Dwa złote medale i jeden srebrny zdobyli w sobotę polscy lekkoatleci na halowych Mistrzostwach Europy w Glasgow. Złoto udało się wywalczyć Pawłowi Wojciechowskiemu i sprinterce Ewie Swobodzie. Ze srebrem do Polski wróci drugi tyczkarz Piotr Lisek.

Niesamowicie emocjonujące okazały się sobotnie zmagania podczas Lekkoatletycznych Mistrzostw Europy. Najpierw po złoty i srebrny krążek sięgnęli nasi tyczkarze, później pierwsze miejsce podium wywalczyła w biegu na 60 metrów Ewa Swoboda.

Bardzo wysoki okazał się poziom konkursu skoków o tyczce. Mimo to Polacy szybko przeskoczyli konkurentów. Piotr Lisek pokonywał kolejne wysokości bezbłędnie. Pierwszy raz zrzucił poprzeczkę na wysokości 5.90 m., później miał nieudaną próbę na 5,95 m, co w finale dało mu drugie miejsce.

Tytuł mistrza świata wywalczył natomiast Paweł Wojciechowski. Nasz reprezentant mylił się wprawdzie na niższych wysokościach, mimo to, to właśnie on pokonał 5,90 i dzięki temu odwrócił losy walki o najwyższe podium. Trzeci był Szwed Melker Svaerd Jacobsson - 5,75.

Jestem bardziej gotowy na ten sukces niż wtedy w Daegu - to pewne. Dorosłem, dojrzałem i teraz tak szybko nie zejdę z tego miejsca i nie odpuszczę. Będę walczył o swoje. Zdobywałem przez te osiem lat medale, ale nie wygrywałem. Dzisiaj w końcu stoję na najwyższym stopniu podium, a przecież o to w sporcie chodzi - powiedział Wojciechowski, który podczas ceremonii medalowej był wyraźnie wzruszony, podobnie jak jego trener Wiesław Czapiewski.

Lisek przyznał, że bardzo cieszy się z sukcesu kolegi i polskiego dubletu.

Poziom skoku o tyczce jest w tym momencie niebywały, a my przywozimy z HME dwa medale. Trudno w to uwierzyć. Cieszmy się. Ustąpić miejsca na najwyższym stopniu podium Pawłowi to czysta przyjemność - dodał Lisek.



Ze złotym krążkiem wyjedzie z Glasgow także Ewa Swoboda. Sprinterka od początku była uważana za faworytkę w rywalizacji na 60 metrów. Wytrzymała presję i odniosła największy sukces w swojej karierze. W finale uzyskała czas 7,09, wyprzedzając utytułowaną Holenderkę Dafne Schippers - 7,14 oraz broniącą tytułu Brytyjkę Ashę Philip - 7,15.

Mistrzyni przyznała, że największa część tortu czekoladowego za wygraną należy się jej rodzicom. To, co oni kiedyś ze mną mieli, trudno opisać. Zawsze są jednak blisko - wspomniała.

Wygranie z Schippers w mityngu i na mistrzostwach Europy - to dwie różne rzeczy. Jesteśmy na imprezie, w której po raz pierwszy startowałam w roli faworytki i utrzymałam to do samego końca. Dałam radę. Wygrywanie z takimi osobistościami to dla mnie "wow". Mała Ewa z Żor może szybko biegać" - podkreśliła.

Dodała, że nauczyła się nie przejmować tym, co piszą ludzie w internecie.

Rok temu się tym wszystkim przejmowałam. Teraz naprawdę totalnie się od tego odcięłam. Jeżeli zamieszczam coś na Instagramie czy Facebooku, to nie czytam już komentarzy. Robię to, co muszę robić - biegam. Jeżeli ktoś jest ze mną od początku, to wie, że to ciężka robota - zauważyła mistrzyni Europy.

Przypomnijmy, że w piątek złoto w pchnięciu kuli wywalczył Michał Haratyk.

Łączny dorobek wszystkich polskich lekkoatletów w HME to 179 medali, w tym 58 złotych, 48 srebrnych i 73 brązowe.