Niezliczone kruche mosty śnieżne, lodowe ścianki i bardzo niebezpieczne szczeliny. Takie trudności musieli pokonać polscy himalaiści, by założyć pierwszy obóz pod Gahserbrumem I. Pierwsza próba dokonania tej sztuki niestety się nie powiodła. Udało się to dopiero wczoraj Adamowi Bieleckiemu i dwóm tragarzom wysokogórskim. Obóz stanął na wysokości 5930 m n.p.m.

Polacy pierwszy raz próbowali założyć obóz pierwszy we wtorek. Trudności drogi przez ice fall (poprzecinany licznymi szczelinami lodowiec) okazały się jednak większe niż przypuszczali. Ostatecznie udało im się pokonać mniej więcej 70 proc. drogi do "jedynki". Wczoraj, dzięki traserom, do pozostawionego na lodowcu depozytu sprzętu udało się dojść Adamowi Bieleckiemu i dwóm tragarzom wysokościowym. Wieczorem cała trójka rozbiła namiot obozu pierwszego. Dziś wszyscy zeszli do bazy. Do przygotowanego obozu pierwszego dotarli zaś Artur Hajzer i Janusz Gołąb, którzy jutro mają zamiar wyjść na rekonesans w kierunku planowanego obozu drugiego.

Tak Adam Bielecki opisuje pierwszą część drogi na Gasherbrum I - położony w Karakorum ośmiotysięcznik, który nie został jeszcze nigdy zdobyty zimą:

Wyruszyliśmy o 6:40 rano i już o 9:30 po bardzo szybkim marszu osiągnęliśmy miejsce złożonego dwa dni wcześniej depozytu. Miejsce depozytu okazało się być położone zaledwie pół godziny drogi od tak zwanego dolnego plateau, którym wiodła dalsza droga. Droga ta była niezbyt trudna, pomimo przysypanych śniegiem szczelin. Dopiero następna bariera lodowcowa okazała się trudna orientacyjnie i bardzo niebezpieczna - każdy z nas przynajmniej raz wpadł do szczeliny, a Ali zaliczył czterometrowy lot w głąb jednej z nich. Niezliczona ilość kruchych mostów śnieżnych oraz ścianek lodowych doprowadziła nas do górnego plateau. Jego teren wydawał się łatwy technicznie - praktycznie płaska, śnieżna powierzchnia, jednakże jak się okazało była ona poprzecinana bardzo szerokimi, równoległymi szczelinami, co zmuszało nas do niekończącego kluczenia i wracania po własnych śladach. Jedna ze szczelin okazała się nie do ominięcia, co zmusiło nas do zejścia na jej dno (około 40 m) i szukania wyjścia po drugiej stronie. Udało się to po około 300 metrach marszu dnem szczeliny!

Warunki pogodowe w ciągu dnia sukcesywnie się pogarszały, co oznaczało przede wszystkim coraz silniejszy wiatr. Obóz I osiągnęliśmy około godziny 16:30, namiot rozbijaliśmy przy bardzo silnym wietrze. W praktyce oznacza to nieustającą walkę z ryzykiem odmrożeń, po każdej najdrobniejszej czynności musieliśmy zadbać o rozgrzanie palców. Około 18:00 bardzo zmęczeni mogliśmy odpocząć opatuleni śpiworami, na jedzenie byliśmy zbyt zmęczeni. Dzisiaj rano pomimo tego, że zasypało część naszych śladów, GPS pomógł nam sprawnie odnaleźć drogę powrotną. Około godziny 11:00 spotkaliśmy w połowie dolnego plateau, podchodzących do góry Janusza i Artura, przekazaliśmy im GPS z zapisem drogi do obozu I, życzyliśmy powodzenia i po trzech godzinach dotarliśmy do bazy, po drodze poręczując jeszcze dwie szczególnie nieprzyjemne szczeliny.

Polska wyprawa postawiła sobie za cel wejście zimą na Gasherbruma I - jeden z czterech niezdobytych jeszcze ośmiotysięczników o tej porze roku. Artur Hajzer i spółka w bazie nie są jednak sami. Tej samej sztuki próbuje dokonać również wyprawa austriacka, która będzie się jednak wspinać inną drogą niż Polacy.

Polski Himalaizm Zimowy