Niespodzianka w 1/16 finału Pucharu Polski: pierwszoligowy Raków Częstochowa wyrzucił z rozgrywek Lecha Poznań! Ekipa "Kolejorza" przegrała wprawdzie niewysoko, bo 0:1, ale na boisku była zdecydowanie słabsza. Piłkarze Lecha zawiedli na całej linii, a ze słabej postawy przez kilka minut tłumaczyli się po meczu przed kibicami, którzy stawili się w Częstochowie w liczbie około 200.

Wtorkową potyczkę z ekstraklasową ekipą częstochowianie zaczęli z wysokiego C: od początku atakowali i przyniosło to natychmiastowy skutek.

W trzeciej minucie Andrzej Niewulis zagrał dalekie podanie do Macieja Domańskiego, który podał do Miłosza Szczepańskiego, a ten uderzył z ponad 20 metrów... i umieścił piłkę w bramce!

Częstochowianie poszli za ciosem. Chwilę później, po centrze Patryka Kuna z lewej strony, z bliska główkował Sebastian Musiolik, ale wprost w ręce Jasmina Buricia.

Później mieliśmy groźną centrę, która przeszła wzdłuż bramki, a w 16. minucie na prawym skrzydle Piotr Malinowski rozegrał piłkę ze Szczepańskim, ten dośrodkował, ale Musiolik nie zdążył z wykończeniem akcji.

Lech miał wyraźne kłopoty. Ivan Djurdjević postawił w tym spotkaniu na dwóch napastników - Christiana Gytkjaera i Doniego - ale byli oni praktycznie bezrobotni. Duńczyk, by mieć kontakt z piłką, w jednej z akcji cofnął się w okolice... 20. metra od własnej bramki.

Raków natomiast nie ustępował i był cały czas groźny. W 21. minucie znowu dalekie podanie Niewulisa, wybił je Dimitrios Goutas, ale piłka spadła pod nogi Domańskiego, który uderzył zza pola karnego: na szczęście dla "Kolejorza" Burić futbolówkę odbił.

Lech zaczął powoli przedostawać się przed pole karne rywala. Sygnał do ataku dał Portugalczyk Pedro Tiba, oddając dwa groźne strzały: pierwszy był minimalnie niecelny, przy drugim na posterunku był Jakub Szumski.

Po pół godzinie gry Lech zapisał na swym koncie składną akcję. Wołodymyr Kostewycz zagrał spod linii bocznej do Macieja Gajosa, który prostopadłym podaniem uruchomił Doniego. Uderzenie hiszpańskiego napastnika obronił jednak Szumski.

Wydawało się, że po przerwie ekipa z Poznania przejmie inicjatywę. Znowu jednak lepiej prezentowali się gospodarze.

W 57. minucie zablokowany został strzał Domańskiego, piłka trafiła do Szczepańskiego, który znalazł jeszcze na prawej stronie Malinowskiego - ale dośrodkowanie tego ostatniego wylądowało w rękach Buricia.

Piłkarze Rakowa rozgrywali piłkę, a rywal w większości przypadków tylko się temu przyglądał...

W 72. minucie przez moment wydawało się, że częstochowianie ostatecznie rozstrzygnęli losy spotkania: na prawej stronie piłkę bardzo szybko rozegrali Domański i Daniel Bartl, ten pierwszy dośrodkował, a Szczepański z bliska wpakował futbolówkę do siatki! Radość kibiców Rakowa nie trwała jednak długo: do sprawy zaangażowano system VAR, a sędzia Piotr Lasyk po obejrzeniu powtórki akcji uznał, że bramki nie będzie. Okazało się, że na środku boiska Bartl uderzył ręką w twarz Kostewycza.

Piłkarze Rakowa nadal prowadzili więc jedną bramką - i tego prowadzenia nie pozwolili już sobie odebrać. Lech Poznań żegna się więc z Pucharem Polski - a pierwszoligowy Raków Częstochowa melduje w 1/8 finału!

Trener Rakowa: Mamy dzisiaj w Częstochowie święto piłki nożnej

Po spotkaniu trener częstochowian Marek Papszun nie krył radości z awansu, ale równocześnie tonował hurraoptymistyczne nastroje odnośnie przyszłej gry w ekstraklasie.

Mamy dzisiaj w Częstochowie święto piłki nożnej. Pokonaliśmy czołową drużynę ekstraklasy w obecności kompletu widzów i nieskromnie powiem, że wygraliśmy w pełni zasłużenie. Byliśmy drużyną lepszą. Ale pamiętajmy, że wciąż jesteśmy w pierwszej lidze. I chociaż jesteśmy jej liderem, to do ekstraklasy jeszcze długa droga i czeka nas dużo pracy - podkreślał szkoleniowiec.

Teraz jestem dumny ze swojej drużyny i dziękuję kibicom za stworzenie kapitalnej atmosfery na stadionie. Wszyscy moi zawodnicy zasłużyli na pochwałę i dziękuję im za wysiłek włożony w ten mecz - podsumował Marek Papszun.

Trener Lecha Poznań: Niefortunny początek i szybko stracona bramka podcięły skrzydła moim zawodnikom

W zgoła odmiennym nastroju był, co zrozumiale, trener Lecha - tym bardziej, że tuż po końcowym gwizdku musiał wysłuchać zarzutów poznańskich kibiców.

Mieliśmy obowiązek awansować, ale niefortunny początek i szybko stracona bramka podcięły skrzydła moim zawodnikom. Potem mieliśmy okazje do wyrównania, ale żadnej nie udało się wykorzystać. Raków przetrzymał nasze ataki, a w drugiej połowie panował nad sytuacją, mimo że dokonałem ofensywnych zmian. Niestety nie przyniosły one efektu - mówił Ivan Djurdjević.

Mamy problemy z mentalnością zespołu i mamy kryzys, z którego musimy wyjść. Jednak żeby to osiągnąć, musimy nie tylko ciężko pracować, ale też chyba dokonać pewnych zmian kadrowych. Najpierw muszę porozmawiać ze wszystkimi zawodnikami - podsumował szkoleniowiec.


(e)