, że sparingi to nie liga. Brakowało tych meczów o punkty. W rewanżu nie jesteśmy bez szans. I my i oni muszą wygrać, bo przecież Udinese nie może grać na remis. Dlatego wszystkich kibiców wybierających się do Włoch, zapewniam, że zrobimy wszystko by awansować.

Pasquale Marino (trener Udinese Calcio): Przed meczem mówiłem, że chciałbym osiągnąć remis i strzelić choćby jedną bramkę. Wynik 2:2 wziąłbym więc w ciemno, ale po takim przebiegu meczu jest duże rozgoryczenie. Wydawało się, że spotkanie mamy pod kontrolą, a mogliśmy strzelić nawet trzecią bramkę i rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Lech w końcówce zaatakował, strzelił dwie bramki, a moi zawodnicy nie potrafili utrzymać się przy piłce. Rywal nas niczym nie zaskoczył, grał dobrze długimi podaniami, groźne były długie wyrzuty z autu i stałe fragmenty gry. Nie zawsze potrafiliśmy sobie poradzić. Przyznam, że nie zdarzyło się nam grać w takich warunkach. To wpłynęło negatywnie na mój zespół, który jest dość zaawansowany technicznie, a w takich warunkach nie mogliśmy tego zaprezentować.

Bramki: dla Lecha - Hernan Rengifo (81), Manuel Arboleda (84); dla Udinese - Fabio Quagliarella (50), Manuel Arboleda (55-sam.).

Składy:

Lech: Ivan Turina - Grzegorz Wojtkowiak, Manuel Arboleda, Ivan Djurdjević, Jakub Wilk - Robert Lewandowski, Dimitrije Injać, Rafał Murawski, Semir Stilić, Jakub Wilk (67-Tomasz Bandrowski) - Hernan Rengifo.

Udinese: Samir Handanović - Christian Zapata, Andrea Coda, Maurizio Domizzi, Giovanni Pasquale - Mauricio Isla (73-Christian Obodo), Gokhan Inler, Gaetano D'Agostino, Kwadwo Asamoah - Fabio Quagliarella, Alexis Sanchez (85-Simone Pepe).