Historyczny sukces polskiego biegacza! Marcin Świerc wygrał uznawany za jeden z najtrudniejszych na świecie górskich ultramaratonów. 124 kilometry niezwykle trudnej trasy biegu "Śladami Książąt Sabaudzkich" poprowadzonej alpejskimi graniami pokonał w niespełna 13,5 godziny.


Maciej Pałahicki, RMF FM. To historyczny sukces.

Marcin Świerc: Nie mnie oceniać, ale chyba tak. Tak to oceniają niektórzy, że to największy sukces w historii.

Jak Ci się biegło? Trudny bieg, 120 km, prawie 7 tysięcy metrów przewyższenia. Co było najtrudniejsze i najważniejsze?

Od początku nie szafowałem siłami. Chciałem, żeby było ostrożnie. Żeby pamiętać o nawadnianiu, o taktyce, jedzeniu i piciu. Żeby nie przeszarżować. Emocje mogą ponieść, a to jest bardzo ważne, żeby mieć cały czas energię. I tak stopniowo, nie tracąc kontaktu z czołówką, mijałem kolejnych zawodników.  Na ostatnim punkcie była nas trójka i każdy z nas mógł wygrać. To było naprawdę fascynujące, że po 124 km jest trzech pretendentów do pierwszego miejsca. W tym roku wiele osób zawodów nie dokończyło, bo trasa jest bardzo techniczna. "Śladami Książąt Sabaudii" to jest jeden z cięższych biegów na świecie. Trasa przebiega po graniach, łąkach, daleko od cywilizacji, piękne wodospady, piękne półki skalne. Plus taki, że wszystkie zbiegi robiłem bardzo luźno. Spędziłem dużo czasu na przygotowaniach, trochę w Tatrach i Alpach, tutaj na rekonesansie. Wszystkie zbiegi bardzo luźno mi się biegło. Sam byłem zaskoczony, że nogi nie są zmęczone. Wystarczyło tylko do góry przycisnąć, na zbiegu (a moją mocną stroną właśnie są zbiegi) wytrzymać. No i wszystko tak się ładnie poukładało, że zdobyłem pierwsze miejsce.

Powiedz w którym momencie uwierzyłeś, że to jest możliwe, że możesz dobiec na pierwszej pozycji?

Nie planowałem tego. Mocna obsada była. Nie byłem w ogóle typowany w roli faworyta. W elicie było 88 osób. Z tych 88 mógł każdy wygrać. Uwierzyłem dopiero chyba na mecie.  Kilometr przed, kiedy rozpędzałem się, mijałem jednego i drugiego. Rzeczywiście pojawiła się lampka - "dawaj do końca". No i wytrwałem w tym boju. Cały czas starałem się aktywnie walczyć, bo elita na świecie rzeczywiście bardzo dużo biega. Bardzo dużo biegają pod górę i w dół i to na bardzo wysokich obrotach. Bałem się, że tego nie wytrzymam. Ale na szczęście tak się poukładało, że miałem energię przez cały bieg i robiłem swoje i tak wszystko się ładnie poukładało.

Energię miałeś przez cały bieg, a najwięcej na koniec.

Rzeczywiście. Były niesamowite emocje, dużo Polaków kibicowało. To był mega polski dzień. Na całym festiwalu (biegowym w Chamonix) startuje chyba 280 Polaków plus ich rodziny. Wszyscy kibicowali. Mieć taką energię tylu kibiców, to trzeba było powalczyć i dać z siebie 200%

W jakim tempie te ostatnie kilometry pokonałeś?

Tam były kilometry po 3,5 minuty... Naprawdę szybko. Po przebiegnięciu 110 km, to rzeczywiście szybkość była imponująca. Naprawdę nie wiem, skąd tą siłę wykrzesałem, ale taktyka jednak podziałała, żywienie i wszystko się udało.

Co teraz czujesz po tym zwycięstwie?

To jest dopiero przystanek TDS (Sur les Traces des Ducs de Savoie - bieg Śladami Książąt Sabaudii - 124 km ok. 7000 m) , w tamtym roku było CCC (Courmayeur - Champex - Chamonix - 101 km), czyli ostatni przystanek przed  UTMB (Ultra-Trail du Mont-Blanc - 166 km + 9600 m) no i za rok jest plan zrobić UTMB. To jest krok dalej, czyli ten główny dystans wokół Mont Blanc. Stopniowo sobie to dozuje i mam nadzieję się dobrze przygotować na kolejny rok. Małymi kroczkami do przodu.

Czyli to będzie takie ukoronowanie Twoich startów?

Taki jest plan. Chciałbym mieć świadomość, że zrobiłem wszystko żeby się bardzo dobrze przygotować. Teraz to wszystko rzeczywiście się poukładało, chociaż łatwo nie było. Miałem małe przerwy, Jak to w sporcie. Nie zawsze wszystko można zaplanować.  Na szczęście wynik tegoroczny jest super. Teraz zostaje rok pracy do UTMB. Muszę sobie poukładać wszystko i jak najlepiej się przygotować do tego wyzwania. Jeszcze Polak nie powalczył o pudło na UTMB, więc chciałbym być pierwszym.