Hokeiści Los Angeles Kings są bardzo blisko zdobycia Pucharu Stanleya. W trzecim meczu finału ligi NHL pokonali na wyjeździe New York Rangers 3:0 i w rywalizacji do czterech zwycięstw prowadzą 3-0.

W pierwszych dwóch meczach, w Los Angeles, gospodarze odrabiali dwubramkowe straty, a zwycięstwa odnosili dopiero po dogrywkach. Konfrontacja w słynnej hali Madison Square Garden pozbawiona była takich emocji.

Wygraną Kings zawdzięczają przede wszystkim bramkarzowi Jonathanowi Quickowi, który obronił wszystkie 32 strzały. To był jego najlepszy mecz w tegorocznej fazie play off. Grał fantastycznie, bronił nawet strzały, przy których wydawało się, że nie ma szans. W olbrzymiej mierze właśnie dzięki niemu dziś wygraliśmy - komplementował kolegę obrońca Drew Doughty.

Królowie objęli prowadzenie dokładnie na 0,8 s przed zakończeniem pierwszej tercji. Na listę strzelców wpisał się Jeff Carter. W drugiej odsłonie najpierw okres gry w liczebnej przewadze zamienił na gola Jake Muzzin, a następnie zabójczy kontratak wykończył Mike Richards, ustalając wynik spotkania.

Biorąc pod uwagę statystykę, szanse Rangers na zdobycie Pucharu Stanleya są już znikome. Tylko czterem drużynom w historii NHL udało się w play off wygrać rywalizację, którą zaczęły od trzech porażek. W finale zdarzyło się to tylko raz, za sprawą Toronto Maple Leafs w 1942 roku.

Kings są blisko drugiego tytułu mistrzowskiego, poprzedni wywalczyli dwa lata temu. Nowojorczycy natomiast mają na koncie cztery triumfy - w 1928, 1933, 1940 i 1994 roku.

Czwarty mecz zostanie rozegrany w środę, również w Nowym Jorku.

(edbie)