​Polki przegrały w Bietigheim-Bissingen z Węgierkami 28:31 (11:13) w swoim czwartym, przedostatnim meczu grupy B mistrzostw świata piłkarek ręcznych, które odbywają się w Niemczech. Biało-czerwone straciły w ten sposób szanse na awans do 1/8 finału.

Przegrana Polski z Węgrami, koniec marzeń o awansie do kolejnej fazy rozgrywek

Podopiecznym trenera Leszka Krowickiego pozostało do rozegrania w grupie B w piątek spotkanie z Argentyną, a potem udział w turnieju o Puchar Prezydenta, który zadecyduje o miejscach 17-24 w MŚ.

Polska - Węgry 28:31 (11:13).

Polska: Adrianna Płaczek, Weronika Gawlik - Karolina Kudłacz-Gloc 8, Kinga Achruk 6, Kinga Grzyb 4, Monika Kobylińska 4, Katarzyna Janiszewska 3, Joanna Drabik 2, Romana Roszak 1, Sylwia Lisewska, Joanna Szarawaga.

Węgry: Blanka Biro - Aniko Kovacsics 8, Anita Goerbicz 5, Bernadett Bodi 5, Nadine Schatzl 4, Kinga Klivinyi 3, Anett Kisfaludy 2, Klara Szekeres 1, Noemi Hafra 1, Szandra Zacsik 1, Viktoria Lukacs 1, Zita Szucsanszki, Szabina Mayer, Rea Meszaros, Anna Kovacs.

Po zwycięstwie Polek nad Szwecją 33:30 i porażkach z Czechami 25:29 i obrońcą tytułu Norwegią 20:35, ich mecz z Węgierkami miał zadecydować, która z tych drużyn będzie dalej rywalizować o medale. Po pierwszej w miarę wyrównanej połowie nadzieje na awans prysły w drugiej, w której biało-czerwone zupełnie się pogubiły.

Polki zaczęły w miarę dobrze i po golach Kingi Achruk i Moniki Kobylińskiej prowadziły 2:0. Jednak dość szybko rywalki, prowadzone przez jedną z najlepszych szczypiornistek świata Anitę Goerbicz, zniwelowały straty. 

Gra się toczyła praktycznie bramka za bramkę, ale w 15. minucie Węgierki, których szkoleniowcem jest były selekcjoner reprezentacji Polski Kim Rasmussen, po raz pierwszy wygrywały w tym pojedynku (7:6). Stało się tak po pięciu minutach bez gola w wykonaniu biało-czerwonych.

Drużyna Krowickiego raziła przede wszystkim wyjątkową nieskutecznością w ataku. Pomimo kilku udanych interwencji Adrianny Płaczek koleżanki były bardzo nieporadne w ofensywie. Węgierska bramkarka miała dużo mniej udanych interwencji, ale rzuty w jej kierunku były często niecelne, trafiały w słupki lub poprzeczkę.

W 16. min po bramkach Karoliny Kudłacz-Gloc i Kingi Grzyb Polki po raz ostatni objęły prowadzenie (8:7). Potem były jednak znów bardzo nieskuteczne. Nie wykorzystywały rzutów karnych i gry w przewadze dwóch zawodniczek.

W ciągu niespełna kwadransa przed przerwą Polski zespół, który na poprzednich MŚ dwukrotnie zajmował czwarte miejsce, zaliczył zaledwie trzy trafienia, ale strata przed drugą połową nie była jeszcze tak duża - 11:13.

Po zmianie stron zdenerwowane Polki zupełnie nie mogły odnaleźć swojego rytmu gry. Przeciwniczki natychmiast odskoczyły na 16:11, a potem już tylko sukcesywnie powiększały przewagę, która dość szybko urosła do ośmiu bramek 24:16. 

Krótko po tym, w 45. min, na boisku doszło do nieprzyjemnej sytuacji, kiedy w ferworze walki Kudłacz-Gloc została uderzona w twarz i potrzebna była pomoc medyczna. Za to zagranie Anett Kisfaludy otrzymała czerwoną kartkę. Kapitan polskiej drużyny potem jeszcze wróciła do gry (w 55. min), ale nie była w stanie odmienić losów spotkania.

W ostatnich minutach rozluźnione wysokim prowadzeniem Madziarki pozwoliły przeciwniczkom na częściowe zniwelowanie strat, ale nic już nie mogło im odebrać zwycięstwa. 

Karkut: Nie widziałam determinacji w oczach dziewczyn

Po porażce z Węgierkami Bożena Karkut stwierdziła, że Polki są sobie same winne, iż straciły już szanse na awans do 1/8 mistrzostw świata piłkarek ręcznych. Nie widziałam w oczach dziewczyn determinacji - dodała była reprezentantka kraju.

Karkut rozmowę z PAP zaczęła od stwierdzenia, że rywalki wcale nie były poza zasięgiem Polek i była duża szansa na zwycięstwo. Na naszą porażkę złożyło się kilka aspektów. M.in. niewykorzystane sytuacje stuprocentowe, słaba gra w obronie, a przede wszystkim brak determinacji. Nie widziałem jej w oczach dziewczyn. Dopiero w ostatnich dziesięciu minutach się pojawiła, ale wtedy było już za późno. Ja nie mówię, że dziewczyny nie chciały, bo na pewno chciały, ale zabrakło mi w tym głowy i tej właśnie wspomnianej determinacji - dodała.

Polki zaczęły mecz dobrze, bo prowadziły 2:0, ale od stanu 8:7 nie potrafiły przez blisko 10 minut zdobyć gola. Węgierki odskoczyły na 11:8 i nie dały się już dogonić. Karkut stwierdziła, że kluczowy był początek drugiej połowy, kiedy pierwsze minuty biało-czerwone przegrały 1:4.

Po pierwszej połowie to my powinniśmy prowadzić. Tymczasem przegrywamy dwoma golami, wychodzimy na drugą połowę i zamiast gonić, dajemy łatwo rywalkom powiększyć przewagę. Przecież Węgierki nie grały nie wiadomo jakiej piłki. Grały to, co było wiadomo, że będą grały, a my tej wiedzy nie potrafiliśmy wykorzystać. Kiedy one grały w przewadze, łatwo zdobywały bramki, a my w takiej sytuacji potrzebowałyśmy 50 sekund, aby coś stworzyć, a i tak nie zawsze się to kończyło sukcesem. Trudno mi to zrozumieć i wytłumaczyć
- skomentowała jedna z najlepszych polskich piłkarek ręcznych w historii.

Biało-czerwone po czterech meczach mają na koncie dwa punkty i przed sobą starcie z najsłabszą w grupie Argentyną. Karkut przyznała, że można było na tych mistrzostwach świata osiągnąć więcej.

Utopiłyśmy się same w meczu z Czeszkami, które to spotkanie powinniśmy wygrać. Może właśnie ta przegrana nam za mocno siedziała w głowach? W meczu z Norweżkami też można było więcej powalczyć, a wyglądało to tak, że z góry założyłyśmy porażkę. Nie można tłumaczyć niepowodzenia złą selekcją czy złym dobraniem taktyki. Tak zwyczajnie brakowało mi w naszym zespole determinacji. Zawsze mówię swoim dziewczynom: przecież walczycie o swoje marzenia, a więc jeżeli np. wykonujecie rzut, to niech to będzie najlepszy rzut w życiu. Tylko dając z siebie wszystko, można sięgać po sukces i spełniać marzenia. Mówię pod wpływem emocji, ale jestem zła, bo uważam, że mogłyśmy ugrać znacznie więcej na tych mistrzostwach. Pozostaje żal - podsumowała trenerka Metraco Zagłębia Lubin.

(ph)