Cuda extraklasy - tak można podsumować to, co dzieje się w pierwszej lidze piłki nożnej na dwie kolejki przed zakończeniem rozgrywek. Wisła Kraków, Legia Warszawa i Pogoń Szczecin, czyli kluby walczące o mistrzowski tytuł, przegrywają kolejne spotkania. A jednocześnie zwyżkuje forma i niespodziewanie wygrywają drużyny z końca tabeli. Na oczach całej Polski dokonuje się wielki boiskowy, a w zasadzie poza boiskowy przekręt.

O tym, że wyniki meczów nie zawsze rozstrzygają się w sportowej rywalizacji i często są „przewidywalne”, Janusz Zaorski zrobił film "Piłkarski poker". Skorumpowani działacze sportowi, piłkarze i sędziowie są jednak w naszym kraju bohaterami nie tylko filmów fabularnych. O tym, że coś w polskiej piłce nie gra jest przekonany dyrektor Pogoni Artur Korneluk. „Nie boję się stwierdzić, że jest to bardzo wielkie oszustwo na skalę ogólnopolską. Wszystkie czynniki wskazują na to, że są jakieś czynniki zewnętrzne” – uważa. O jakich czynnikach zewnętrznych mówi dyrektor Pogoni? Korneluk jest jednym z nielicznych działaczy, którzy odważyli się coś powiedzieć. Większość, tak jak rzecznik Legii Piotr Strejlau, nie widzi żadnego problemu. Pytany czy jego klub sprzedaje mecze – odpowiada: „Takie pytanie to już jest jakaś rzeczywistość wirtualna. To jest już śmieszne”.

Nie popadajmy w samouwielbienie, nie tylko polską specjalnością jest sprzedawanie meczów. Najsłynniejszy przykład pochodzi z Francji, ze słynnego klubu Olimpique Marsylia z 1993 roku. Tam udowodniono przekupstwo, a wielki Olimpique został zdegradowany. W Polsce taki scenariusz byłby nie do pomyślenia. „Tam osoba się przyznała. Powiedziała, że wzięła pieniądze za sprzedanie meczu, czy tam za ułożenie wyniku. Tutaj w Polsce nie było takiej sytuacji. Nikogo nie złapano za rękę” – powiedział Marcin Stefański dyrektor Departamentu Rozgrywek Centrali Piłkarskiej. Nie dość, że nie złapano, to handel boiskowy nie jest w Polsce przestępstwem. Gdy PZPN próbował zajrzeć do bilingu rozmów telefonicznych jednego z prezesów posądzonych o próbę przekupstwa – odmówiono mu, gdyż nie ma uprawnień policji. W tej chwili bardziej potrzebny jest rodzaj dżentelmeńskiej umowy między klubami - mówią w PZPN. Piłkarze, którzy nie zasługują na olbrzymie kontrakty – nie powinni otrzymywać tych pieniędzy. Ale od dawna wiadomo, że dżentelmeni w polskiej lidze wyginęli, dlatego w najbliższych sezonach zostanie wprowadzony system tak zwanego licencjatu, czyli tylko licencjonowane kluby będą mogły grać w lidze. Aby uzyskać licencjat trzeba będzie otworzyć księgi finansowe przed PZPN-em, nie mieć żadnych długów i mieć odpowiedni stadion z całą infrastrukturą. Sprawę ostatnich rozgrywek trzeba będzie prawdopodobnie odłożyć ad acta.

17:00