"Od niespełna trzech lat możliwe jest zdobywanie Kilimandżaro na rowerze, my jako pierwsi chcemy zdobyć najwyższą górę Afryki na tandemie" - mówią RMF FM Marcin Kozioł i Michał Majchrzak. Nie mogą jechać pojedynczo, by pan Michał jest osobą głuchoniewidomą, z 90 proc. utratą słuchu i 50 proc. utratą wzroku. Mimo niepełnosprawności uprawia jednak sporty ekstremalne, między innymi biega maratony. Marzy o tym, by przebiec je na wszystkich kontynentach. Na razie startował w Europie, Afryce i Ameryce Północnej. Wyprawa na Kilimandżaro ma być kolejnym wyzwaniem. "Będziemy jechać dokąd się da, a tam gdzie się nie da to albo tandem na plecy, albo będziemy się wspierać i wędrować obok roweru" - mówią w rozmowie z Grzegorzem Jasińskim.

Grzegorz Jasiński: O zdobyciu Kilimandżaro myśli wiele osób, wiele osób nawet próbuje spełnić takie marzenie. O tym, by zdobywać Kilimandżaro na rowerze myślą bardzo nieliczni. Ja się o tej możliwości dowiedziałem dosłownie parę tygodni temu. Od kiedy jest to możliwe?

Marcin Kozioł: Zdobycie Kilimandżaro na rowerze jest możliwe od niespełna trzech lat. w 2015 roku tak zwany Szlak Coca-Coli został otwarty dla rowerów. I od tego momentu zaczyna się przygoda z rowerowym zdobywaniem Kilimandżaro. Nie dotarliśmy do informacji ile osób do tej pory na rowerach tę najwyższą górę Afryki zdobyło, ale wiemy, że są to miedzy innymi dwie osoby bardzo znane w świecie rowerowym, czyli Danny MacAskill, a wcześniej Rebecca Rusch przy okazji działalności charytatywnej na rzecz fundacji World Bicycle Relief.

Panie Michale, od kiedy pan myśli o tym, by zdobyć Kilimandżaro na rowerze? 

Michał Majchrzak: Od momentu, kiedy Marcin mi to zaproponował.

To nie jest pierwsza wspólna planowana wyprawa...

MM: Zgadza się, byliśmy z Marcinem na wyprawie między innymi z Warszawy do Helsinek, objechaliśmy też etapami Polskę dookoła...

To teraz musimy dodać, że jeździcie panowie razem na tandemie, bowiem pan jest osobą głuchoniewidomą... Trochę trudno w to uwierzyć, słysząc jak pan mówi. Proszę więcej powiedzieć o tej swojej niepełnosprawności.

MM: Jestem osobą głuchoniewidomą, czyli z jednoczesną dysfunkcją wzroku i słuchu. Obecnie mam około 90 proc. ubytku słuchu, ten ubytek słuchu od dziecka utrzymuje się na tym samym poziomie. Wzrok zaczął mi się pogarszać od drugiej dekady życia. Najpierw pojawiła się ślepota zmierzchowa czyli niewidzenie w ciemności i w ciemnych pomieszczeniach, a potem, po 20. roku życia zaczęło się zawężać pole widzenia. To systematycznie się pogarsza, obecnie zostało około 50 proc. pola widzenia. W przyszłości różnie może być, może się całkowicie zamknąć, ale liczę na to, że jakieś punktowe widzenie zostanie.

Mimo to pan nie tylko uprawia sport, ale uprawia sport ekstremalny, w tym biega pan maratony.

MM: Tak, bieganie długodystansowe, maratony to moja największa pasja, moim największym marzeniem jest przebiegniecie maratonów na wszystkich siedmiu kontynentach. Obecnie mam już trzy, Europę, Amerykę Północną i Afrykę...

Skąd miłość do rowerów?

MM: Od zawsze lubiłem aktywność fizyczną, bieganie było pierwsze, potem pojawiły się rowery. Początkowo, jak jeszcze lepiej widziałem, to jeździłem na zwykłych rowerach, później miałem dłuższą przerwę, dopiero po jakimś czasie w towarzystwie pomocy głuchoniewidomym dowiedziałem się o pomyśle jeżdżenia na tandemach. Słyszałem wcześniej o tandemach, ale nie myślałem, że będę na nich jeździł. Później na jednym ze szkoleń poznałem Marcina i tak zrodził się pomysł jazdy dookoła Polski.

Panie Marcinie, jakie było to pierwsze spotkanie, pierwszy pomysł i pierwsze wyprawy. Jak się jeździ na tandemie z osobą głuchoniewidomą?

MK: To jest niezłą przygoda. Było dokładnie tak, jak Michał opowiadał. Byliśmy na takim szkoleniu dla pracowników organizacji pozarządowych. Tam poznałem Michała, poznałem Natalię, która była wtedy jego przewodnikiem i tłumaczem. Oni powiedzieli mi o swoim pomyśle, że chcieliby pojeździć na tandemach, maja tylko parę problemów, przede wszystkim nie mają tandemów. Ja lubię wyzwania i lubię robić rzeczy z pozoru niemożliwe, moją największą pasją jest jazda na rowerze i poznawanie świata na rowerze, a także pomoc w spełnianiu marzeń innych osób.

Jak się udało zorganizować te tandemy?

MK: Na początku pożyczaliśmy tandemy tutaj z Krakowa ze Szkoły Masażu przy Królewskiej. Równocześnie poszukiwaliśmy sponsorów. Udało nam się zdobyć środki na zakup trzech tandemów, czwarty zakupił jeden z uczestników, żeby też jeździć u siebie w miejscowości. Zaczęliśmy od spotkania w Szczawnicy i próby, jak się w ogóle jeździ na tandemach. Nikt z nas wcześniej nie jeździł. Było mnóstwo zabawy, mnóstwo śmiechu i parę wywrotek. Jeszcze dwa dni wcześniej spadł śnieg, wiec jeździliśmy tymi tandemami po śniegu. Zupełnie inna jest koordynacja, w zupełnie innym miejscu jest środek ciężkości, inaczej się jeździ z przodu jako przewodnik. Osoba jadąca z tyłu musi mieć stuprocentowe zaufanie do kierującego. To jest bardzo istotne.

Pani Michale, jak pan wspomina te pierwsze jazdy na tandemie?

MM: Początkowo trochę się bałem, obawiałem tego. To było takie wkraczanie w nieznane, ale w miarę upływu czasu jeździło nam się coraz lepiej, jazda sprawiała coraz więcej satysfakcji...

Trzeba się nauczyć współpracować ze sobą, to jest ważny element?

MM: Zdecydowanie, trzeba znaleźć wspólny język. Można powiedzieć, że tandem zbliża ludzi.

MK: To jest tak naprawdę kluczowa rzecz. W przypadku Michała plusem jest to, że Michał dzięki aparatom słuchowym słyszy, wiec ta komunikacja głosowa jest jak najbardziej wskazana. Mieliśmy też uczestników, którzy byli od urodzenia zupełnie głusi i trzeba było sobie wypracować technikę znaków, na przykład dotykania na plecach, żebyśmy mogli się nawzajem skomunikować, na przykład czy zmienić przerzutkę na lżejszą, czy cięższą. Oczywiście po kilkuset wspólnie przejechanych kilometrach już wiedzieliśmy z naprężenia łańcucha, trochę z intuicji, czy zmienić przerzutkę, czy nie. Bardzo fajne w tandemie jest to, że jeśli osoba jadąca z tyłu przestaje pedałować, trochę słabnie, to przewodnik od razu to wie, bo czuje się, jakby wiózł ze sobą stukilogramowe sakwy. Było mnóstwo przezabawnych sytuacji, o których moglibyśmy długo opowiadać, ale w sumie przejechaliśmy wokół Polski 2500 kilometrów, pokonaliśmy trasę z Warszawy do Helsinek 1300 kilometrów i na 12 noclegów tylko 4 mieliśmy na kwaterach pod dachem, cała reszta to były noclegi nad jeziorami, nad rzekami, gdzie się kąpaliśmy, gotowaliśmy na ogniskach. To była niesamowita przygoda i każdy z nas ją pamięta do dziś.

No, ale to jest jazda tandemem po asfalcie i po płaskim, no a gdzie teraz rower górski?

MK: Pomysł pojawił się przy okazji jubileuszu, bo to 5 lat temu zaczęliśmy tematykę wypraw rowerowych, zaczęły się wyprawy tandemowe. I chcieliśmy przy tej okazji zrobić coś wyjątkowego. Niedawno otworzył się szlak na Kilimandżaro i z tego co wiemy nikt jeszcze nie zdobył tej góry z tandemem. Oczywiście nie możemy tu mówić o 100-procentowym wjechaniu na te górę, bo jest to fizycznie niemożliwe, ale o próbie zdobycia z tandemem, jeździe tyle, ile się da i potem zjechaniu na tyle, ile się da, jeszcze na świecie nie słyszeliśmy. A do tego bardzo fajnie się to zgrywa z obchodami 100-lecia Niepodległości Polski i postawienie flagi na Kilimandżaro przez ekipę tandemową byłoby czymś fajnym.

Na ile to jest realne, ile trenowaliście?

MK: Mamy tandem do jazdy górskiej, ja jako przewodnik bardzo lubię jazdę w terenie. Jak tylko pogoda pozwala wsiadamy na tandem i będziemy jeździć po wszystkich okolicznych górach. To trzeba wyjeździć, tego się nie da zrobić ani na siłowni, ani w zajęciach typu indoor cycling. Jest takie świetne miejsce niedaleko Krakowa, gdzie można pojeździć na rowerze stacjonarnym w takim środowisku atmosferycznym, jak na wysokości 5000 - 6000 metrów n.p.m. Przygotowanie kondycyjne jest jak najbardziej do zrobienia. A reszta to samozaparcie, wszystko w głowie.

Jazda na rowerze górskim, pod górę to coś zupełnie innego, niż jazda po płaskim, inaczej się łapie równowagę, jedzie się wolniej. Jak się to robi we dwóch?

MK: Przede wszystkim, największe zadanie ma osoba jadąca z przodu, wybiera tor jazdy, po którym się poruszamy, którędy próbujemy wyjechać, nadaje tempo pokonywania przeszkód. To jest bardzo istotne, najważniejsze jest doświadczenie przewodnika. Michał musi też bardzo uważnie obserwować, patrzeć w miarę możliwości w przód, co się dzieje, ale to ja jadąc z przodu muszę dobrać taką linię, żeby było jak najbardziej płynnie, jak najmniej szarpania. A tam, gdzie się nie da to albo tandem na plecy, albo będziemy się wspierać i wędrować obok roweru.

Panie Michale, jak pan sobie to wyobraża?

MM: Będzie trochę stromo. Przede wszystkim trening, trening i jeszcze raz trening. To jest podstawa. przez zimę trenowałem na siłowni, na rowerku stacjonarnym, ale teraz to już trzeba wyjeżdżać w teren.

Na takim rowerze trudniejsza jest jazda w górę czy w dół, po stromym terenie?

MK: Myślę, że to jest porównywalne. I żeby podjechać bez konieczności schodzenia z roweru, trzeba wykazać się odpowiednią techniką, przy zjazdach tak samo. W przypadku tandemu jest ten plus, że trudno fiknąć koziołka. Ale tak jak mówię, trzeba bacznie obserwować co się dzieje w danym miejscu, na danej trasie. Na szczęście w rejonie Krakowa jest kilka takich górek, na które można się wybrać. Na pewno Turbacz, gdzie mamy kilka opcji podjechania i zjechania. Czy Beskid Śląski gdzie naprawdę można pojeździć i się przygotować. Tu byłbym spokojny. Zresztą nasza trasa jest tak zaplanowana, że na upartego, jak byśmy szli na nogach, to też powinniśmy dać radę...

Ale gdybyście szli piechotą, to rozumiem, że tandem musicie targać ze sobą...

MK: Oczywiście, taka jest idea...

MM: Jeszcze jedno chciałbym dodać. Myśląc o Kilimandżaro musimy brać pod uwagę aklimatyzację i ewentualną chorobę wysokościową, która może zacząć się już na 3000 metrów a Kilimandżaro jest prawie dwa razy wyższe.

Trasy na Kilimandżaro są rozpisane na konkretne dni, noclegi w namiotach, czy chatach. Jak się to ma do planu rowerowego, bo jak wiadomo, nie można wyjść szybciej, trzeba przejść aklimatyzację.

MK: Jest podobnie. Mamy też jeden dzień zapasu, jeśli potrzebowalibyśmy lepszej aklimatyzacji możemy zostać w jednym obozie dwa dni. Wychodzi się wtedy na pusto wyżej i wraca na nocleg niżej. Dopiero po tej aklimatyzacji możemy iść dalej. Statystyki podają, że skuteczność zdobycia szczytu wynosi około 45 procent.

Statystyk dla rowerzystów pewnie jeszcze nie ma...

MK: Raczej nie mamy na czym bazować...

Nie zamierzacie panowie jechać sami, będą też uczestnicy na pojedynczych rowerach...

MK: Zakładamy, że nasza ekipa będzie liczyła co najmniej cztery osoby. Chcielibyśmy zabrać ze sobą jeszcze 2-3 osoby chętne do dołączenia do wyprawy. Oczywiście nie zamykamy się tylko na nasze środowisko, jeśli ktoś chce, czuje się na siłach, zapraszamy, ale z założenia nasza ekipa będzie liczyła Michała i trzy osoby wsparcia. Na tandemie jeździ się inaczej, niż na zwykłym rowerze, to obciążenie się inaczej rozkłada, a chcemy za wszelką cenę zdobyć ten szczyt, więc chcemy mieć siły też rozłożone.

Wspominaliśmy, że pan biega maratony, panie Michale, na pewno słuchaczy to interesuje, jak się to w pana sytuacji robi, jak szybko. Jaki pan ma rekord?

MM: Mój rekord to jest 3:47 minut na trasie w Berlinie.

To najszybsza trasa.

MM: Tak, tam było bitych wiele rekordów. Ja biegłem go tam 6 lat temu i do tej pory jeszcze go nie pobiłem.

Czasem biegnie pan sam, czasem z przewodnikiem.

MM: Sam biegam głównie obok swojego domu, tam mam trasę, którą znam na pamięć, mam tam między innymi Puszczę Niepołomicką. Mam fragmenty trasy, gdzie nie jeżdżą samochody, gdzie są drogi gruntowe, tam spokojnie mogę biegać sam, oczywiście tylko i wyłącznie za dnia, po zmroku już tylko i wyłącznie z przewodnikiem. Jeśli chodzi o zagraniczne biegi, wszelkiego typu, to również biegam z przewodnikiem. Na upartego jestem w stanie przebiec sam maraton lub mniejsze biegi w Polsce...

Bo widzi pan, gdzie wszyscy biegną...

MM: Tak jest...

Panowie, życzymy powodzenia, będziemy czekać na informacje o przygotowaniach. Jeśli wyprawa, tak jak planujecie, dojdzie do skutku, będziemy czekać na informacje i zdjęcia. Trzymamy kciuki...

Dziękujemy bardzo.