"Zawsze jest lepiej, jeżeli mężczyzna prowadzi dziewczyny, a kobieta chłopaków. Wtedy posłuch jest inny. Jednak ja jako trenerka staram się być konsekwentna. To, co sobie założę i to, co przekażę dziewczynom, chcę realizować. Nie mam żadnych problemów z trzymaniem całości w ryzach i osiągnięciem założonego celu" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Violetta Bakoś, opiekunka juniorskiej reprezentacji Polski kobiet w siatkówce plażowej. Polski Komitet Olimpijski przyznał jej nagrodę dla najlepszej trenerki 2012 roku. Została wyróżniona w ten sposób już po raz drugi.

Patryk Serwański: Dlaczego w żeńskim sporcie tak mało jest kobiet trenerek, które zajmowałyby się np. zespołami siatkówki, koszykówki? Moglibyśmy mnożyć te przykłady. Przeważnie jednak nawet z żeńskim sportem kojarzą nam się mężczyźni. Czy byłe zawodniczki nie garną się do trenowania? Czy to jakiś brak chęci, czy też po zakończeniu kariery szukają jakiejś innej drogi?

Violetta Bakoś: Uważam, że przyczyną jest to, że każda kobieta przeważnie zakłada swoją rodzinę. Ma dzieci. Ja na przykład również mam synka. Jest to ogromne przedsięwzięcie, bo mały lata ze mną po różnych imprezach, po Europie. Zorganizować to sobie i w zasadzie podporządkować całą rodzinę do swoich aspiracji jest bardzo trudno. Mnie się to udało, ponieważ mam taką rodzinę, a nie inną. Pomagają mi i dlatego tutaj jestem.

Łatwo jest współpracować kobiecie z kobietami na linii trener - zawodniczki? Łatwo jest czasem ryknąć, krzyknąć, bo pewnie takie chwile też się zdarzają? Czy nie ma żadnego znaczenia, czy to jest mężczyzna, czy kobieta?

Ja osobiście uważam, chociaż jestem kobietą, że zawsze jest lepiej, jeżeli mężczyzna prowadzi dziewczyny, a kobieta chłopaków. Wtedy posłuch jest inny. Jednak ja jako trenerka staram się być konsekwentna. To, co sobie założę i to, co przekażę dziewczynom, chcę realizować. Uważam, że nie mam żadnych problemów z trzymaniem całości w ryzach i osiągnięciem założonego celu.

Łatwiej się tłumaczy dziewczynom, młodym zawodniczkom różne elementy niż mężczyznom? Są rzeczywiście dokładniejsze w wykonywaniu różnych rzeczy? Czy tutaj nie ma różnicy?

Dziewczyny, z którymi współpracuję, są naprawdę ambitne. Na każdym treningu starają się wykonywać wszystko na 120 procent. Może dlatego, że jest to kadra Polski. Wiadomo, że szkolonych jest po dziesięć, dwanaście osób w danej kategorii, a nie wszystkie będą reprezentowały Polskę na mistrzostwach międzynarodowych, dlatego one walczą o wynik. Chcą się pokazać z jak najlepszej strony. Ja nie mam naprawdę problemu, żeby cokolwiek wyegzekwować.

Taka nagroda, już nie pierwsza w pani karierze, to jest dodatkowy bodziec do pracy, zadowolenie, że ktoś to zauważył, taki impuls, że jeszcze bardziej warto się starać?

Na pewno jest to impuls. Już wcześniej mówiłam, że jak w styczniu 2009 roku zadzwoniła pani Dorota z Polskiego Komitetu Olimpijskiego, zawiadamiając mnie o tej nagrodzie, po prostu myślałam, że ktoś mnie wkręca i robi sobie jakieś numery. Jednak po dłuższej rozmowie okazało się, że jest to jednak prawdą. Byłam niezmiernie zadowolona, tak samo jak i w tym roku. Jest to mobilizujące, bo tak, jak mówiłam - jeżeli się robi to, co się lubi i jeszcze ktoś to zauważy, to naprawdę sprawia to taką ogromną przyjemność, że chce się dalej pracować.

Czy po tylu medalach zdobytych w różnych juniorskich, młodzieżowych kategoriach jest szansa, żeby jakiś nasz żeński duet osiągał takie sukcesy, jak Fijałkowski i Prudel, o których już duża rzesza kibiców w Polsce wie? O naszych paniach troszeczkę mniej na razie słyszymy. Jest szansa, że w tych seniorskich rozgrywkach też niebawem pojawią się nam takie gwiazdki?

Przeważnie pracuję z młodzieżą. Młodzież mamy naprawdę utalentowaną i mam nadzieję, że polski system będzie dążył do tego, żeby było jak najwięcej nakładów finansowych, bo młodzież jest fantastyczna. Trzeba to tylko wykorzystać. Na razie mamy dziewczyny 18- 19- i 20-letnie, więc to jeszcze trzeba sporo pracy i sporo lat, żeby one osiągały wyniki w sporcie seniorskim.