Wojciech Szczęsny był w ubiegłym tygodniu najlepszym piłkarzem na świecie! Tak przynajmniej uważają fachowcy z międzynarodowego portalu internetowego goal.com. Uzasadnienie? Szczęsny rozegrał w minionym tygodniu dwa fantastyczne mecze, zarówno w reprezentacji, jak i w klubie - ocenił portal.

Spieszymy więc z wyjaśnieniem: w ostatnią środę golkiper kilka razy uratował naszą drużynę narodową przed utratą bramki w zremisowanym 0:0 towarzyskim meczu z Portugalią na Stadionie Narodowym w Warszawie. Kilka dni później, w sobotę przyczynił się do wyjazdowego ligowego zwycięstwa Arsenalu Londyn nad Liverpoolem 2:1. Efektownie obronił wtedy między innymi rzut karny i dobitkę Holendra Dirka Kuyta.

Z tym większą przyjemnością zapraszamy do lektury wywiadu, jaki dziennikarka RMF FM Marta Grzywacz przeprowadziła wczoraj z Wojciechem Szczęsnym i jego ojcem Maciejem.

Wojciech Szczęsny: Złośliwa menda ze mnie

Marta Grzywacz, RMF FM: Panie Wojtku, zastanawiałam się, czy po pierwszych 30 minutach meczu Polska-Portugalia nie miał pan ochoty zamordować wszystkich polskich obrońców, bo gra toczyła się cały czas pod pana bramką?

Maciej Szczęsny: Tak, większość ludzi na stadionie modliła się do "niebieskiego", bo Wojtek był ubrany na niebiesko.

Wojciech Szczęsny: Nie, nie chciałem ich mordować. Ani trochę. Cała drużyna zasłużyła na słowa uznania. Szczególnie w drugiej połowie, ale kiedy trzeba było pomóc, to pomagałem.

Jaki dyplomata z pana syna...

Maciej Szczęsny: Oxford, Cambridge...

Wojciech Szczęsny: Bo mikrofon jest włączony, jak się go wyłączy, to dyplomacja zniknie.

A skoro od Wielkiej Brytanii zaczęliśmy, cofnijmy się do momentu, kiedy Wojtek wyjeżdżał do Anglii robić karierę w Arsenalu. Co pan myślał, widząc, jak syn wyfruwa spod pana skrzydeł?

Maciej Szczęsny: Wojtek na co dzień nie był pod moimi skrzydłami, tylko pod skrzydłami mamy.

Sprawiedliwy ojciec...

Wojciech Szczęsny: Taka prawda.

Cytat

Nie było mi do śmiechu, jak Wojtek wylatywał. Dzisiaj już potrafię się z tego śmiać, ale siedziałem w straszliwym upale na krawężniku, łapy mi się trzęsły, gluta miałem do pasa, a ludzie przystawali i pytali, czy ktoś umarł. A ja odpowiadałem, że mi syn wyjechał do Anglii.
Maciej Szczęsny
Maciej Szczęsny: Owszem, mieliśmy częste i bliskie kontakty, ale, jak to faceci, komunikowaliśmy się na trochę innym poziomie. Natomiast nie było mi do śmiechu, jak Wojtek wylatywał. Dzisiaj już potrafię się z tego śmiać, ale siedziałem w straszliwym upale na krawężniku, łapy mi się trzęsły, gluta miałem do pasa, a ludzie przystawali i pytali, czy ktoś umarł. A ja odpowiadałem, że mi syn wyjechał do Anglii. Przez wszystkie te lata towarzyszy mi pewien rodzaj wstydu, że kiedy już wiedzieliśmy, że Wojtek chce wyjechać, że ma taką możliwość, nie pomyślałem o tym, że może to być dla niego traumatyczne przeżycie, że może mieć obawy czy lęki. Bo byłby skończonym debilem, gdyby ich nie miał. Wiadomo było, że zostawia tutaj całe swoje życie. Nie tylko opiekuńczą mamę i dziarskiego tatusia, ale też kochającego brata i zgraną paczkę kolegów ze szkoły, z Agrykoli. I jechał w obcy świat nie po to, żeby stamtąd za chwilę wrócić.

Wojciech Szczęsny: Najśmieszniejsze w tej historii jest to, że tata siedział i płakał 40 minut, a ja w samolocie cieszyłem się, że wreszcie uwolniłem się od starych.

Ale paskuda!

Maciej Szczęsny: Teraz jest taki mądry, bo szybko się okazało, że z angielskim jest na tyle dobrze, że może się porozumiewać i że ludzie w klubie i w domu, gdzie mieszkał, wiedzieli, jak się obchodzić z nowicjuszami.

Panie Wojtku, w takim razie bał się pan tego samotnego życia czy nie?

Wojciech Szczęsny: Bardzo się bałem. I nie tyle tego, czy sobie poradzę sportowo, bo wiedziałem, że jadę tam po to, żeby osiągnąć sukces, innej opcji nie było, tylko nowego życia. Musiałem dorosnąć wcześniej niż moi rówieśnicy. Na szczęście nie musiałem sam prać ani gotować, ale jednak żyłem z dala od mamusi, która mnie rozpieszczała.

"Nauczyłem się prać. Czasami tylko coś mi się skurczy"

To znaczy, że nie umiał pan prać czy gotować?

Wojciech Szczęsny: Teraz mieszkam sam i umiem prać. Gotować mniej.

Maciej Szczęsny: A co umiesz prać?

Wojciech Szczęsny: Wszystko. Tylko, że ja zaczynam prać, kiedy już nie mam co na siebie włożyć. Mogę nie zrobić prania przez dwa miesiące, a potem zrobić 10 naraz. Ale radzę sobie jakoś.

Maciej Szczęsny: Ja nie mam wątpliwości, że ty nie mieszasz białego z kolorowym, tylko czy na przykład umiesz oddzielić wełniane od syntetycznego i we właściwą przegródkę wsypać proszek.

Wojciech Szczęsny: Hmmmm.... Ale białe od czarnego odróżniam. Czasami tylko coś mi się skurczy. Przyjechała do mnie kiedyś mama, włożyła sweter do pralki i kiedy go wyjęła, był dobry na dwulatka. Więc największa wpadka przytrafiła się mojej mamie, która zrobiła miliony prań w swoim życiu, a mnie się żadna wpadka nie trafiła, więc proszę się nie śmiać.

Cytat

Dziewczynom się chwalę, że jedna blizna na ręce jest od ataku rekina, a drugą zarobiłem na wojnie w Afganistanie.
Wojciech Szczęsny
Maciej Szczęsny: Niech pani spojrzy na jego nadgarstki, jakie ma "dziary". Tak to jest, kiedy się młodzież za szybko oderwie od opiekuńczego wzroku rodziców... (uśmiech)

Straszne te sznyty, rzeczywiście...

Wojciech Szczęsny: Dziewczynom się chwalę, że jedna jest od ataku rekina, a drugą zarobiłem na wojnie w Afganistanie.

Maciej Szczęsny: I działa!

Wojciech Szczęsny: I działa. Podobno dziewczyny lubią facetów z bliznami.

Maciej Szczęsny: Sam ci mówiłem, że facet nie może być za piękny, bo wtedy się okazuje, że nigdy pod budką z piwem nie bił się o honor żadnej dziewczyny.

A prawdziwa historia tych blizn wcale nie jest taka zabawna, bo po pierwsze - nie każdemu po połamaniu rąk zostają blizny, a po drugie - kiedy bramkarz łamie ręce, to trochę głupio.

Wojciech Szczęsny: Głupio. To było 4 lata temu, na siłowni. Spadła mi na ręce 80-kilogramowa sztanga. Pamiętam, że kiedy to się stało, to chyba, tato, nawet ci o tym nie powiedziałem... Wieczorem przeszedłem operację, a tata rano dzwoni, pyta, co tam u mnie, a ja na to, że leżę w szpitalu ze złamanymi rękami. Głupio mi się było przyznać.

Jak pan zareagował?

Maciej Szczęsny: Na początku nie chciałem wierzyć. Ale po chwili stwierdziłem, że nie byłby tak okrutny, żeby sobie żartować. Okazało się, że był jeszcze okrutniejszy, bo zrobił to naprawdę. Stwierdziłem: dobrze, że bramkarz, a nie pianista. Konkursu Szopenowskiego już nie mógłbyś wygrać, a Ligę Mistrzów jeszcze możesz!

Myślał pan, że to koniec?

Wojciech Szczęsny: Nie, w życiu. Za twardy jestem, żeby mnie taka kontuzja zniszczyła. Cztery miesiące rehabilitacji i wróciłem tak samo sprawny jak wcześniej.

"W Arsenalu na przywitanie trzeba zaśpiewać piosenkę. To był najbardziej tremujący moment w mojej karierze i w życiu"

Dobrze panu było w tej Anglii na początku?

Wojciech Szczęsny: Bardzo dobrze. Przez pierwsze pół roku mieszkałem u rodziny kolegi, który ze mną grał, a po 6 miesiącach trafiłem do sympatycznej pani Bobby, która była wdową i mieszkała sama. I wtedy zaczęło się fajne życie w Londynie.

Bo Bobby wcześnie chodziła spać?

Wojciech Szczęsny: Nie, wręcz przeciwnie. Mieliśmy tak dobre, koleżeńskie relacje, że fajne życie było właśnie z Bobby. Mogłem z nią przesiedzieć i przegadać cały wieczór. Ja przy szklance z wodą, a Bobby - przy dwóch czy trzech kieliszkach czerwonego wina.

Jak wygląda w Anglii inicjacja przystąpienia do klubu piłkarskiego? Czy są jakieś rytuały, którym poddawani są nowicjusze?

Wojciech Szczęsny: Młody zawodnik musi zaśpiewać piosenkę na przywitanie.

Jak to się odbywa?

Wojciech Szczęsny: Na ogół na pierwszym meczu wyjazdowym danego zawodnika. Podczas kolacji, na której są zawodnicy, trenerzy, masażyści, cała obsługa, kapitan drużyny stawia na środku sali krzesło. Nowicjusz staje na nim i całemu zespołowi śpiewa piosenkę. To był najbardziej tremujący moment w mojej karierze i w życiu.

Cytat

Mój synek nie zdążył powiedzieć, że przez całe życie tatuś go uczył myśleć.
Maciej Szczęsny
Maciej Szczęsny: Karierę to robi Beckham.

Wojciech Szczęsny: Ojciec chciał powiedzieć, że to on zrobił karierę. Ale wracając do występu... Miałem 17 czy 18 lat i zaśpiewać przed zespołem to była straszna trema. Tym bardziej, że z moim śpiewaniem jest prawie tak źle jak z obecnymi umiejętnościami piłkarskimi mojego taty.

Lubi szpilkę wsadzić...

Maciej Szczęsny: Lubi, lubi...

Wojciech Szczęsny: Sam zacząłeś. (uśmiech)

Co pan zaśpiewał?

Wojciech Szczęsny: "I Feel Good" Jamesa Browna. Dlaczego? Bo po sekundzie nie śpiewasz sam, tylko wszyscy śpiewają z tobą.

Sprytny wybieg.

Maciej Szczęsny: Mój synek nie zdążył powiedzieć, że przez całe życie tatuś go uczył myśleć.

Ale rozumiem, że ma pan szerszy repertuar niż ta jedna piosenka.

Wojciech Szczęsny: Repertuar jest bardzo szeroki, ja uwielbiam śpiewać i w szatni śpiewam bardzo dużo. Problem jest tylko w tym, że koledzy nie popierają mojego entuzjazmu.

Może chociaż tańczy pan lepiej?

Wojciech Szczęsny: Umiejętność tańca... duże słowo w moim przypadku. To była przygoda, która się zaczęła i skończyła, kiedy byłem dzieckiem. Nie było to jakieś wyjątkowe hobby, raczej fajny sposób spędzania czasu. Mam dzisiaj wspomnienia, które są dobre, i zdjęcia, które wstyd pokazać. Miałem 8 lat i chodziłem na kurs tańca razem z grupą mojego brata. Byli ode mnie trzy lata starsi. Skutek był taki, że nawet dziewczynki mnie przerastały. Moja partnerka była ode mnie o dwie głowy wyższa, więc ja, żeby zrobić obrót, stawałem na palcach albo skakałem, więc to trochę komicznie wyglądało.

Czy taniec przydaje się bramkarzowi?

Maciej Szczęsny: Nawet jeżeli Wojtkowi tańczenie nie bardzo pomogło w koordynacji ruchowej, to przynajmniej pokazało mu, ile musi pracować, żeby tę koordynację mieć. A ma całkiem niezłą...

"Przed karnym staram się wygrać walkę psychologiczną"

Co jeszcze pomaga bramkarzowi? Na przykład w momencie, kiedy stoi sam na sam z przeciwnikiem, który ma mu strzelić karnego. Analiza przeciwnika dokonana wcześniej, intuicja?

Wojciech Szczęsny: Ja staram się doprowadzić przeciwnika do takiego stanu, żeby mu się nie chciało strzelać, kiedy ten wielki stoi w bramce. Staram się wygrać walkę psychologiczną. Bo prawda jest taka, że dobrze wyszkolony technicznie zawodnik strzela 10 karnych na 10 i bramkarz nie ma prawa tego obronić. Więc próbuję zrobić wszystko, żeby dany zawodnik rozproszył się, rozśmieszył, żeby nie był w stanie wykonać tej prostej czynności.

Co pan wtedy robi?

Wojciech Szczęsny: Jestem dla niego bardzo niemiły.

Rzuca pan pod jego adresem brzydkie słowo?

Maciej Szczęsny: Gdyby to była moja metoda, to bym takiemu delikwentowi powiedział: Wczoraj spałem z twoim chłopakiem.

Wojciech Szczęsny: Ja posuwam się dalej i przed meczem śpię z jego chłopakiem. A jak strzeli, to robię to ponownie. To oczywiście żarty.

A czy rzeczywiście zawodników analizuje się pod względem psychologicznym?

Maciej Szczęsny: Raczej nie, bo po 3 miesiącach zna się wszystkich piłkarzy, wie się, jak kopią piłkę i ma się wyrobioną opinię, co do ich skłonności. Wszyscy wiedzą, że Ronaldo lubi się pieścić ze sobą. Nie tylko się żeluje, ale jak się go delikatnie draśnie w plecki, to od razu nerki go bolą. Ta nauka przychodzi sama, więc profilu psychologicznego się nie studiuje. Ale prowadzi się statystyki, kto jak strzela, którą nogą, ile rzutów mu obroniono. Są specjalne programy do analizy i jest to kwestia paru godzin. Tyle, że sport to taka dziedzina życia, w której nie do końca wiesz, co sam zrobisz, nie mówiąc już o przeciwniku, więc statystyka nie bardzo pomaga.

Kto pana namówił do grania w piłkę - ojciec czy mama?

Wojciech Szczęsny: Tata mnie zaprowadził na pierwszy trening. Mama prała moje ciuchy po treningu, ale namawiać mnie nie trzeba było.

Mama też grała w piłkę.

Wojciech Szczęsny: Tak, tylko że jej nie kopała, a rzucała.

Maciej Szczęsny: A w pewnym momencie rzuciła na dobre.

Wojciech Szczęsny: Jestem przekonany, że szło jej lepiej niż ojcu i mnie w piłkę nożną.

"Sodówka nigdy nie uderzy mi do głowy"

Czy sukces, który przyszedł bardzo wcześnie, uderzył panu do głowy?

Wojciech Szczęsny: Trudno ocenić. Ja nigdy nie czułem się mocniejszy niż jestem. Więc sodówka nigdy mi nie odbiła. I nie odbije. Jestem złośliwa menda ale dobry chłopak ze mnie.

Mimo dużych pieniędzy, o których w piłce rzadko się mówi.

Maciej Szczęsny: Każdy klub ma hierarchię zawodników, która się odzwierciedla w zarobkach.

Jak wysoko stoi pan w tej hierarchii?

Wojciech Szczęsny: Nie narzekam, ale nie ukrywam też, że mam zamiar piąć się powoli po tej drabince.

Ale nie chodzi panu tylko o pieniądze?

Wojciech Szczęsny: O pieniądze też.

Maciej Szczęsny: Ja chciałbym upaść tak nisko jak Wojtek.

Na co pana stać, panie Wojtku?

Maciej Szczęsny: Stać go na wszystko. I nie tylko jeśli chodzi o pieniądze.

Cytat

Jeśli mamusi się marzył nowy domek, to mogłem jej to marzenie spełnić.
Wojciech Szczęsny
Wojciech Szczęsny: Stać mnie na to, żeby pomagać rodzinie. To jest najfajniejsze w tym wszystkim. I jeśli mamusi się marzył nowy domek, to mogłem jej to marzenie spełnić.

I kupił pan mamie dom?

Tak, ale na kredyt. Ja spłacam, a mama jest właścicielką. 1:0 dla niej.

Przyglądam się pana koszulce, panie Wojtku i widzę na niej kobietę...

Wojciech Szczęsny: Przynajmniej wiadomo, że nie jestem rasistą. Jest na niej piękna czarnoskóra kobieta. Wszyscy, patrząc na moją koszulkę, wiedzą, że kolor skóry nie ma dla mnie znaczenia.

Zwłaszcza, że koszulka jest szara. A kobieta ma urodę białej, tylko usta wydatne.

Wojciech Szczęsny: Tak? Ona nie jest czarna? To znaczy, że wyszedłem na głupka. Nie dosyć, że mogę być rasistą, to jeszcze nie potrafię rozpoznać, kto jest biały, a kto czarny.

Maciej Szczęsny: Usta ma zrobione i biust. To jest znana postać?

Wojciech Szczęsny: Niedługo ją poznasz.

"Z rodzicami o seksie nie rozmawiam"

Skoro jesteśmy w temacie, kto pana wprowadzał w sprawy seksu - rodzice, środowisko?

Wojciech Szczęsny: Internet. W takim żyjemy świecie. Ale z rodzicami nie miałem rozmów na ten temat. Chyba zaczęło się w szkole na lekcjach.

Maciej Szczęsny: Tu się mylisz. Fakt, że w takich, a nie innych warunkach Wojtek mieszkał z mamą i przebywał z tatą - bo my nie mieszkaliśmy razem - sprawił, że widział, co to jest czułość, delikatność i namiętność. Oboje z mamą Wojtka mieliśmy innych partnerów i nie mieszkaliśmy w pałacach i nie byliśmy w sprawach seksu wyobcowani. Nasi synowie mieli możliwość nauczenia się, że seks to jest temat w życiu ludzi, mieli szansę zaobserwować gamę różnych zachowań.

Cytat

Nie jest tak, że wstawało się rano i mówiło: Stara, bzykanko dzisiaj było perfekcyjne. Lampa się do tej pory buja.
Maciej Szczęsny
Wojciech Szczęsny: Ten temat w rozmowach z rodzicami nigdy nie był tabu, ale też nie rozmawialiśmy o swoich przygodach.

Trochę głupio by było?

Wojciech Szczęsny: Ja mam naprawdę dobre kontakty z ojcem, ale tak daleko bym się nie posunął.

Maciej Szczęsny: Byłem przekonany, że ta obserwacja nauczy obu moich synów pewnego rodzaju dyskrecji. Nie jest tak, że wstawało się rano i mówiło: Stara, bzykanko dzisiaj było perfekcyjne. Lampa się do tej pory buja.

Wojciech Szczęsny: Ja wiem, że o swoich przygodach nie rozmawiamy, ale obiecuję: na lampie - nie. Swoją drogą - nie wiem, jak dużą masz lampę.

Maciej Szczęsny: Ale moja bujała się nie od tego, że ja na lampie, tylko cały pokój się bujał. A ja bujałem w obłokach.

To powiedzcie jeszcze, jak to jest z tym seksem przed zawodami? Można? Nie można?

Wojciech Szczęsny: Ja nigdy nie miałem okazji. W klubie, gdzie gram, i na meczach reprezentacji, żony czy dziewczyny nie są wpuszczane do pokojów. Jest regulamin, którego się nie łamie. Ja w każdym razie tego akurat punktu regulaminu nigdy nie złamałem.

Wojciech Szczęsny i Maciej Szczęsny byli gośćmi Marty Grzywacz w programie RMF Extra 4 marca.