Czwarty zawodnik olimpijskiego konkursu skoku o tyczce Piotr Lisek do nowego sezonu halowego przygotowuje się tym razem w Spale. Za kilka dni pierwszy poważny występ na mityngu w niemieckim Cottbus. W tym roku priorytetowymi imprezami dla Liska będą marcowe halowe Mistrzostwa Europy w Belgradzie i Mistrzostwa Świata w Londynie, które odbędą się w sierpniu.

Czwarty zawodnik olimpijskiego konkursu skoku o tyczce Piotr Lisek do nowego sezonu halowego przygotowuje się tym razem w Spale. Za kilka dni pierwszy poważny występ na mityngu w niemieckim Cottbus. W tym roku priorytetowymi imprezami dla Liska będą marcowe halowe Mistrzostwa Europy w Belgradzie i Mistrzostwa Świata w Londynie, które odbędą się w sierpniu.
Piotr Lisek / Bartłomiej Zborowski /PAP

Patryk Serwański: Zima to kluczowy moment roku dla lekkoatlety. Trzeba budować formę na cały rok. Na jakim teraz jesteś etapie?

Piotr Lisek: Budujemy formę. Na razie skaczemy pomalutku z krótszych rozbiegów, powoli je wydłużamy. No i powoli zbliżają się już pierwsze starty.

Sezon halowy to dla ciebie coś istotnego, czy po prostu przygotowanie do letniej części sezonu?

Zawsze chcę się dobrze przygotować do imprezy mistrzowskiej. W marcu są halowe Mistrzostwa Europy. Latem Mistrzostwa Świata. Zawsze chcę dobrze wypaść i w tym roku muszę być gotowy na obie imprezy. Staram się zawsze stawiać czoła wyzwaniu.

Gdzie trenujesz? Biegacze o tej porze roku często wyjeżdżają do RPA.

Ja też do RPA często jeździłem, ale w tym roku podjęliśmy decyzję, że zostajemy w Polsce. Trenuję w Spale. Tej hali niczego nie brakuje. To miejsce gwarantuje wysoki poziom przygotowań. Teraz postawiliśmy na taki plan, może za rok coś zmienimy. Zobaczymy.

A czy tak naprawdę potrzebujesz teraz czegoś więcej niż profesjonalna hala, wygodna szatnia i dobrze zaopatrzona siłownia? Czy rzeczywiście ciepło i słońce są potrzebne do treningu?

Słońce się przydaje. Wierz mi, że to pomaga. Ale na sezon halowy mogę przygotować się tylko w Polsce. Co prawda jest to uciążliwe, bo trenowanie ciągle w tym samym miejscu jest uciążliwe. To żmudna praca, warto coś sobie zmieniać. Inaczej można się zniechęcić.

Kalendarz sportowca rok do roku jest podobny. W styczniu 2017 twój trening jest podobny do stycznia 2016. To jest zresztą zmorą sportowców. Agnieszka Radwańska co roku w styczniu jest na przykład w Australii. Jesteś ciągle młodym zawodnikiem, ale czy czasami dopada cię znużenie tą powtarzalnością?

Jasne, że to odczuwałem. Treningi są ciekawe, ale kiedy przyjeżdżasz cały czas w to samo miejsce odczuwasz zmęczenie. Potrzebna jest zmiana, potrzebne jest poszukiwanie nowych bodźców.

Twój dzień na pewno jest wypełniony: treningi, posiłki, drzemka. A co jest twoją odskocznią od treningów?

Tego czasu za dużo nie mamy. Na obozie w Spale trenujemy 6-7 godzin dziennie. Odskocznią są posiłki ze znajomymi. One są zawsze dłuższe. Nie tylko jemy, ale i rozmawiamy. Tak odpoczywa nasz mózg. W pokoju bierzesz książkę, albo odpalasz telewizor, ale tylko na chwilę, bo niebawem kolejny trening i trzeba odpocząć.

A konsola? Bo przecież niektórzy zabrali ją nawet na igrzyska w Rio.

Też zabieram ją na obozy, ale nie gramy na niej zbyt dużo. Nie jestem zapalonym graczem, ale to też fajna odskocznia. Psychika jest bardzo ważna, a to pozwala się odstresować.

Jak wyglądają twoje plany startowe?

Wystąpię na pewno na halowych mityngach cyklu Orlen Tour w Łodzi i Toruniu. Zależy mi, żeby pokazać się na nich z jak najlepszej strony. A pierwszy poważny występ to 25 stycznia i mityng w Cottbus.

Ta zima to wielkie wyniki naszych skoczków narciarskich. Sukcesy zawsze napędzają. Także sportowców z innych dyscyplin. Śledzisz konkursy skoków?

No jasne! I serdecznie im gratuluję. To napędza do pracy. Mam nadzieję, że lekkoatleci nie będą odstawać od skoczków narciarskich.

Chcesz w tym roku pobić swoje rekordy życiowe?

Tak. Chciałbym, ale nie chcę zapeszać i obiecywać, bo tego nigdy nie robię. Planuję jednak pokazać w tym sezonie coś więcej.

(ag)