"Najwięksi dostają najwięcej, tak było zawsze w Formule 1 i nie ma powodu by to zmieniać" - mówi Grzegorz Możdżyński z magazynu F1 Racing. "Chciałbym, żeby najmocniejsze zespoły wystawiały po trzy bolidy kosztem gorzej zorganizowanych teamów" - dodaje w rozmowie z dziennikarzem RMF FM. W ten weekend w Grand Prix USA wystartuje tylko 18 kierowców. Z powodów finansowych zabraknie zespołów Marussi i Caterham.

Patryk Serwański: Mówiąc o kłopotach finansowych teamów F1 trzeba pamiętać jak wielkie są dysproporcje w dochodach tych największych zespołów jak Red Bull czy Ferrari w porównaniu do Marussi, Caterham czy Force India?

Grzegorz Możdżyński: Dysproporcje biorą się z nierównego podziału pieniędzy z nagród i sprzedaży praw telewizyjnych. Poza tym mniejsze zespoły nie mają dobrych wyników, a przez to nie przyciągają sponsorów. Najłatwiej jest jeśli zespół wspiera duży koncert motoryzacyjny, dla którego udział w F1 jest promowaniem produktów i takim ćwiczeniem marketingowym. Teamy należące do przedsiębiorców czy pasjonatów nie mają porównywalnych możliwości.

Podział pieniędzy w Formule 1 jest uzależniony od miejsca w klasyfikacji konstruktorów, a że kilka zespołów nie punktuje to nawet zdobycie kilku punktów w jednym wyścigu może być bardzo ważne. Tyle tylko, że wygląda to kuriozalnie. Punkt zdobyty w jednym z kilkunastu wyścigów może być wart fortunę.

To prawda. Nie wszystkie zespoły w stawce dostają zespoły. Nagrody trafiają do 10 najlepszych a dotychczas ekip było 12. Ten awans do dziesiątki może być wart miliony dolarów. Nie uważam, że powinno to być wyrównywane. Świat nie jest sprawiedliwy, to nie jest komunizm, że każdemu się należy. Zawsze było tak, że ci najwięksi dostawali najwięcej. Czy podział pieniędzy z nagród jest sprawiedliwy to inna sprawa, ale to największa piątka zgrania główną część z tego tortu. Specjalny bonus za udział w F1 dostaje legenda, czyli Ferrari. To ma być widowisko. Ludzie chcą oglądać bolidy Ferrari, McLarena, Mercedesa a nie drużyny o dziwnych nazwach. Bernie Ecclestone ma rację, że lepiej wystawić trzy bolidy czołowych ekip.

To wymagałoby zmian w regulaminie?

Można trzeci bolid potraktować jako testowy, który nie zdobywałby punktów. Takie pomysły już były. Teraz istnieje zapis, który mówi, że jeśli ilość zespołów się zmniejszy to czołówka może być poproszona o zwiększenie liczby bolidów. Na to jednak trzeba czasu. Myślę, że w roku 2015 po prostu ścigać będzie się mniej kierowców.

Lepiej byłoby chyba, gdyby trzeci kierowca punktował - jeśli nie w klasyfikacji konstruktorów to w klasyfikacji kierowców. To z pewnością spowodowałoby ciekawe ruchy na rynku transferowym. W końcu lepiej być 3. kierowcą Ferrari, niż pierwszym w Force India...

Uważam, że wystawienie trzeciego Ferrari, Mercedesa czy Williamsa byłoby bardzo ciekawe i otworzyłoby drzwi dla nowych kierowców, którzy teraz nie łapią się do F1. Dla mnie idealnym wyjściem byłoby wystawienie trzech bolidów przez wszystkie teamy, a tych mogłoby zostać 7-8.

Myśli pan, że Bernie Ecclestone będzie chciał zachęcić jakiś nowy wielki koncern do wejścia do F1?

Nic nie wyszło z kampanii redukowania kosztów rywalizacji w F1. Czołówka się temu sprzeciwiła. Wiadomo, że choćby budowa czy kupowanie hybrydowych silników było w tym sezonie bardzo drogie. Myślę, że Ecclestone jest bardziej przekonany do utrzymania zespołów z dobrym zapleczem finansowym. On zawsze powtarza, że jeśli kogoś nie stać na ściganie to nie powinien tego robić. F1 ma być najbardziej zaawansowaną, najdroższą formą wyścigów, ale przestaje być tą najlepszą kategorią. Ograniczenia technologiczne czy redukcja kosztów powoduje, że inne serie wyścigowe gonią formułę. Sztuczne wciąganie nowych zespołów z nie wiadomo jakim zapleczem technologicznym i finansowym nie ma sensu. Nie tędy droga.