Koszykarze Toronto Raptors po raz pierwszy awansowali do finału ligi NBA. Zespół z Kanady zdobył mistrzostwo Konferencji Wschodniej pokonując w sobotę najlepszy zespół sezonu regularnego Milwaukee Bucks 100:94 i zwyciężając w serii play off 4-2.

Rywalem Raptors w walce o tytuł będzie broniąca go ekipa Golden State Warriors. Początek rywalizacji do czterech wygranych - w czwartek w Toronto.

Szóste spotkanie lepiej zaczęli goście, którzy pierwszą kwartę wygrali 31:18. Miejscowi zbliżali się na kilku punktów, ale nie mogli przełamać rywali. Niespełna dwie i pół minuty przed końcem trzeciej kwarty "Kozły" prowadziły nawet różnicą 15 punktów (76:61) i - jak się później okazało - był to przełomowy moment meczu.

W grze zespołu z Milwaukee coś się zacięło, gospodarze zdobyli 10 punktów z rzędu i jeszcze przed końcem tej części odrobili większość strat, a półtorej minuty ostatniej kwarty wystarczyło, by na tablicy wyników pojawił się remis (78:78). Po chwili urodzony w Kamerunie Pascal Siakam zapewnił Raptors prowadzenie, a po "trójce" Freda VanVleeta urosło ono do pięciu punktów. Półtorej minuty później po demonstracji siły i efektownym wsadzie Kawhi Leonarda, który poszybował nad gwiazdorem gości Giannisem Antetokounmpo, zrobiło się 87:79.

Wtedy mur rywali runął ostatecznie - przyznał po końcowej syrenie Leonard, który zakończył spotkanie z dorobkiem 27 punktów i 17 zbiórek.

To był rodzaj transu. Byliśmy jak wielki wściekły pies, który karmi się takimi sytuacjami. A skoro był głodny, to trzeba było mu dać jeść - obrazowo opisał ten fragment gry rozgrywający kanadyjskiej drużyny Kyle Lowry.

Później Bucks jeszcze dwukrotnie zbliżyli się na jeden punkt, ale nie byli w stanie odwrócić losów rywalizacji. W ich szeregach najskuteczniejszy był Antetokounmpo - 21 pkt, 11 zbiórek i cztery asysty, a trzy punkty mniej dodał Brook Lopez.

Drużyna z Milwaukee od 45 lat czeka na występ w wielkim finale, dlatego Antetokounmpo nie krył żalu z powodu zmarnowanej szansy.

"Jesteśmy rozczarowani. Prowadziliśmy przecież w tej serii 2-0. Z jednej strony to niewiele znaczy, a z drugiej wydawało się, że wszystko idzie po naszej myśli. Nie potrafiliśmy "zamknąć" serii, szkoda zwłaszcza meczu numer trzy, który przegraliśmy po dwóch dogrywkach. Widać, że musimy się jeszcze uczyć. Na pewno za rok będziemy mądrzejsi o ostatnie doświadczenia, ale musimy też być po prostu lepsi jako zespół i każdy indywidualnie - przyznał reprezentant Grecji.

Za nami wspaniały sezon i nawet to, co się dziś stało, tego nie zmieni - ocenił szkoleniowiec "Kozłów" Mike Budenholzer.

Po 24 latach od założenia klubu i dołączenia do NBA zespół z Kanady dotarł do wielkiego finału, w którym - co podkreślił jego trener Nick Nurse - czeka jego graczy ekstremalnie trudne zadanie.

Obecny skład i prezentowany poziom czynią Warriors jedną z najlepszych ekip w historii ligi. Mamy jednak kilka dni, by przygotować się do tej batalii i spróbować znaleźć na nich jakiś sposób - zaznaczył Nurse.