Trwa preludium do głównego, lekkoatletycznego sezonu olimpijskiego. Czołowi lekkoatleci świata walczą na poszczególnych mityngach. Za nami dwa prestiżowe spotkania w Polsce. Na jednym z nich w Toruniu tyczkarz Armand Duplantis pobił rekord świata. Na drugim – w Łodzi – w trzech konkurencjach triumfowali Polacy. Nasz dziennikarz zapytał więc eksperta o formę polskich lekkoatletów w trakcie sezonu halowego. Z byłym skoczkiem wzwyż Arturem Partyką rozmawiał Paweł Pawłowski.

Paweł Pawłowski RMF FM: Martwimy się trochę o Pawła Wojciechowskiego. To nasz halowy mistrz Europy z Glasgow. Teraz ma kłopoty z nowym kompletem tyczek, do których nie może się przyzwyczaić. Czy do igrzysk jest wystarczająco dużo czasu, żeby zaprzyjaźnić się z nowym sprzętem?

Artur Partyka: Jak najbardziej. Łódzki mityng (Wojciechowski miał tam problemy nawet z wysokością 5,30 - przyp. red.) to będą jedne z ważniejszych zawodów dla Pawła. Dlaczego? Ponieważ próbował tyczek, próbował innego sposobu skakania. Specjalnie spędziłem pół godziny z jego trenerem, oglądając to, jak Paweł się koncentruje i co dokładnie chce osiągnąć. Myślę, że przy aktualnej absencji Piotra Liska - który podjął bardzo dobrą decyzję, że zrezygnował z sezonu halowego - Paweł potraktował łódzkie zawody jako jeden wielki eksperyment. On jest coraz bliżej znalezienia tego złotego środa do sezonu olimpijskiego. Uważam, że łódzki start był dla niego bardzo ważny.

Kamila Lićwinko wygrała zawody w Łodzi i nazwano ją tam najwyżej skaczącą mamą. To już jej aktualna forma? Przyszła w odpowiednim momencie? Czy możemy spodziewać się czegoś więcej?

To jeszcze nie jest forma Kamili. Proszę pamiętać o niedawnym urazie, kiedy drżeliśmy o to, czy wystąpi na Orlen Cup w Łodzi. A kontuzja w okresie przygotowawczym do sezonu olimpijskiego to nic dobrego. Także start w Atlas Arenie to kolejne zawody, które mają jej pokazać, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Tak jak pan wspomniał, to jest młoda mama, więc dla niej jest to wspaniały czas. Myślę, że ona spokojnie znajdzie ten słoty środek, żeby w igrzyskach olimpijskich walczyć o jak najwyższe cele. Mam tu na myśli skoki powyżej dwóch metrów.

Jak patrzę na Armanda Duplantisa w skoku o tyczce, to przecieram oczy ze zdumienia, że ten poziom jest nieprawdopodobnie wysoki. To w skoku o tyczce - dyscyplinie, w której chyba liczymy na medale. A gdzie są pozostałe nasze szanse medalowe i co mówi o nich aktualna dyspozycja sportowców?

Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem Duplantisa czy Mariji Lasickiene. A tak poza tym to chyba niewiele się dzieje, prawda? Jeśli weźmiemy pod uwagę wyniki sezonu halowego, to nie jest to coś, co rzuca nas na kolana. Skok wzwyż i tyczka robią wrażenie, ale w pozostałych konkurencjach co się dzieje? Mityng w Łodzi pokazał, że Polacy są bardzo blisko pozostałych lekkoatletów, którzy mają najlepsze osiągnięcia w sezonie. Te dwa rodzynki, które są, rzeczywiście pokazują, że zaczął się szczególny sezon olimpijski. Natomiast większość lekkoatletów jeszcze tej formy nie ma. W tym nasi zawodnicy. Oczywiście Konrad Bukowiecki pcha kulę na ponad 21 metrów i jest regularny i to sprawia, że może w tym sezonie olimpijskim zawalczyć o więcej. Nie należy jednak skreślać Michała Haratyka, który pchnął w Toruniu 21,50. Ten sezon jeszcze na dobrą sprawę się nie rozkręcił. Szczęście w nieszczęściu, że odwołano halowe mistrzostwa świata.

Ale to bardziej szczęście czy nieszczęście?

Ja uważam, że szczęście, bo to wydłuża sezon o ponad miesiąc. Proszę sobie wyobrazić, że te mistrzostwa byłyby dopiero za 4 tygodnie. W perspektywie igrzysk, które są za 5 miesięcy - ten termin marcowy nie leżał mi od samego początku. Myślę też, że zawodnicy z czasem docenią to, że tej hali jest mniej i szybko pokażą się na otwartym stadionie i będą osiągać jak najlepsze wyniki.

Opracowanie: