"Przez całe życie miałem kontakt ze zwierzętami i sportem. W pewnym momencie te dwa elementy się połączyły, ale nie miałem takich planów. Był to czysty przypadek" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Patrykiem Serwańskim czołowy polski zawodnik w sportach psich zaprzęgów Igor Tracz. Ma w swoim dorobku mistrzostwo świata, mistrzostwo Europy i wiele innych medali w zawodach w warunkach śnieżnych, bezśnieżnych i bikejoringu. Tylko w 2012 roku z europejskich czempionatów w Niemczech i Francji przywiózł cztery krążki.

Patryk Serwański: Zacznijmy od początku. Jak to się stało, że zainteresowały pana akurat psie zaprzęgi, a nie np. siatkówka, nie piłka ręczna? Dlaczego nie postawił pan na coś bardziej popularnego, tylko właśnie na sport niszowy, troszkę mniej znany?

Igor Tracz: Bardzo mało znany, nie troszkę. W ogóle nie myślałem wcześniej o tym, żeby wybrać ten sport. Nie miałem żadnej strategii, że chcę uprawiać taką dyscyplinę sportu, a nie inną. Całe życie uprawiałem sport, więc to jest jakby moja podstawa do działania. Była i wspinaczka, było i pływanie, nurkowanie i kolarstwo górskie. Przez całe życie działałem aktywnie. W pewnym momencie, zupełnie przypadkiem, kupiłem pierwszego psa, który miał być moim towarzyszem. Poznałem też środowisko ludzi, którzy uprawiają tę dyscyplinę sportu.

Zobacz również:

Ale gdzieś w głowie miał pan może jakieś wspomnienia, np. z telewizji, związane z psem husky?

Już wyjaśniam, że nie czytałem o tym żadnych książek. W ogóle nie interesował mnie ten temat. Poznałem środowisko ludzi, które zajmowało się tym sportem amatorsko. To był tak naprawdę czysty przypadek. Na początku nie były z tym związane absolutnie żadne plany.

Jak w takim razie później rozwinęła się ta pasja?

Oczywiście całe życie miałem kontakt ze zwierzętami. Były w moim domu od zawsze. Rodzice zawsze mieli psy, zawsze ten kontakt był bliski. Od dziecka byłem uczony szacunku do zwierząt. Zawsze był też kontakt ze sportem. Są tu więc jakby dwa czynniki. W pewnym momencie te dwa elementy się połączyły.

Jak wygląda środowisko zaprzęgowe w Polsce? Jako zawodnicy w pewien sposób ze sobą współpracujecie? Jesteście grupą znajomych, która poza zawodami wspólnie spędza czas, czy bardziej się izolujecie?

To zależy. Środowisko jest bardzo zróżnicowane. Patrząc na środowisko zawodników, którzy uprawiają tę dyscyplinę sportu w Polsce, jest to taki przekrój naszego społeczeństwa. Są wśród nas zupełnie różni ludzie. Każdy ma jakieś inne pobudki do uprawiania tego sportu. Znacząca część to amatorzy i hobbyści, bo po pierwsze to sport młody w Polsce, a po drugie - jak w każdej innej dyscyplinie sportu - zawsze jest większy odsetek osób uprawiających to amatorsko i dopiero z tego zaczynają wyrastać zawodnicy, którzy zajmują się tym sportem profesjonalnie.

Psie zaprzęgi to jest coś, co nam się kojarzy trochę jednotorowo - taki pierwszy obrazek, jaki się widzi to...

Husky z błękitnymi oczami, duże futra i zima...

Właśnie - zima, wielkie połacie śniegu i do tego sanie, ale przecież to są także rowery, wózki... To szerokie spektrum.

Pod hasłem psie zaprzęgi, oficjalnie na świecie, kryją się cztery dyscypliny sportowe. Są to wyścigi psich zaprzęgów, czyli standardowo - mamy w zaprzęgu od dwóch do "nastu" psów. Są różne klasy. Możemy się ścigać w warunkach śnieżnych lub bezśnieżnych. Druga dyscyplina sportu to bikejoring, czyli kolarz i pies. Wiadomo, że tutaj są tylko warunki bezśnieżne i sprinty z psami na dystansie do 10 km. Trzecia dyscyplina to skijoring - zamiast roweru mamy narty biegowe, czyli jakbyśmy Justynie Kowalczyk przypięli psa zaprzęgowego, tylko poruszałaby się dwukrotnie szybciej niż obecnie. No i czwarta dyscyplina sportu - canicross. Najprostsza jaka istnieje tak naprawdę, chociaż bardzo trudna fizycznie - biegacz przełajowy i pies zaprzęgowy, czyli pies wspomagający biegacza na krótkich, do 10 km, dystansach w terenie. Taki biegacz też porusza się dużo, dużo szybciej niż normalny biegacz bez psa.

Skąd to się wzięło? Stąd, że w pewnym momencie w Europie ten sport zaczął ewoluować i zaczął się rozwijać. Właśnie na kontynencie, gdzie tego śniegu nie ma okrągły rok, a ludzie chcieli się ścigać i na początku była to forma treningowa. Przygotowywali się do ważnych wyścigów zimowych, a jakoś musieli te psy i siebie trenować w okresie letnim, kiedy śniegu nie ma. Stąd zaczęły się pojawiać dyscypliny biegowe, kolarskie, kołowe i inne, żeby móc zastąpić po prostu sprzęt. Dla psa to nie ma większego znaczenia w jakich warunkach on będzie biegał. Oczywiście, będzie mu łatwiej biegać w niższych temperaturach, bo nie będzie tak się przegrzewał. Będzie inaczej czuł śnieg pod łapami, a inaczej błoto pod łapami. Natomiast pies kocha biegać, szczególnie pies sportowy, zaprzęgowy nie wyobraża sobie chyba życia bez biegania i bez ruchu.

To dla człowieka została stworzona pewna forma dodatkowego sprzętu, który można wykorzystać do trenowania tego psa. Po wielu latach zaczęto organizować Puchary Świata, Puchary Europy, mistrzostwa świata w warunkach nie tylko śnieżnych, ale właśnie również bezśnieżnych i to doskonale się rozwija w Europie.

Ale można powiedzieć, że w pewnym stopniu ułatwia to też propagowanie takiej zabawy, bo większość z nas ma rower w domu, niektórzy mają narty biegowe czy buty do biegania, a nie każdy koniecznie musi mieć od razu sprzęt na zimowe zawody. Czy to też wpłynęło na rozwój i zainteresowanie?

Wpływ miało bardzo duży. W ostatnich mistrzostwach świata w warunkach bezśnieżnych w 2011 roku w Niemczech startowało prawie 650 zawodników z całego świata. W warunkach bezśnieżnych, czyli z psami, w różnych dyscyplinach - czy to były takie wózki trójkołowe, czy to były rowery, czy po prostu buty biegowe. W trudnej dyscyplinie wystartowało ponad 600 zawodników zakwalifikowanych, a mogło się znaleźć więcej, więc sport się rozwija. W różnych rejonach różnie, natomiast ja spotykam na zawodach, czy to śnieżnych, czy bezśnieżnych, a ścigałem się w różnych zakątkach świata, zawodników z Nowej Zelandii, z Korei, z Jamajki... Np. w Kanadzie, na Alasce ścigałem się z zawodnikami z Jamajki, z RPA. Dla mnie to były tak egzotyczne kraje. Nie przypuszczałem, że tak daleko, gdzieś na końcu świata ludzie uprawiają ten sport.

Wykraczając poza te oczywiste rzeczy, bo mniej więcej wiemy, ile kosztują dobre buty do biegania, czy rower. Jakie są koszty tego zimowego sprzętu? To ceny, których większość osób, które mogłyby się zainteresować tematyką, nie zna.

O nartach nie będziemy mówić, bo jakaś część ludzi biega na nartach i zdaje sobie sprawę. Narty biegowe można kupić w każdym sklepie sportowym, natomiast jeśli chodzi o sanie, to ceny kształtują się od 500 do 1500 euro. Są to już takie profesjonalne sanie, zależnie od ceny oczywiście - te z górnej półki są bardziej profesjonalne, te z dolnej mniej. Sanie wykonane są już obecnie przeważnie z aluminium lub włókna węglowego. Płozy w takich saniach wyglądają bardzo podobnie, jak narty biegowe i też stosuje się takie same techniki smarowania, jak w narciarstwie biegowym. Są lekkie, ważą do 10 kilogramów.

Jakiś czas temu przygotowywaliśmy też materiały o bojerach. Tam tę łódeczkę, jeśli ma się smykałkę, można sobie samemu zrobić, żeby zacząć bawić się na zupełnie amatorskim poziomie. Czy takie sanie można sobie zrobić gdzieś w przydomowym warsztacie i spokojnie zacząć się bawić gdzieś po lasach?

Myślę, że spokojnie. Praktycznie każdy sprzęt jakoś tam pojedzie, nawet ten własnej roboty. Ja nieraz widziałem sprzęt własnej roboty różnych zawodników. Najważniejsze to psy. Pierwsza kwestia to trzeba te psy nauczyć i wytrenować, przygotować do pracy. Jak już będziemy mieli psiaki, które chcą współpracować, to na każdym sprzęcie pojedziemy.

Zanim spytam pana o trening, proszę mi powiedzieć, czy to są duże koszty? Wydaje się, że największy koszt to jest właśnie utrzymanie tych psów. Nie jest to chyba jednak taki sport dla każdego.

Jeśli mówimy o tych dyscyplinach najmniej skomplikowanych, jak bikejoring, canicross czy skijoring, gdzie pracujemy z jednym psem na treningu czy na zawodach, to nie możemy mówić o dużych kosztach. Większość Polaków ma w domu psa, prawda? Na zawodach międzynarodowych nie ma obostrzeń rasowych. Każdy pies każdej rasy może biegać i pracować. Musi być tylko zdrowy, to jest podstawowa cecha. Określa się jeszcze wagę minimalną 12 czy 15 kilogramów, żeby ten pies nie był zbyt malutki. Średnio trafiają się psy między 20 a 30 kilogramów, to są takie najbardziej optymalne wagowo. Natomiast każdy pies, każdej rasy będzie pracował. Wiadomo, że jeśli zawodnik myśli profesjonalnie o tym sporcie, to będzie już szukał, tak jak wśród koni, dobrej krwi, dobrych genów i będzie kupował psy z hodowli, od zawodników bardziej predysponowane do tego sportu. Ale powtarzam jeszcze raz: każdy pies, każdej rasy, każdy kundelek może pracować, jeśli tylko ma ochotę i jest zdrowy.

A czy to się wiąże z jakąś inną dietą dla zwierzaka?

Ja zajmuję się profesjonalnie tym sportem i moje psy mają odpowiednią dietę. Są w odpowiedni sposób żywione. Dieta psa sportowego, jak również każdego innego psa, ale przede wszystkim sportowego, oparta jest przede wszystkim na tłuszczach zwierzęcych i białku zwierzęcym. Absolutnie pozbywamy się z diety węglowodanów. Jedzą one od dwóch do trzech posiłków dziennie, w zależności od okresu przygotowania, od okresu treningowego. Temperatura i ilość wysiłku fizycznego ma na to wpływ. Mają często bardzo dużo badań, więcej niż zawodnik. Bo odpowiednia suplementacja i witaminy w diecie... Dlatego poddawane są przynajmniej raz w roku kontrolom antydopingowym na zawodach międzynarodowych. To wszystko wpływa na to, żeby te psy przygotować jak najlepiej do wysiłku i do walki o nasze medale. Dla psów to jest nieistotne, które miejsce na zawodach zdobędą. To człowiek się ściga, a pies ma tylko przyjemność z tego, że biega.

A czy pan jako ktoś z absolutnej czołówki w Polsce, z dużym dorobkiem, jest już na takim etapie, że może wyjść na zero w sensie finansowym? Czy cały czas trzeba do tego dokładać?

Ja już jakoś z tego się utrzymuję. Od pewnego czasu, w momencie, kiedy zacząłem już powtarzać systematycznie wyniki w najważniejszych zawodach na świecie. Jeżeli to zaczęło się mniej więcej w 2007 roku, to zbudowałem jakiś swój wizerunek wśród zawodników nie tylko w Polsce, ale i przede wszystkim na świecie, gdzie pracuję jako trener, szkolę innych zawodników. Szkolę też psy zaprzęgowe, układam programy treningowe. Mam już też jakieś kontrakty sponsorskie, więc w jakiś sposób i ten zaprzęg na siebie zarabia, i trochę na mnie. Ale nie jest to sport dochodowy. Absolutnie nie można o tym mówić w naszym kraju. Oczywiście mam przyjaciół z różnych innych państw, którzy żyją z tego sportu wyśmienicie.

Trochę już pan po świecie pojeździł, z różnych mistrzostw przywoził pan medale. Były takie nieprzewidziane, niespodziewane zdarzenia, które wspomina pan do dzisiaj?

Ja pamiętam, jak pojechałem do Kanady w 2009 roku na mistrzostwa świata. Kilka dni przed startami zawodnicy miejscowi - z Alaski, z Kanady i ze Stanów Zjednoczonych - pytali mnie, skąd przyjechałem. Tłumaczyłem, niektórzy kolarzyli, niektórzy nie kojarzyli tego państwa, jakim jest Polska. Ale większość zadawała pytania, po co ja tutaj przyjechałem. Ja powiedziałem, że po doświadczenie i że również w Polsce uprawia się taki sport. Natomiast po trzech dniach, jak już stałem na najwyższym stopniu podium i był grany polski hymn, to dwóch zawodników do mnie podeszło i powiedzieli: "My już wiemy gdzie jest Polska, widzieliśmy ją na mapie".

Czyli jeszcze dzięki panu się zainteresowali?

Wtedy tak. Teraz już każdy wie w tym sporcie, gdzie jest Polska. Tyle razy udało mi się ich ograć w najróżniejszych zakątkach świata.

Czyli dochodzi do tego element patriotyczno-geograficzny, taka geopolityka?

Tak, w obecnych czasach i po decyzjach pani minister zaczyna się odechciewać. Jak ktoś mówi, że wszyscy jesteśmy hobbystami i robimy coś tylko i wyłącznie jako hobby, to się odechciewa pracować. Ale oczywiście dalej robimy swoje i nie odpuścimy.