Zdaniem prezesa Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusza Tajnera bardzo ostre wypowiedzi Aleksandra Wierietielnego pod adresem Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) nie pomogą Justynie Kowalczyk. Rozumiem, że czasem w ferworze walki, pod wpływem emocji, zaraz po zawodach można wypowiadać się ostro. Trenera zamierzam poprosić o wstrzemięźliwość i umiar, bo to w niczym nie pomaga, a tylko może zaszkodzić - podkreślił Tajner.

FIS znalazł się na celowniku Białorusina po zawodach w Davos. Wówczas sędziowie przesunęli Justynę Kowalczyk z trzeciego na szóste miejsce w finale sprintu za zabiegnięcie drogi Amerykance Kikkan Randall. Mistrzyni olimpijska z Vancouver oraz jej szkoleniowiec poczuli się skrzywdzeni. Wierietielny sugerował, że federacja, w której głównie zasiadają Skandynawowie, spiskuje przeciw Polce.

Daleki od takich wniosków jest prezes PZN. Nie szukam w decyzjach FIS spisku. Jak ktoś jest naprawdę dobry, to wygrywa i nie daje pretekstu do jakiejkolwiek kary - dał do zrozumienia Tajner.

Od nałożonej sankcji związek złożył odwołanie, które zostało jednak odrzucone. Teraz dochodzi swoich racji przed sądem FIS. Powołujemy się na statut FIS oraz na narciarski regulamin sportowy. Uważam, że Justyna miała prawo zrobić to, co zrobiła. Nie ma nawet znaczenia, czy dopuściła się tego świadomie, czy nie - podkreślił prezes PZN.

Nie kwestionuję tego, że Kowalczyk zajechała drogę rywalce. Wszyscy widzieliśmy, że tak było. Sam czyn można jednak różnie interpretować. Sędziowie zrobili to po swojemu, my widzimy to inaczej. Szkoda, że jury w ogóle taką decyzję podjęło. Sprinty są nierozłącznie związane z bezpośrednią rywalizacją. Różnego rodzaju przepychanki na trasie są powszechne i nie sposób je wyeliminować. Problemem jest to, że raz są karane, a raz nie - dodał.

Ewentualne cofnięcie pierwotnej decyzji oznaczałoby dopisanie Kowalczyk 20 punktów w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Obecnie Polka traci do prowadzącej Norweżki Marit Bjoergen 221 "oczek".