Lech Poznań przegrał u siebie z krakowską Wisłą 0 do 1 - tak zakończył się hit piłkarskiej ekstraklasy. Mecz obejrzało 20 tysięcy widzów.

Mecz zapowiadany jako hit szóstej kolejki ekstraklasy mógł się podobać tylko w pierwszej odsłonie. Lech, który na początku sezonu imponował efektowną, skuteczną grą, doznał drugiej porażki z rzędu. Wisła zasłużenie zainkasowała komplet punktów, a jej zwycięstwo mogło być bardziej okazałe.

Pierwsza połowa dla Lecha

Początek meczu należał do poznaniaków. Już w drugiej minucie Artjom Rudniew, zamiast +czarować+ defensywę Wisły, powinien od razu zdecydować się na strzał. Ostatecznie Łotysz kopnął, ale bardzo lekko po ziemi i nie mógł zaskoczyć Sergieja Pareiki. Mistrzowie Polski po chwili znów byli w opałach, gdy Semir Stilić na raty próbował trafić pokonać Pareikę - ten jednak znów był na posterunku.

Goście na początku meczu sprawiali wrażenie nieco zagubionych, ale szybko okazało się, że to tylko pozory. Pierwszy groźniejszy atak "Białej gwiazdy" mógł przynieść gola. Po kąśliwym strzale Maora Meliksona i niepewnej interwencji Krzysztofa Kotorowskiego, piłka trafiła w słupek. Dobitkę Andraza Kirma zdążył zablokować jeden z obrońców Lecha. To był sygnał ostrzegawczy dla gospodarzy, którzy nie wyciągnęli żadnych wniosków z tej sytuacji. W 25. minucie bardzo aktywny w tym spotkaniu Kirm uderzył w poprzeczkę, ale poprawka Davida Bitona trafiła już do siatki.

Stracona bramka podcięła skrzydła poznaniakom, którzy bardzo niepewnie spisywali się w obronie. Z kolei podopieczni Roberta Maaskanta umiejętnie przechodzili z gry obronnej do ataku, szybko zyskując liczebną przewagę pod polem karnym przeciwnika. Tylko przytomności Kotorowskiego oraz słabej skuteczności wiślaków piłkarze Lecha mogli zawdzięczać, że do przerwy stracili jedną bramkę. Sytuacji sam na sam z bramkarzem "Kolejorza" nie wykorzystali Melikson i Kirm.

W doliczonej minucie lechici mieli mnóstwo szczęścia - najpierw Hubert Wołąkiewicz mógł być autorem samobójczej bramki. Kilka sekund później przez nikogo nieatakowany Biton trafił w doskonałej sytuacji w słupek.

Poznaniacy zupełnie stracili animusz z pierwszych minut spotkania. W miarę upływu czasu coraz mniej widoczny był Stilic, a Rudniew, który w pierwszych meczach zdobywał gole jak na zawołanie, nie potrafił z kilku metrów celnie strzelić głową.

Druga połowa dla Wisły

W drugiej połowie wiślacy w pełni kontrolowali przebieg gry. Z ogromną łatwością "rozciągali" defensywę rywali, stwarzając liczne okazje do podwyższenia rezultatu. Kotorowskiego kilka razy sprawdził m.in. Iliew, ale poznański bramkarz nie dał się zaskoczyć.

W ostatnich 20 minutach widowisko ożywiło się za sprawą... kibiców Lecha z tzw. kotła, którzy wcześniej w ramach protestu oglądali w milczeniu spotkanie. Głośny doping zachęcił gospodarzy do bardziej zdecydowanych ataków. Liczne wrzutki na pole karne nie przyniosły jednak efektów, podobnie jak strzały z dystansu, które bez kłopotów wyłapywał Pareiko.

Bramki: 0:1 David Biton (25-głową).

Żółta kartka - Lech Poznań: Semir Stilic, Dimitrije Injac. Wisła Kraków: Dragan Paljic, Radosław Sobolewski, Sergei Pareiko.

Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski - Marciano Bruma, Hubert Wołąkiewicz, Ivan Djurdjevic (30. Marcin Kamiński), Grzegorz Wojtkowiak - Jakub Wilk (56. Rafał Murawski), Dimitrije Injac, Semir Stilic, Siergiej Kriwiec, Bartosz Ślusarski (74. Aleksandar Tonev) - Artjom Rudniew.

Wisła Kraków: Sergei Pareiko - Marko Jovanovic, Kew Jaliens, Osman Chavez, Dragan Paljic - Ivica Iliev (75. Łukasz Garguła), Radosław Sobolewski, Maor Melikson, Gervasio Nunez, Andraz Kirm (84. Cezary Wilk) - Cwetan Genkow (10. David Biton).