Chelsea pokonała Barcelonę 1:0 w pierwszym meczu półfinałowym Ligi Mistrzów. Jedyną i zwycięską bramkę dla drużyny z Londynu zdobył tuż przed przerwą Didier Drogba. Rewanżowe spotkanie odbędzie się w Hiszpanii 24 kwietnia.

Potrzebujemy dwóch perfekcyjnych występów, tylko wtedy możemy myśleć o awansie - mówił przed meczem z Barceloną trener Chelsea Roberto di Matteo. Z kolei Frank Lampard zapewniał, że najgorsze, co może spotkać jego zespół, to zbyt duży strach przed drużyną z Katalonii. Musimy uwierzyć we własne siły i zagrać po swojemu - mówił pomocnik "The Blues", który miał w pamięci kontrowersyjny półfinał Ligi Mistrzów z 2009 roku. Barcelona wyeliminowała wówczas Chelsea, choć angielscy piłkarze mieli ogromne pretensje do arbitra.

Początek meczu to mocne uderzenie Barcelony. W 7. minucie Sanchez przerzucał piłkę nad Petrem Cechem, ale ta trafiła w poprzeczkę bramki Chelsea. Chwilę później zagotowało się pod bramką Valdesa, ale żaden z piłkarzy Chelsea nie wbił piłki do siatki. W miarę upływu czasu przewagę zdobywała Barcelona - miażdżącą zwłaszcza w statystykach posiadania piłki i wymienionych między sobą podań. Koronkowe akcje Katalończyków przerywały bezpardonowe wejście londyńskich obrońców, a Leo Messi - choć dwoił się i troił - nie potrafił oszukać defensywy rywala i Cecha.

W pewnych momentach pierwszej połowy Chelsea wydawała się zamknięta niczym w hokejowym zamku, ale tuż przed przerwą wyprowadziła zabójczą kontrę. To była ostatnia z dwóch doliczonych przez sędziego minut. Messi stracił piłkę w środku boiska, przejął ją Lampard, który podał na skrzydło do Ramiresa. Ten płasko zagrał w pole karne, gdzie do piłki dopadł Drogba i choć uderzył ją nieczysto, pokonał Valdesa. Piłkarze Barcelony jakby nie wiedzieli, co się stało, a chwilę później sędzia pozwolił obydwu drużynom odpocząć w szatni.

W drugiej połowie obraz gry niewiele się zmienił. Może poza tym, że Barcelona atakowała jeszcze intensywniej, a Chelsea broniła się jeszcze szczelniej. Akcje Messiego, Fabregasa, Iniesty zachwycały pomysłowością i wykonaniem, ale już ze skutecznością było dużo gorzej. "The Blues" nie sięgali zbyt często po piłkarską finezję, ale prowadząc z Barceloną w półfinale Ligi Mistrzów, mieli co innego na głowie. Coraz częściej spoglądali na zegar, na którym minuty bezlitośnie mijały, a wynik pozostawał niezmienny. Kiedy tylko mogli, próbowali kontratakować, ale takiej akcji jak w pierwszej połowie nie byli w stanie przeprowadzić.

W 87. minucie kibice na Stamford Bridge wstrzymali oddech, bo po wrzutce Messiego i główce Pyuola piłka zmierzała w róg bramki Chelsea, ale w ostatniej chwili jak długi wyciągnął się Cech i wybił ją na bok. Westchnienie ulgi przetoczyło się przez trybuny.

To nie był jednak koniec. Już w doliczonym czasie gry nawet Cech nie był w stanie dosięgnąć piłki, która po strzale Pedro toczyła się w stronę jego bramki. Odbiła się jednak od słupka, a strzelona ponownie poszybowała wysoko w trybuny.

Barcelonie nie udało się więc zdobyć londyńskiej twierdzy otoczonej szczelnym murem obronnym, Chelsea osiągnęła to, co zamierzała osiągnąć, choć jednobramkowe zwycięstwo w kontekście rewanżu na Camp Nou może okazać się zbyt skromne.