Nie są drużyną do bicia i potrafią wygrywać z najlepszymi. Kibice oczekują od nich coraz więcej, a przed nimi dwa najważniejsze turnieje sezonu. Polskie siatkarki przygotowują się do turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich. Później czekają je mistrzostwa Europy. Oba turnieje odbędą się w Polsce. Nasza atakująca i najlepiej punktująca zawodniczka – Malwina Smarzek zdradza w rozmowie z Pawłem Pawłowskim, nad czym reprezentacja pracuje w Spale, który turniej będzie trudniejszy oraz czy ktoś będzie wspomagał ją podczas meczów w ataku.

Paweł Pawłowski RMF FM: Na początek chciałbym zapytać o twoje samopoczucie, bo podczas Ligi Narodów byłaś mocno eksploatowana. Czy nie jesteś po prostu zmęczona?

Malwina Smarzek: Nie, myślę, że nie. Bywały lepsze i gorsze momenty, ale chyba każdy je miał na tym turnieju, bo to był bardzo ciężki turniej. Nie chodzi tu o samo granie, ale też o podróże, ilość spotkań, zmianę stref czasowych. Co do gry - jestem przyzwyczajona, że dostaję sporo piłek i mój organizm to w miarę dobrze znosi. Nie czułam się źle fizycznie i psychicznie. Grałyśmy dobrze, a jak gra się dobre zawody, to człowiek inaczej się czuje. A sukces, jakim był awans do final six, pozwolił zresetować zmęczenie, które się pojawiło.

Wywołałaś wilka z lasu, bo chciałbym porozmawiać o dywersyfikacji ataku. Sama mówisz, że mnóstwo piłek trafia do Ciebie. Podobnie jak cztery lata temu w męskiej  kadrze większość piłek trafiała do Mariusza Wlazłego. Dziś wasz trener mówi, że jest to skuteczne. Ale co jeśli przestanie być? Co jeśli trafi się gorszy dzień? Pracujecie może nad tym, żeby jednak te piłki bardziej równomiernie rozdzielać?

Mam pomoc od dziewczyn. Rozmawiamy o tym dużo, ale spójrzmy na reprezentację Serbii. Tam nikt się nie pyta Tijany Bosković czy jest zmęczona. No nie. Ona tam przecież po to właśnie jest. Podobnie jest u Turczynek. One mają swoją Karakurt. Jeżeli nie będę skuteczna i będę grała na poziomie piętnastu procent w ataku, wtedy możemy o to pytać. Dopóki jest skuteczność, będziemy tak grać. Ja mogę dostać też dziesięć piłek, i jeśli będziemy wygrywać, to będzie w porządku.

Będziesz mogła ponownie wykorzystać skuteczność podczas nadchodzących dwóch turniejów. Najpierw kwalifikacje do igrzysk. Później mistrzostwa Europy. Który turniej jest ważniejszy i który będzie trudniejszy?

Chyba kwalifikacje. Na mistrzostwach Europy czasem może powinąć się noga i nic się nie stanie. W grupie można czasem mecz przegrać, a i tak wyjść z grupy. Natomiast w kwalifikacjach tak nie jest. Szczególnie w dwóch pierwszych meczach nie może powinąć się noga, bo na koniec gramy z Serbią. To trudny rywal. Inaczej podchodzi się do meczu z Serbią po dwóch wygranych i z szansą na awans mimo ewentualnego potknięcia, a inaczej kiedy przegramy jeden mecz i będziemy musieli pokonać Serbki. Dlatego to będzie najcięższy turniej.

Jak zatem rozkładacie koncentracje na ten turniej? Myślicie całościowo, czy może koncentrujecie się tylko i wyłącznie na pierwszym rywalu, a później będziecie myślały o następnych?

Raczej całościowo. Turnieje polegają na tym, że jeśli nie myśli się do przodu, to jest się na straconej pozycji. Wszyscy mówią o Serbii, a Serbia jest dopiero na końcu. Pierwszy mecz z Portoryko to jest coś, co musimy wygrać. Drugi mecz gramy z Tajlandią. Jeszcze dwa lata temu przegrywałyśmy z tą drużyną i to nawet 0:3. Tajlandia w Lidze Narodów grała teraz słabo, ale na kwalifikacje przyjadą dużo lepiej przygotowane i będzie bardzo ciężko się z nimi grało. To zawsze trochę inna siatkówka niż ta europejska. Jeśli dziewczyny dobrze przyjmą piłkę, to potrafią zagrać naprawdę dobrą siatkówkę.

Co tak naprawdę trenujecie przed kwalifikacjami? Czy to jest czas na poprawienie przygotowania fizycznego, przy filozofii: im więcej się zmęczysz, tym więcej organizm odda? Czy może jednak trener zmniejsza obciążenia, a przygotowujecie się bardziej taktycznie pod najbliższe rywalki?

Wszystko mamy w pigułce. Niby czasu jest więcej niż przed Ligą Narodów, ale wciąż to zbyt mało na pełen program przygotowawczy. Nie ma tego czasu i wszystko jest w pigułce. Jest trochę też wytrzymałości z elementami siatkówki, ale głównie trenujemy fragmenty gry. Choć trafia się też cięższa siłownia, bo w trakcie Ligi Narodów nie miałyśmy gdzie tej siłowni upchnąć. To wszystko jest dość ciężkie, bo niby jest więcej czasu, ale nadal mało. Dołączyła do nas jeszcze Asia Wołosz, która grała z nami w turnieju finałowym i ona też potrzebuje czasu, żeby wyczuć grę z dziewczynami.

Czy to też znaczy, że przed wami trudniejsza część sezonu?

Zdecydowanie. A w związku z tym, że ta pierwsza część była udana, to wzrosły oczekiwania wobec nas. Gdybyśmy podchodziły do kolejnych turniejów z pozycji zespołu do bicia, to mówiłoby się "co wygrają, to ich". Teraz jednak już przed kwalifikacjami każdy mówi o Serbii, a co do dwóch pierwszych meczów, to oczekuje się, że je po prostu wygramy. Balonik się napompował. W poprzednich latach zwycięstwa cieszyły, a teraz się ich oczekuje. To normalne. Teraz naszą rolą jest utrzymanie tego turnieju, co jest najtrudniejsze.