Nie Piotr Lisek, a Paweł Wojciechowski został halowym mistrzem Europy w skoku o tyczce. To nieco zaskakujące wydarzenie ucieszyło kibiców i udowodniło, że polska tyczka jest wysoko w światowej hierarchii. Sam Wojciechowski przeżywa dziś drugi szczyt formy w swojej karierze i w rozmowie z Pawłem Pawłowskim z redakcji sportowej RMF FM deklaruje, że będzie chciał ten szczyt utrzymać aż do jesiennych mistrzostw świata na otwartym stadionie.

Do tej imprezy pozostało jednak mnóstwo czasu. Ze względu na klimat panujący w Katarze (a tam odbędzie się czempionat) mistrzostwa wystartują dopiero 28 września. Czy tak rozciągnięty sezon może wpłynąć na dyspozycję zawodnika? O to również zapytaliśmy halowego mistrza Europy.

Paweł Pawłowski RMF FM: Oglądałem konkurs skoku o tyczce podczas mistrzostw. Po swoim skoku cieszyłeś się jak dziecko; trochę tak, jakbyś nie wierzył, że zdobycie złota jest w ogóle możliwe.

Paweł Wojciechowski: Jadąc na mistrzostwa Europy, wiedziałem, że chcę walczyć o najwyższa lokatę i na pewno będę tak robił do końca swojego życia i końca swojej kariery. Zaskoczeniem było jednak to, że po trudach konkursu i tylu udanych i nieudanych próbach, ten dwunasty skok okazał się zwycięskim. Ja już nie byłem świadomy, że potrafię wykrzesać z siebie tyle mocy, żeby jeszcze skakać i to tak wysoko. Ale w tym momencie wyłączyłem głowę i włączyłem automatyzm. Udało się i świadczy to tylko o tym, że byłem dobrze przygotowany oraz o tym, że stać mnie na więcej, jeśli tylko konkurs  dobrze się układa. Dlatego w sporcie dąży się do perfekcji, żeby nic nie było kwestią przypadku, ale kwestią wytrenowania.

Mówisz o głowie, dlatego zapytam właśnie o to psychiczne zaplecze. Ile z tego sukcesu to przygotowanie psychiczne, a ile wytrenowanie pod kątem fizycznym?

Przyjmijmy, że jedno i drugie jest treningiem. Bez pomocy psychologa, doktora Zdzisława Sybilskiego, który mi pomaga, nie byłoby to takie proste. Uważam, ze 50 procent to praca fizyczna a drugie 50 to psychika. Jesteśmy na takim poziomie, że w tej dyscyplinie każdy jeden centymetr ma ogromne znaczenie. Dlatego każdy aspekt jest bardzo ważny.

Jakie zatem plany na najbliższe dni? Wiesz już, gdzie będziesz chciał wystartować? Bo do imprezy sezonu wciąż jeszcze bardzo daleko.

Pomału zaczynamy już takie nasze "dłubanie" w tym wszystkim, żeby doprowadzić skoki jak najbliżej perfekcji. Tej perfekcji w sporcie nigdy nie da się osiągnąć. Zawsze wychodzi się trochę niezadowolonym. Chciałbym pierwszy swój start w tym sezonie mieć w Dausze na Diamentowej Lidze. To po to, żeby liznąć trochę tego Kataru, nie w sensie choroby, tylko tego miejsca (śmiech). Chcę poznać miejsce i wiedzieć, gdzie będziemy startować w październiku, bo tam jeszcze nie byłem. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży i z większym doświadczeniem pojadę na mistrzostwa świata.

Te mistrzostwa startują dopiero pod koniec września. Czy takie rozciągnięcie sezonu lekkoatletycznego wpływa na tryb przygotowań?

To trudne pytanie, bo nie znamy na nie odpowiedzi. Nikt nigdy nie postawił nas przed takim trudnym zadaniem. Nie wiemy do końca, co robić. Będziemy improwizować i szukać różnych metod. Myślę, że najważniejsze na teraz są przygotowania do igrzysk w Tokio w przyszłym roku. Jeśli przez to potkniemy się na mistrzostwach świata, to trudno. Nie chciałbym mieć sobie nic do zarzucenia po igrzyskach olimpijskich.

To trzymamy kciuki, bo chyba przeżywasz swoją drugą młodość i drugi niesamowity szczyt formy w karierze.

Trochę gdzieś zawiesiłem się w pewnym momencie. Co prawda, nie wypadłem z dziesiątki przez kilka ostatnich lat, ale to nie było moje wyobrażenie o tym, jak mogę skakać. Nie odpowiadało to pracy, którą wykonywałem. Teraz powoli zaczyna to kiełkować i wychodzić tak, jakbym tego chciał. Może 20 lat treningu to za mało, żeby się tego dowiedzieć i dopiero teraz zaczynam się tego dowiadywać. Całe szczęście, że wszystkiego dowiaduję się już teraz, póki mam czas, żeby pokazać się z dobrej strony. Mam nadzieję, że ten szczyt, który jest moim drugim szczytem w karierze, zostanie ze mną trochę dłużej, niż ten pierwszy. Po tym pierwszym było bardzo szybkie załamanie; bardzo szybki upadek. Z wysokiego konia upada się najtrudniej i później trudno wspiąć się na szczyt. Myślę jednak, że skoro teraz się już na niego wspiąłem, to postaram się nie spaść.

Opracowanie: